Po pierwsze straszliwie się ucieszyłam czytając sms-a "Marcin zdał prawko" :D
Niesamowicie dumna jestem.
To była cudowna wiadomość 4. października ok godziny 14. :)) GRATULUJĘ!
Zastanawiałam się,czy warto,czy to potrzebne i konieczne...Warto było czekać prawie pół godziny pod pocztą :) Na co? sama nie widziałam na co.,po co,co to da. Na to,żeby poszukać statywu na aparat do profesjonalnych zdjęć,żeby potem pójść grodzką w stronę Wawelu i oglądać zachód Słońca leżąc na trawie nad Wisłą. Po to,żeby pogadać jak normalni ludzie o wszystkim i niczym,a czasami pomilczeć,bez zmartwień,żeby poczuć oddychającą jeszcze przyjaźń. Porozmawiać o planach i marzeniach,o ambicjach i obawach,po to,żeby nawzajem siebie wzmocnić. Też po to,aby odgonić złe humory i rozśmieszać najbardziej prymitywnymi,spontanicznymi żartami i żarcikami,wszystko po to,żeby na nowo się do siebie uśmiechnąć...a...a może po to,żeby po prostu ze sobą pobyć i ciszy i spokoju,w blasku zachodzącego słońca,pod kolorowym niebem i wszystko to po przyjacielsku,bo jak się okazuje można...Można po przyjacielsku. Można nie roztrząsać nadal,nie być egoistą,nie przyglądać się tylko własnym uczuciom,nie zwracać uwagi tylko na siebie, można. I tak właśnie trzeba,trochę szpachlować i wygładzać. Da się? Da!
Ale tak po przyjacielsku? Przyjacielsku!
a pierwszy dzień zajęć i Grzegórzecka przerażały bardzo. Mati by powiedział "Widzisz,niepotrzebnie " :)
Świat jest mały jak widać i nawet ludzi z byłej klasy można spotkać,mało tego-mieć ich w grupie :)
Wiedziałam,że to trochę inne życie. Trochę bardziej i owocniej uczy odpowiedzialności. Już mi przypomniano o tym na Alei Przyjaźn,ale wtedy jeszcze nie wiedziałam,że tak to się wszystko układa. Pan Bóg lubi wywijać numery. Ja często-gęsto nie doceniam,że Jego numery są lepsze od moich,nawet jeśli jestem ich pewna w 100%
Teraz są dwie możliwości - albo przyjmę od Boga siły na ten trudny czas,pozytywne myślenie wcielę w życie na całego,nie będę się bać jeżdżenia po nieznanych terenach i zostanę na tych studiach i sobie poradzę,albo wylecę za dwa miesiące. Ewentualna trzecia możliwość jest taka,że po jakimś czasie stwierdzę,że nie lubię takich imprez i nie spełnię się w tym i zmienię kierunek. Póki co jestem gdzie jestem i aklimatyzuję się.
Grzechem byłoby,gdyby nie wspomniała o osobie,która zainicjowała trudny temat,trudny bardzo i zaryzykowała,że się do niej nie odezwę do końca życia-Tyśka . Wszyscy się do tego przyczynili,choć prosiłam,żeby nie pytać i nie poruszać,nalegaliście. Wy-moi Przyjaciele do tańca i różańca,do grzanek i kompotu,do powagi i szaleństw.Wy-moi Przyjaciele- Aga,Kama,Marcin,Tysia,Mati...to,ci najważniejsi,ale jest jeszcze grono ludzi dla mnie bardzo ważnych,które wnoszą w moje życie coraz więcej. Nawet jeśli dzwoni Ktoś o północy z pytaniem,czy przygarnę....przygarnę,zawsze,kiedy będzie taka możliwość :) Nawet,kiedy zanim słońce wzejdzie i Ktoś drugi będzie chciał wpaść na herbatę przed odjazdem do Kraka - przygarnę,albo w ciepłocie pokoju odmówić brewiarz - przygarnę :) Nawet jeśli Ktoś trzeci nie chce być romantyczny,delikatny,czuły,troskliwy,opiekuńczy...przygarnę :)
Radość i szczęście poczułam dziś,kiedy biegłam co sił w nogach na poddasze i widząc 9-ciomiesięczne rączki i nóżki trzepoczące się na mój widok i ten maleńki,najszczerszy na świecie uśmiech od ucha do ucha :) Nóżki,które już uczą się posuwistych ruchów w przód i rączki,które ściagają okulary z nosa i odbijają na szkiełkach paluszki. Bardzo je pokochałam. Te rączki,nóżki,oczka,całą Ją-Malutką :) Teraz mimo wszystko,mimo obaw które były cieszę się,że w ramionach Oli jest bezpieczna i radosna :)
A to,co mi ,Aga, powiedziałaś(słowa księdza z kazania) "Nie możecie się bać!" stały sie moim mottem życia studenckiego. I to kolejna rzecz,której chcę się nauczyć. Chcę nauczyć nie bać się.