O mnie

W życiu trzeba walczyć o to,co się kocha, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę samego siebie. Kochać innych można tylko wtedy, kiedy najpierw pokocha się samego siebie. Największe szczęście w życiu to kochać i być kochanym.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Wdzięczność. Tak niewiele trzeba

Nie ogarniam, co się dzieje w tym lutym u mnie. Nie ogarniam. Nawet nie umiem tego wytłumaczyć.

Co roku zadziwia mnie, że Wielki Post zawsze wypada w takim okresie "nijakim". Kiedy za oknem ponuro, smutno, zimno. Rano ciemności wszechogarniające, po południu to samo. Ciężko odróżnić dzień od nocy. Uciekają - dzień za dniem  - w lutym jeszcze szybciej, bo przecież taki on krótki.        I czasami trudno w tym pędzie życia, pośród tylu zaprzątających nasze głowy spraw i obowiązków dostrzec to, co najważniejsze. Zauważyć codzienne cuda, które się dzieją. Uświadomić sobie, jak nam wygodnie, jak nam dobrze, w jakim dostatku żyjemy! Docenić ludzi, którzy są tak blisko. 
Ten luty jest dla mnie nowym okryciem. Zainspirowana wielkopostną akcją  #Być Urzekającą postanowiłam spróbować zrealizować projekt "Wdzięczność". Polega mniej więcej na tym, że codziennie wypisuje 10 rzeczy, a które danego dnia jestem wdzięczna. Nagle okazuje się, o ilu trywialnych, ale jakże ważnych szczegołach  w ogóle w ciągu dnia się nie myśli! Ile aspektów życia nam spowszedniało, ile zatraciliśmy, ile rutyny się wkradło! Może warto przystopować? Może warto raz dziennie zatrzymać się, wyrównać oddech po całodziennej gonitwie i zauważyć, jak wiele dobra jest wokół nas? Jesteśmy tylko i przede wszystkim ludźmi. Żadnymi bogami. Żadnymi herosami życia. Bez względu na to, jaką "funkcję" pełnimy. Praktycznie wszystko mamy na wyciągnięcie ręki, krok obok. Warto o tym pomyśleć, kiedy jutro otworzymy oczy, zobaczymy świat, zjemy śniadanie. Kiedy po przyjściu z otulającego każdy zakamarek naszego ciała mrozu odkręcimy kran, nalejemy wody do czajnika i zrobimy sobie kubek gorącej herbaty. Kiedy zamiast stać przy garach po całym dniu pracy, ktoś poda nam ciepły obiad do stołu. Kiedy ktoś się do nas szczerze uśmiechnie, ktoś inny pożyczy miłego dnia. Takich "kiedy" można mnożyć i mnożyć. Niech każdy sam pomyśli o swoim "kiedy". 

Niewiarygodne, że łańcuch pozytywnych sytuacji i ludzkiej serdeczności i dobroci może zacząć się od zwyczajnego - nadzwyczajnego "Dobrego dnia!" . Niesamowite, jak życie codziennie uczy nas czegoś nowego i ile dobra nam oferuje.


Tyle miłości wprost z Trzech Koron



Teraz czekam z utęsknieniem na mój ukochany Groń. 
Na miejsce, w którym świat zwalnia, zmienia bieg, w którym można zamknąć oczy i zachwycać się dźwiękiem ciszy.  Tak niewiele, a aż tyle! :)



sobota, 10 lutego 2018

Rocky wygrał, bo biegał.

Każdy, kto mnie zna wie, że ciężko mi już funkcjonować bez sportu i że kiedyś to on stał się moją "psychoterapią". Pomagał w ciężkich chwilach, kiedy mózg chciał eksplodować i na nic zdało się radzenie z tym, co niesie życie. Stał się moim przyjacielem, sposobem na życie. Kiedy ponad pół roku temu musiałam zamienić "bieżnię" na polu na tę na siłowni trochę się zmartwiłam, że moje bieganie umrze śmiercią naturalną. Ale nie ma tego złego, bo w końcu mogę w miarę systematycznie trenować judo, co daje mi wiele, wiele więcej. W "moim" sporcie nie chodzi o to, żeby dobrze wyglądać - pewnie, po to też, ale bardziej chodzi tutaj o prawidłowe działanie umysłu. Jak idę do konfesjonału, to wszystko z siebie zrzucam, oddaję w Dobre Ręce. A jak trenuję, to wszystko sobie układam. Przestaję za dużo myśleć, tworzyć niepotrzebne scenariusze. Mogę się wtedy wyładować i rozładować niechciane emocje. Często, mimo, że w życiu wszystko się dobrze układa, to chodzę z kąta w kąt, tam i nazad, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Wtedy pakuję torbę, w której zawsze czeka strój sportowy i buty do biegania. Zawsze gotowe na kolejną walkę ze słabościami, na kolejny pot i kolejną wygraną. Znacie takie powiedzenie "Jestem zmęczona, idę pobiegać" ? No właśnie. To właśnie tak mogę podsumować "mój" sport i  moje życie od kilku lat. To jest moja odskocznia.
Polecam każdemu, byście znaleźli swoją :)


Zeszłoroczny prezent urodzinowy <3

czwartek, 8 lutego 2018

Mordercze interwały

Piątek. Koniec tygodnia i cała podekscytowana czekam na godzinę "0". Dzisiaj interwały. Dawno nie było. W takie dni budzi się we mnie niewyobrażalna energia, która jest przerywana lekkim stresem. Tak, to jest taki stres przed wielkim wyzwaniem. Zawsze mi towarzyszy, jeśli staję przed takim czy podobnym "sprawdzianem". "Mordercze interwały" niewątpliwie są sprawdzianem. To jest jedna cięższych walk słabości, ambicji, wytrwałości i pokory. Chwytam garść Zielonek, do shakera wpuszczam napój mocy i dumnie wyruszam w sportową podróż :) Przed interwałami zawsze mamy potężną rozgrzewkę, coby podkręcić krążenie na najwyższe obroty. Po takiej rozgrzewce zwykle szepczemy "No to co? Trening zrobiony. Idziemy już do domu?" i każdy patrzy na siebie z politowaniem, bo każdy wie, że "najgorsze" dopiero nadejdzie.  Przed nami 16 minut. Tylko i aż....startujemy! ❤🏃
...
Koniec. Leżę na tatami i po raz pierwszy nie mogę się podnieść. Łzy napływają mi do oczu, z całego ciała opadają emocje i siła na zmianę. Czuje bezwład. Chłopaki podchodzą z dumnym "Gratulacje!" - zawsze tak robimy po tego typu treningach. Po raz pierwszy nie skaczę z radości po macie. Dlatego tylko, bo całą siłę wyplułam z siebie. Leżę. Próbuje uspokoić oddech. Serce zna swoje miejsce i wbrew pozorom nie wyskakuje z klatki piersiowej tylko spokojnie dochodzi do siebie. A mi dalej leją się łzy, trzęsą się mięśnie, ale w głowie nagle układają się myśli z całego tygodnia. Następuje tak zwane "katharsis! Po stretchingu wszyscy uciekają do szatni, a ja jeszcze zostaje, bo z sufitu zwisa moja nowa przyjaciółka. Nawet po dzisiejszym treningu nie mogę jej zawieźć. No to wchodzę. Wyszłam. Cieszę się,jak dziecko, choć na hali jestem całkiem sama. Trening uznaje za udany i na dziś zakończony :) 

To będzie ciężki weekend. Prawie, jak te piątkowe zmagania. Jak to w życiu. Wieczna sinusoida ;) Mnóstwo emocji, mnóstwo spraw, planów, chęci. Większość z tych planów się nie powiedzie. Wydarzą się za to inne, zupełnie ważniejsze  i bardziej wartościowe rzeczy. Na chwilę wyłączę się ze świata, by poukładać sobie w "szufladkach".  Wydarzą się ważne, szczere rozmowy, niełatwe. Ani trochę niełatwe. W wielu sprawach nie znajdę odpowiednich słów. Znowu spotkam się z ludźmi, którzy mnie zainspirują i po raz kolejny, swoją postawą przekonają, że w życiu warto być sobą! Odnajdę w nich zaskakujące zrozumienie i ciepło. Żadnej oceny. Samą prawdę, bo pokażę im samą siebie.  A dwa dni później, otworzę oczy,uśmiechnę się sama do siebie i znowu powiem "Jakie życie jest piękne, jakich dobrych ludzi mam wokół. Jaki to jest skarb!" Bo mieć przy sobie Ludzi, przy których można być po prostu sobą, to największa wartość!

Bądź sobą, bo tylko tak wygrasz swoje życie.

Dziękuję!