Kobieta ze snów...piękna, delikatna, silna, zaradna, kochająca do dna, czująca po koniuszki palców i czubek głowy, dbająca o siebie, o dom, dzieci, rodzinę, człowieka,którego kocha...kobieta z moich snów.
Mężczyzna ze snów...Ten Jeden, ciągle ten sam, tam sobie znajduje miejsce. Narazie się w nich osiedlił. Tak, to walka z moją podświadomością, która przypomina mi,że to już koniec i początek nowego,życia,
bez Niego. Mogłabym go kochać jeszcze raz ,ale to początek Jego szczęśliwego życia ;)
Jak już się wyleczę, jak już moje serducho dojdzie do ładu i składu to chciałabym znów pokochać do dna i poczuć to jeszcze raz....
...................................................................................................................................................................
Walkę tegoroczną z sesją, egzaminami, z sobą samą - wygrałam! Wygrałam prawdziwie, legalnie, namacalnie. Wygrałam po Bożemu, Jego sposobem i Jego cudem. Ale wygrałam! :)
Niesamowicie mi to podwyższyło poczucie własnej wartości, poczucie,że w końcu efekty przychodzą!
Że wytrwałość, praca i cierpliwość - zostają nagrodzone!
Z perspektywy czasu myślę sobie,że dobrze,że tamten rok był tak przerąbanie ciężki, że dopadło mnie wiele małych i większych kryzysów,że mimo wszystko udało się iść dalej. To mi chyba tylko wzmocniło nerwy i siły. A teraz to ja wygrałam! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz