O mnie

W życiu trzeba walczyć o to,co się kocha, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę samego siebie. Kochać innych można tylko wtedy, kiedy najpierw pokocha się samego siebie. Największe szczęście w życiu to kochać i być kochanym.

sobota, 6 grudnia 2014

bliskość i raczkująca m*****.

Minęło 11 miesięcy.

Nigdy w życiu nie pomyślałabym,że te 11 miesięcy tak się potoczy, że ktoś w tak (powiedzmy sobie szczerze) krótkim czasie stanie mi się tak bliski. Chociaż wtedy, w tamtej jednej chwili, a potem przez kilka kolejnych godzin wiedziałam, że wydarzyło się coś niesamowitego i nieoczekiwanego. Ale nie zdawałam sobie sprawy, że oboje staniemy się dla siebie aż tak ważni i poważni. Ciekawe, czy Pan Bóg wtedy o tym myślał. Niezła szkoła, Panie Boże. Konfrontując ze sobą siłę serca i logiki...myślę, że logika przegrywa. Serce się nie poddaje, chociaż momentami bombardowane jest przez rozum. 
Wstaje, otrzepuje wojenny pył, zszywa zadraśnięcie i idzie dalej walczyć, o to,co kocha.
Nie żałuję ani jednej chwili, oboje nie żałujemy. Zrobilibyśmy dla siebie wszystko, co w mocy, co dobre. Pomoglibyśmy sobie nawet o dwunastej w nocy. Im dłużej nad tym siedzę i o tym myślę to czuję, jakby tu nie było żadnych warunków do spełniania. Niestety, są przeszkody, bariery, bo byłoby zbyt pięknie. Zapomnieć o ich istatnieniu ? nie można, nie da się. Nie myśleć? - nie można. Przeskoczyć je? Też się nie da, bo one zawsze gdzieś będą w pobliżu.
Jest ciężko, jak cholera i dosyć brutalnie. Chciałoby się być naprawdę, chciałoby się być blisko, w ramionach, trzymać za ukochaną dłoń bez żadnych obaw i robić kanapki do pracy, i jeść razem pączki, pić hektolitry kawy, 
jeździć nad Dunajec, p prostu się o siebie wzajemnie troszczyć i dbać - bez obaw. No i nie da się tak zupełnie bez obaw, bez konsekwencji i siedzącej na karkach Pani Odpowiedzialności. Dlatego też ściska mnie za serce, kiedy słyszę "doceńmy to,co jest między nami, bo to jest nasze małe szczęście". Potem przytulam i wykrztuszam "masz rację, dziękuję". Jednakże codzienne pragnienie przebywania w towarzystwie tak bliskiej duszy, rozmawiania, dzielenia się minionymi dniami, radościami i smutkami, pierdołami i ważnymi sprawami, problemami i sukcesami wypłukuje mnie nieraz do reszty. Zamyka mnie na świat, dopóki wszystko na nowo nie wybuchnie i się nie oczyści. A wtedy płaczę, ryczę, wyje w ukryciu, tak,że nikt nie widzi i tak głośno, jak tylko płuca mi pozwalają i wołam "zajmij się tym, proszę!". I po tej czarnej, trwającej nieraz kilka dni rozpaczy zawsze przychodzi moment ratunku albo "pakuj się powoli, będę najpóźniej dziesięć po" i Mama w końcu może usłyszeć z moich ust, co się dzieje. Potem znów płaczemy, teraz już obie i następuje katharsis. I tak jest co jakiś czas. Dlaczego?
Bo gdybym miała wybrać, spośród wydarzeń tego mojego,( zbliżającego się ku końcowi) roku, jedno z najważniejszych i najbliższych sercu,to właśnie Ta relacja znalazłaby się na podium, o ile nie na najwyższym jego stopniu. 
Wiem,że jest w tym mnóstwo egoizmu.
Wiem też, że to jeszcze nie miłość, ale zrobiłabym dla Niego wszystko. 
Dlaczego? Po co? Warto?
Nie wiem. Nie zastanawiam się, jaki jest tego powód. 
Po prostu cieszę się, że jest. A że potwornie tęsknie za tym, czego bym chciała...to chyba normalne.
Czasu nie cofniemy, słów wypowiedzianych nie cofniemy, ale możemy jeszcze dopowiedzieć to, co niedopowiedziane.
Myślę jednak,że w ostatnich dniach zostało powiedziane dużo więcej.
Moje serce powiedziało chyba już wszystko, co chciało. 
Bez żadnych dyskusji i dylematów, czy powiedzieć, czy nie. 
Po prostu - lubię to stwierdzenie.
Po prostu stało się.
Po prostu staliśmy się.
Po prostu jesteśmy.
Wiem, że to wymaga czasu. 
Wiem to i rozumiem bardziej niż na początku.
Czy to, co już zbudowane przetrwa jeszcze te kolejne ciężkie bitwy? 
Po prostu...zobaczymy.

"Zajmij się tym, proszę!"

poniedziałek, 22 września 2014

potwierdzenia

Kiedy wracałam zza granicy, po 5ciu morderczych tygodniach tęsknoty, łez potu i ciągłej niepewności, obiecałam sobie, wmawiałam "będzie inaczej, zajdą zmiany przecież". Guzik prawda. Niewiele się zmieniło. Może tylko na chwilę. To jak powrót z kolejnych rekolekcji. Zawsze mówili: jak wrócicie to rzeczywistość będzie ta sama, nie będzie bum! Zawsze mieli rację. I teraz też nie ma bum. Jeśli już to oczywiście w mojej głowie.

Dziś uświadomiłam sobie,że jestem osobą, która potrzebuje ciągle jakiegoś potwierdzenia, pokierowania. wręcz pokusiłabym się o stwierdzenie "treningu interpersonalnego" w różnych aspektach życia : "dobrze, Kinga, właśnie tak to ma być" albo " tę nogę musisz ustawić inaczej, zejść niżej na biodrach, nie podnosić się na tych nogach" albo "o, jak tu posprzątane" albo "widzisz, ile zjadłem twojej szarlotki, a ty się bałaś, że nie będzie miał kto jej zjeść". Tak, właśnie, potwierdzenia. Tak, przyznaję, lubię być czasami w centrum uwagi, ale w tym pozytywnym aspekcie. Jestem człowiekiem, który potrzebuje potwierdzenia.
Jak dziecko. Jeszcze widocznie nie dorosłam do tego,żeby zająć się umiejętnie sobą, a co dopiero kimś...

piątek, 25 lipca 2014

"You have to let them go!"

Rozum wygrał.
Serce po raz kolejny zostało z knock-out-owane.
Życie pisze różne scenariusze. Te moje są jakieś dziwne.

"Chcesz pozwolić jej odejść? To pozwól! Bądź dorosły!"
/Meredith, sez..3, odc.21/



środa, 9 lipca 2014

moralność vs rzeczywistość

Przychodzi moment w moim życiu, kiedy nagle moje zasady moralne zaczęły mi to życie utrudniać, zaczeły mi przeszkadzać. Odbiera to, na czym mi bardzo zależy.  Nadszedł taki czas, w którym nie rozumiem Kościoła, nie akceptuję niektórych jego zasad. Bo dlaczego tak ma być? Jakim prawem ludziom odbiera się szansę na normalne życie? Na kolejne małżeństwo, na pobożną miłość?
Bo przecież w tym przypadku wszystko rozbija się o    m o r a l n o ś ć!
Jestem przekonana, że wszystko inne, albo chociaż wiekszość dałoby się pogodzić, poukładać, w jakimś stopniu dopasować. Niestety czuję, że wpojone mi, życiowe zasady, moje zasady, moje przyszłe marzenia postawią barierę nie do przeskoczenia. W którą zatem stronę ruszyć dalej?
Po co to wszystko, skoro z góry wiadome było, że nikłe są szanse na prawo istnienia?!

Modlę się teraz już tylko o jedno: jeśli ma się to skończyć, niech będzie to JUŻ, teraz.  A jeśli ma być  z tego coś pięknego to niech się stanie w końcu, niech dostanie szansę i prawo do istnienia!!!



niedziela, 22 czerwca 2014

kiedyś byłam różą




"-Pan Bóg sobie ze mnie chyba żartuje...

-Jak to sobie żartuje?

-Tak mi się wydaje. Najpierw daje, a potem odbiera albo mówi <<to nie dla ciebie>>.
Ale nie mam Mu tego za złe...

-Nie masz?

-Nie, to Jego prawo. To jest Jego, a nie moje.
Tylko nie rozumiem, nie wiem, po co to robi..."


czwartek, 19 czerwca 2014

Owoc z a k a z a n y

Mama spytała mnie wczoraj :
-Dlaczego tak jest, że jednych Pan Bóg obdarza taką otwartością, taką serdecznością i usmiechniętą twarzą a drugich nie?
-Nie wiem, Mamuś. Cały czas się nad tym zastanawiam, dlaczego jedni mają tak dobrze, a drudzy nie. Dlaczego jedni mają ciągle z górki, a inni pod górkę...
Nikt nie zna odpowiedzi na te pytania.

Nadszedł w moim życiu po raz kolejny czas wyborów i życiowych decyzji. Czas decydujący. Kończy się etap studiów i adolescencji, trzeba w końcu się pookreślać. Serce też trzeba określić. Rozum w końcu musi się dowiedzieć, co mu wolno, a czego nie i z czym musi się pogodzić raz na zawsze.

Czasami straszliwie wkurza mnie moja wrażliwość, moje pragnienia, życiowe zasady. Myślę sobie "po co to wszystko?  Nie byłoby łatwiej bez tych wszystkich ceregieli? Człowiek by robił, co chciał, byłby może szcześliwszy..." A tak to trzeba wszystko układać, dopasowywać, budować krok po kroku, myśleć nad konsekwencjami tych kroków po raz n-ty! Dlatego bywa, że mam ochotę rzucić to wszystko w...cholerę
 i przestać codziennie, po sto tysięcy raz zastanawiać się i analizować, co by było gdyby.
 Czy da się to ułożyć, pogodzić, czy też nie?
Szkoda, że nikt nie jest w stanie dać mi instrukcji do ręki. Szkoda, że znowu najpierw dostajĘ , potem próbuję zerwać owoc, który, jak się później okazuje jest dla mnie już z góry   z a k a z a n y.
Bez sensu. Owoc zakazany najlepiej smakuje...ponoć. Po co to w ogóle robić sobie smaka.

Panie Boże, passuje w tym temacie, proszę Cię, wyciągnij z tego jak największe dobro!

sobota, 3 maja 2014

serce dyktuje

Dobiłam dna. Nawet nie umiałam się już przed tym bronić. Potukłam wszystkie kości, potukło mi się serce, mózg, uśmiech też się stukł.

Ale po długim tonięciu w końcu się odbiłam. Ze zdwojoną siłą wróciłam na ląd. Zrobiłam wszystko to, co podyktowało mi serce. Wbrew wszystkim buntom, które próbowały we mnie znaleźć sobie kąty. Teraz mam nową siłę, żeby zacząć od nowa, żeby budować, scalać, rozumieć. Chociaż próbować.

Czas dorosnąć.

Bez Boga i wsparcia nie dałabym rady.


Ważne jest, żeby robić to,co dyktuje nam serce!

sobota, 12 kwietnia 2014

a kiedy Bóg nie wystarcza...?

A co jeśli Bóg mi już nie wystarcza? 



Panie Boże, nie wystarczasz mi, przepraszam.
Wrócę, jak córka marnotrawna, stęskniona, wrócę...
do Taty, który z jednej strony nie wystarcza,a którego ciągle tak bardzo brakuje...wrócę.

niedziela, 16 marca 2014

zagubienie

Pogubiłam się, na każdej z dróg.
Skoro nawet dzisiejszy Spektakl nie wywarł na mnie większego wrażenia to znak,że coś jest nie tak. Zwyczajnie się zgubiłam...

poniedziałek, 10 lutego 2014

Zrozumiałam - by żyć musisz chwytać dzień!

Zrozumiałam.
Nie wiem,czy to jakieś zbieg okoliczności z zakończeniem roku 2013 i początkiem nowego, ale zrozumiałam,że muszę teraz walczyć o swoje życie. Że to właśnie teraz jest ten moment.  T e r a z.
Wszystko zaczęło się małymi krokami układać. Pewnie,że nie tak do końca wszystko,bo byłoby zbyt dobrze,ale przynajmniej to, co ważne teraz. I owszem, jakaś strona jest pokrzywdzona,ale wszystkiego na raz nie ogarnę. Trzeba powoli, etapami, potrzeba czasu. W tym całym życiowym wstawaniu mam dwie największe ostoje - Boga i Roberta. Mój Brat stał się moim najlepszym przyjacielem, który zawsze wiedzieć, co zrobić i powiedzieć. A troska,którą obdarzamy siebie nawzajem jest nie do przebicia. Każdemu życzę takiego rodzeństwa.
"Za 10 lat każdy będzie mieszkał u siebie, nie będziesz żyć ani z sąsiadami,ani z rodzicami,ani ze mną, więc najważniejsze dla mnie jest to,żebyś była szczęśliwa i szanowana. Nie ważne gdzie i przy kim, ważne,żebyś była szczęśliwa"


W tym tygodniu czuje wielką dumę z Tych,którzy z wielkim przytupem wygrali walkę z sesją,
 i dla Tego,który w największym zabieganiu i pośpiechu dobrnął do końca i mało tego...chcę iść dalej!
Pękam z dumy i radości,że są tacy dzielni!!!


Bogu zaś dziękuję,że czuwa!

Na koniec najpiękniejsza modlitwa "Za tego,którego kiedyś spotkam"


"Boże wierny, jeśli zechcesz to kiedyś z kimś się zwiążę.
Niezależnie od tego, kto to będzie i niezależnie od tego,
gdzie on jest już dziś proszę Cię za tego człowieka.
Każdego dnia obdarzaj go błogosławieństwem i chroń go przed złem.
 Spraw, by wzrastała w nim wiara w Ciebie,
zachowaj go od niewłaściwej miłości,
przed zranieniem na ciele, duszy i sercu.
Pozwól nam obydwojgu czuwać i poszukiwać siebie w spokoju i zaufaniu
i daj nam się spotkać, jak Ty tego chcesz"

niedziela, 5 stycznia 2014

mówią,że koniec jest ważny.

Reasumując rok 2013  zdecydowanie nie należał do tych udanych. Był tragiczny. Zaczął się beznadziejnie. Choć wiele mnie nauczył, bardzo wiele, to nie wróciłabym do wieku 21 lat. Ale nic nie zapowiadało tak dobrego zakończenia :) Skoro dobrze się skończył to chyba najważniejsze. To chyba można mieć nadzieję,że ten będzie lepszy.
Teraz
nowy rok,
nowe działania,
nowe trudności,
nowe wyzwania,
nowe oczekiwania,
nowe decyzje i wybory.

Ciekawe,co przyniesie.


"Walcz o swoje szczęście!" - M.