Przychodzi moment w moim życiu, kiedy nagle moje zasady moralne zaczęły mi to życie utrudniać, zaczeły mi przeszkadzać. Odbiera to, na czym mi bardzo zależy. Nadszedł taki czas, w którym nie rozumiem Kościoła, nie akceptuję niektórych jego zasad. Bo dlaczego tak ma być? Jakim prawem ludziom odbiera się szansę na normalne życie? Na kolejne małżeństwo, na pobożną miłość?
Bo przecież w tym przypadku wszystko rozbija się o m o r a l n o ś ć!
Jestem przekonana, że wszystko inne, albo chociaż wiekszość dałoby się pogodzić, poukładać, w jakimś stopniu dopasować. Niestety czuję, że wpojone mi, życiowe zasady, moje zasady, moje przyszłe marzenia postawią barierę nie do przeskoczenia. W którą zatem stronę ruszyć dalej?
Po co to wszystko, skoro z góry wiadome było, że nikłe są szanse na prawo istnienia?!
Modlę się teraz już tylko o jedno: jeśli ma się to skończyć, niech będzie to JUŻ, teraz. A jeśli ma być z tego coś pięknego to niech się stanie w końcu, niech dostanie szansę i prawo do istnienia!!!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz