W pokoju stanęły dwa wory rzeczy kompletnie bezużytecznych,z których w przeciągu minionych dwóch lat praktycznie nie skorzystałam. Bez sentymentu wyrzucałam kolejne przedmioty, które "miały się przydać" i się nie przydały. Uważam to za mój niebywały sukces. Wyrzucić coś bez sentymentu? No gdzie, Marian? Oszalałeś? "Przecież to się jeszcze przyda, i to też...i to..i jeszcze to.." Nie! Nic z tego już się nie przyda. Zróbmy miejsce na nowe! Nie powiem, że to zadanie było łatwe. Ani trochę! Zajęło kilka moich wolnych godzin, ale udało się. Nagle okazało się, że w tym pokoju jest jeszcze sporo miejsca! Takie porządki zawsze oznaczały u mnie jakąś rewolucję: "No dobra, od dziś stajesz na nogi, bierzesz się w garść, bez sentymentów i łez!"
Zaskoczę Was, bo teraz nie ma żadnej rewolucji. Jedyne co, to czuję, że zmieniają mi się priorytety. Do niektórych spraw powoli zaczynam dorastać. Serce zaczyna dojrzewać mając solidny grunt innych bliskich mu serc. Przestaję się bać a coraz bardziej doceniam to,co jest , ze świadomością, że wystarczy chwila, by to wszystko, co jest tu na ziemi straciło swoje znaczenie. Nie piszę tego z nastawieniem pesymistycznym, wręcz przeciwnie - pozytywnie. Na tle ostatnich wydarzeń, ludzkich historii, strat, chorób, życiowych tragedii uświadamiam sobie po raz kolejny, że każdego dnia powinnam doceniać to,co mam. A mam mnóstwo! Czasami wstyd, że o tym zapominam, nie zauważam, przechodzę w rutynę. Zamiast martwić się, że coś/kogoś mogę stracić, że coś może się skończyć, że to tylko na chwilę - dbam ze zdwojoną siłą, by nigdy nie powiedzieć sobie "żałuję, że zrobiłam za mało". Przestaję w kółko rozpamiętywać pozrywane kontakty z ludźmi, zatracone przyjaźnie, spalone mosty. Biorę to na klatę. Dziękuję, że kiedyś ci wszyscy ludzie pojawili się na mojej drodze, że wzajemnie się ubogaciliśmy, że znaleźliśmy swoje własne ścieżki, nawet jeśli zupełnie się na nich wyminęliśmy. Jeszcze kilka miesięcy temu, pisząc to,co teraz, pewnie wycierałabym nos i spocone od środka powieki. Ale nie dziś. Dzisiaj za każdą minioną chwilę jestem wdzięczna, przerzucam kartkę i... Dzięki temu mogę skupić swoją energię na zupełnie innych rozdziałach. Teraz tam mogę zapisywać nowe akapity. Choćby teraz, kiedy czekam z niecierpliwością na jeden z najbardziej wyczekiwanych ślubów A&R obserwując, jak wszystko krok po kroku układa się w jedną całość :) Za tydzień serce znów przyśpieszy swój rytm słuchając jak tych Dwoje złoży sobie obietnicę na resztę wspólnego życia.
Życie wielokrotnie wymaga od nas podejmowania ryzyka. Ryzyka szeroko pojętego. Dla każdego będzie miało ono inny wymiar i smak. Ale warto, żeby kiedyś nie stanąć przed lustrem i nie powiedzieć do siebie "żałuję, że nie wykorzystałam szansy". Na koniec przytoczę Wam fragment książki "Projekt - Szczęśliwy Dom", który ujął mnie do reszty:
"Prawda jest taka, że przywiązanie jest źródłem zarówno szczęścia, jak i nieszczęścia. Miłość - do ludzi, przedmiotów, miejsca, zwierzęcia, domu, czegokolwiek - naraża nas na ból utraty. Nie da się przed tym uciec. Możemy złagodzić ten ból, ograniczając lub nawet eliminując przywiązanie, ale zapłacimy za to pewną cenę."
![]() |
| Szpiglasowy Wierch, 2016 |

