O mnie

W życiu trzeba walczyć o to,co się kocha, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę samego siebie. Kochać innych można tylko wtedy, kiedy najpierw pokocha się samego siebie. Największe szczęście w życiu to kochać i być kochanym.

sobota, 29 października 2011

Kwiaty zroszone łzami

Pisałaś o „zakazanych słowach”, pamiętasz? I wiesz, co myślę? Nie trzeba ich zakazywać, bo nie trzeba ich wypowiadać. Są absolutnie zbędne. Po co używać słów, kiedy mogę to wyrazić słuchając i będąc, troszcząc się i tęskniąc, wychodząc w odpowiednim momencie, by niczego nie zepsuć, dojrzewając i mądrzejąc także dla Ciebie? Po co słowa, kiedy nasze spotkania mówią wszystko – czy to na myślenickiej alei, czy podczas wakacyjnych ognisk, czy to na ostatniej przed świętami październikowej herbacie?
Po co mówić, kiedy Twoje skraplanie się mówi samo za siebie, kiedy patrząc w Twój wzrok widzę wszystko, czego pragnąłem?
Kwiaty zroszone łzami tęsknoty nie są konieczne. Wystarczą nasze nadzwyczajne zwyczajności.

maszynopisarz

środa, 26 października 2011

Serce moje,kiedyś jeszcze tak zaśpiewam


Całą Miłość, którą dał nam Bóg,    
Dziś Tobie Miłości,   
Wieczny składam ślub.  
To dla Ciebie kwitnie tysiące róż,    

A serce moje,   
Do Ciebie należy już.

Twą Miłością, którą dałeś mi,                      
Obdarzać chcę braci,
Pragnę Twoim być.
Bo dla Ciebie kwitnie tysiące róż.

A serce moje,
Do Ciebie należy już.

sobota, 15 października 2011

mamba

Jeszcze do końca nie umiem tego wszystkiego ogarnąć. Nie umiem ogarnąć nowego stylu i trybu życia. Cały czas próbuję. Fakt,już nie wstaję o 5,ale za to późno wracam do...na mieszkanie. Do domu wracam pod koniec tygodnia a na mieszkanie po wszystkich zajęciach. Tam teraz przebywam dłuższy czas z Martą. Tam się uspokajam,tam przygotowuję,tam nie śpię po nocach,tam w ciszy nocy rozmyślam leżąc już na materacu i w dłoni miętoląc różaniec od Mądrego Pana. Od pewnego czasu właśnie z nim zasypiam,albo przy nim. Nie raz budziłam się i widziałam,że się rozwalił,albo był na drugim końcu pokoju,ale zawsze go podnoszę i służy mi kolejny dzień i noc. Choć dalej nie umiem się modlić na różańcu,to jednak czuje z nim jakąś więź,nawet rano kiedy zbieram się na uczelnię chowam go do kieszeni i tam sobie siedzi,gotowy w każdej chwili. Nie zawsze umiem jego gotowość wykorzystać,ale on tam jest,ze mną,przy mnie.

Trudno jest być na tyle odważnym,żeby przyznać,że jeszcze nie wszystko potrafię sama zrobić Trudno być na tyle odważnym,żeby rozmawiać na naprawdę trudny i jakże zaskakujący temat i jak zwykle pod moją klatką,jak zwykle o późnej porze,bo wtedy jakoś najlepiej się rozmowy kleją. Noc ma w sobie jakąś niezwykłą moc,potęgę :) Można mieć dużo lat i być dalej głupim,ale można być młodym i mądrym zarazem :))

A najśmieszniejsze zdanie tygodnia? "Zabłądziłeś i męska duma nie pozwala Ci zapytać o drogę? Czy postanowiłeś nas olać?" Uśmiałam się,tak się uśmiałam,że ło a potem siedzieliśmy godzinę,dwie,noo....dwie i pół i rozmawialiśmy przy delicjach :))

Tęsknie,tęsknie jak kot w tym krakowie. tęsknie za ludźmi. Zwłaszcza za Agatą,bo tylko Ona jakoś daleko :( Do Tychy bliziutko,30 min jazdy trmawajem i już,do Kamy dwa kroki(zwłaszcza w poniedziałki i czwartki,kiedy trąca mnie łokciem na wykładach) do Bieżanowa też nie najdalej,choć jeszcze go nie widziałam,a nawet do Piłsudskiego jak rzut oszczepem.Tęsknie za sprawami i rzeczami,które muszę opuścić,odstawić,albo pozostawić dla innych. Tęsknię za zimową przygodą. trudno. Trzeba być przecież twardym a nie miętkim i trzeba umiem znaleźć spósób na czop tombocytarny :)


Nie umiem organizować niespodzianek. No nie umiem!
Trudno nie umiem,ale Ania powiedziała "nie martw się,kiedyś Ci się uda" :D

więc cóż jem sobie mambę(tak! chciałabym mieć tony mamb)  i tak sobie myślę : uspokój się i zaufaj?



niedziela, 9 października 2011

na walizkach,przy ciepłej herbacie

Jutro zawitam do Krakowa "na dłużej". Ufam,że przyjmie mnie z otwartymi ramionami i że poradzę sobie,
że w końcu się ogarnę,zorganizuję,nie będę trzepać się zimna lub nerwów, nie będę się bać.
Mama mówi,że dam sobie rade,bo jestem silna i mam ambicje. A mama zawsze mówi prawdę :)
Bliżej na Mateczny,bliżej na Piłsudskiego,bliżej Bieżanowa. Tylko od Jawornika umiłowanego trochę dalej,ale to nic,mamy jeszcze Camera Cafe,albo McDonalda na Matecznym :) przecież się nie zgubimy, na pewno nie!

W końcu Kuba nauczył mnie kostki rubika. Jeszcze muszę nauczyć się algorytmów,które ułatwią mi układanie. Szkoda,że w życiu nikt nie wymyślił takich algorytmów,żeby wszystko się układało w taką piękną kostkę rubika, szkoda...Ale przynajmniej kolorów nikt nam nie odbierze. Z kostki nie odkleimy,bo nie ma jak
a w życiu one nigdy nie wyblakną,jedyne co może się z nimi stać to to,że chmury je zasłonią.

Wyszłam dziś po mszy i pomyślałam "podziwiam go,że umie tak wszystko ogarnąć do kupy. Mikrofony,organistę,psalm,kable,chwyty,początki i końce.Podziwiam!" Ale podziwiałam też moje "dzieci",
jak dziś pięknie śpiewały. I te wpadki...to nic,zupełnie nic,śpiewaliśmy na Jego Chwałę  "Nie bój się,wypłyń na głębię" i tylko to się liczyło
A ciepło dzisiejszej herbaty roztopiło mnie,wręcz się skropliłam,ale nie od herbaty,od tego,
że znów długo się nie zobaczymy.

"Dziękuję za słowa z filmu. Są bardzo ważne i piękne. Nie wierzę w ich przypadkowość"
W ludzkiej płaszczyźnie  przepadkiem było dopasowanie zdjęcia do wypowiedzi,zupełnie losowy przypadek. Ale to tylko w ludzkiej płaszczyźnie,a w Bożej?











"Może lepiej byłoby,gdyby niektóre nasze marzenia pozostały w sferze snu"


środa, 5 października 2011

taki numer

Po pierwsze straszliwie się ucieszyłam czytając sms-a "Marcin zdał prawko" :D
Niesamowicie dumna jestem.
To była cudowna wiadomość 4. października ok godziny 14. :)) GRATULUJĘ!

Zastanawiałam się,czy warto,czy to potrzebne i konieczne...Warto było czekać prawie pół godziny pod pocztą :) Na co? sama nie widziałam na co.,po co,co to da. Na to,żeby poszukać statywu na aparat do profesjonalnych zdjęć,żeby potem pójść grodzką w stronę Wawelu i oglądać zachód Słońca leżąc na trawie nad Wisłą. Po to,żeby pogadać jak normalni ludzie o wszystkim i niczym,a czasami pomilczeć,bez zmartwień,żeby poczuć oddychającą jeszcze przyjaźń. Porozmawiać o planach i marzeniach,o ambicjach i obawach,po to,żeby nawzajem siebie wzmocnić. Też po to,aby odgonić złe humory i rozśmieszać najbardziej prymitywnymi,spontanicznymi żartami i żarcikami,wszystko po to,żeby na nowo się do siebie uśmiechnąć...a...a może po to,żeby po prostu ze sobą pobyć i ciszy i spokoju,w blasku zachodzącego słońca,pod kolorowym niebem i wszystko to po przyjacielsku,bo jak się okazuje można...Można po przyjacielsku. Można nie roztrząsać nadal,nie być egoistą,nie przyglądać się tylko własnym uczuciom,nie zwracać uwagi tylko na siebie, można. I tak właśnie trzeba,trochę szpachlować i wygładzać. Da się? Da!
Ale tak po przyjacielsku? Przyjacielsku!

a pierwszy dzień zajęć i Grzegórzecka przerażały bardzo. Mati by powiedział "Widzisz,niepotrzebnie " :)
Świat jest mały jak widać i nawet ludzi z byłej klasy można spotkać,mało tego-mieć ich w grupie :)
Wiedziałam,że to trochę inne życie. Trochę bardziej i owocniej uczy odpowiedzialności. Już mi przypomniano o tym na Alei Przyjaźn,ale wtedy jeszcze nie wiedziałam,że tak to się wszystko układa. Pan Bóg lubi wywijać numery. Ja często-gęsto nie doceniam,że Jego numery są lepsze od moich,nawet jeśli jestem ich pewna w 100%
Teraz są dwie możliwości - albo przyjmę od Boga siły na ten trudny czas,pozytywne myślenie wcielę w życie na całego,nie będę się bać jeżdżenia po nieznanych terenach i zostanę na tych studiach i sobie poradzę,albo wylecę za dwa miesiące. Ewentualna trzecia możliwość jest taka,że po jakimś czasie stwierdzę,że nie lubię takich imprez i nie spełnię się w tym i zmienię kierunek. Póki co jestem gdzie jestem i aklimatyzuję się.
Grzechem byłoby,gdyby nie wspomniała o osobie,która zainicjowała trudny temat,trudny bardzo i zaryzykowała,że się do niej nie odezwę do końca życia-Tyśka . Wszyscy się do tego przyczynili,choć prosiłam,żeby nie pytać i nie poruszać,nalegaliście. Wy-moi Przyjaciele do tańca i różańca,do grzanek i kompotu,do powagi i szaleństw.Wy-moi Przyjaciele- Aga,Kama,Marcin,Tysia,Mati...to,ci najważniejsi,ale jest jeszcze grono ludzi dla mnie bardzo ważnych,które wnoszą w moje życie coraz więcej.  Nawet jeśli dzwoni Ktoś o północy z pytaniem,czy przygarnę....przygarnę,zawsze,kiedy będzie taka możliwość :) Nawet,kiedy zanim słońce wzejdzie i Ktoś drugi będzie chciał wpaść na herbatę przed odjazdem do Kraka - przygarnę,albo w ciepłocie pokoju odmówić brewiarz - przygarnę :)  Nawet jeśli Ktoś trzeci nie chce być romantyczny,delikatny,czuły,troskliwy,opiekuńczy...przygarnę :)

Radość i szczęście poczułam dziś,kiedy biegłam co sił w nogach na poddasze i widząc 9-ciomiesięczne rączki i nóżki trzepoczące się na mój widok i ten maleńki,najszczerszy na świecie uśmiech od ucha do ucha :) Nóżki,które już uczą się posuwistych ruchów w przód i rączki,które ściagają okulary z nosa i odbijają na szkiełkach paluszki. Bardzo je pokochałam. Te rączki,nóżki,oczka,całą Ją-Malutką :) Teraz mimo wszystko,mimo obaw które były cieszę się,że w ramionach Oli jest bezpieczna i radosna :)




A to,co mi ,Aga, powiedziałaś(słowa księdza z kazania) "Nie możecie się bać!" stały sie moim mottem życia studenckiego. I to kolejna rzecz,której chcę się nauczyć. Chcę nauczyć nie bać się.