jedno ze zdań, które mówiłam w ramach życzeń świątecznych brzmiało "Życzę,żeby Twoje święta nie były na tyle na zewnątrz,tam gdzie te kolorowe świecidełka,bajery,ozdóbki,pierdółki,gdzie świat chce nam przysłonić to,co najważniejsze,ale żeby Twoje święta były i żyły w Twoim sercu" . Bardzo musiałam walczyć o to "odszukanie świąt". Wiedziałam,że odkryć tak naprawdę mogę je tylko w jednym miejscu,tam,gdzie klękasz i przyznajesz się,że jesteś słaby. Niezwykłe przeżycie,niezwykły kapłan,niezwykle dużo powiedział...Potem łzy nie chciały się uspokoić,lały się strumieniami,ryczałam,jak małe dziecko,nie wiedziałam w sumie dlaczego. Potem poszłam szukać świąt dalej. Szłam,jak nigdy po prostu szłam przed siebie,gdzie mnie nogi poniosą i lało się ze mnie dalej.Mijały kolejne minuty,a ja szłam,wiedziałam,że do domu wrócić na razie nie mogę,bo jeszcze nie wylało się ze mnie wszystko. Więc szłam dalej i dalej. Miałam wrażenie,że świat mnie obserwuje,ale ja dalej szłam. -Co robisz? -Teraz odpoczywam,potem pomogę w kuchni a potem... - A mogę wpaść na dwie minuty?- Możesz,a co chodzi? -Nic,,po prostu chcę się z Tobą zobaczyć i pójdę sobie. -Jasne,zapraszam :) Już wiedziałam,że jak wyjdę stamtąd będzie mi o 4 grosze lepiej :) -Chcesz kawy?
- Tak,poproszę. Stałam przy oknie i wpatrywałam się w stawianą na balkonie choinkę, znów poleciały mi łzy. Tymczasem gotowała się woda na kawę i we mnie się wszystko gotowało,więc siłą rzeczy musiało ze mnie kipieć. Kawa została postawiona w pięknych kubkach na stole. Nie padło żadne pytanie "Co się stało? Dlaczego jesteś smutna?Co dolega?" Nic,nic takiego. I dobrze. I o to chodziło,żeby nikt o nic ni pytał,tylko po prostu wypił ze mną kawę i pomógł się uspokoić. Niewidzialnie chwycić za dłoń i uspokoić. Kiedy kawa się skończyła,kiedy troszkę ochłonęłam wiedziałam,że przyszedł czas na powrót. Ale jak? Wyszłam i szłam w stronę domu. 5000 myśli krążyło mi po głowie,ale wiedziałam,że teraz mogę już tam wrócić. Dziękuję za ratującą kawę :)
Powrót nie był łatwy,ale na pewno łatwiejszy,bo po kawie. -Co się dzieje? -Nic mamo, mam zły dzień,przyjdzie mi. -A jak Cię przytulę, to Ci pomoże troszkę? - Tak,zdecydowanie. I tak stałyśmy w naszej kuchni wtulone w siebie i tłumaczyłyśmy sobie dużo rzeczy,spraw. Te kilka dni dało mi poczucie,że między mną, Mamą i R. jest jakaś niesamowita więź. Niesamowita. Choć czasem nie potrafimy się do siebie śmiać, boczymy się po kątach,tak jest więź,bardzo silna. Już jakoś inaczej przyszło nam znieść kolejny dzień,jakoś tak łatwiej i bez większych emocji. Nie byłoby tak,gdyby nie po pierwsze - ratująca kawa i po drugie-ratujące objęcie Mamy. Później już tylko czekałam,aż cały kościół będzie drżał przy śpiewanym "Bóg się rodzi" i doczekałam się. Choć na chwilę poczułam te święta. - Wiesz,kiedy będą prawdziwe święta? - Jak się spotkamy w trójkę. Warto poczekać.
Są we mnie jeszcze myśli, których chcę się pozbyć, bo one chcą namieszać koniecznie i muszę się bronić i muszę sobie mówić "Nie.Tak będzie lepiej"
Ale choć na moment poczułam świąteczny czas.
http://www.youtube.com/watch?v=hEqJ6L7YHRk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz