"Nie bój się Mała Trzódko!"
jestem taka malutka, a Ty jesteś tak Wielki!
http://iesabel.wrzuta.pl/audio/25tWkoh5QKP/07._piosenka_dla_ptaka
O mnie
- kinga
- W życiu trzeba walczyć o to,co się kocha, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę samego siebie. Kochać innych można tylko wtedy, kiedy najpierw pokocha się samego siebie. Największe szczęście w życiu to kochać i być kochanym.
środa, 29 lutego 2012
środa, 22 lutego 2012
bez-ludzie
Tak,tego potrzebuje b e z l u d z i a, totalnego. Dlatego obmyślam plan, by wybrnąć obronną ręką z tego okropnego stanu. Zaczyna się Wielki Post, więc dobry to czas na realizację niektórych planów. To dobry czas, żeby odpocząć od wirtualnego świata. Niestety w pełni na pewno się nie uda,ale po części będę o to walczyć. Ktoś to dobrze dziś ujął : jak chcesz odpocząć,nie rezygnując? Ma rację. Nie uda mi się, jeśli właśnie z czegoś nie zrezygnuję. Trzeba zatem zacząć od tego, co zabiera najwięcej czasu a nie daje pożytku,ani radości. Trzeba coś zrobić. Inni czytają o.Fabiana, niektórzy jadą na stok, jeszcze inni odpocząć mogą w domowym zaciszu, może w klubie, może tańcem,może śpiewem. Ja potrzebuję czegoś innego. Czegoś mojego i czegoś zarazem Jego. Ruszam zatem w mój mały Wielki Post. I życzę sobie, żeby to,co nie potrzebne i bolesne, i złe i niedobre,niesmaczne przemienione zostało w popiół a potem,by ten popiół mógł zostać wysprzątany a reszta przykryta skórą z delfinów.
Tego właśnie sobie życzę!
I niech mi ręce uschną!
podnieść się trzeba.
Tego właśnie sobie życzę!
I niech mi ręce uschną!
podnieść się trzeba.
niedziela, 19 lutego 2012
walka z hipokryzją,ale i ...dawanie szansy
Patrzę na otaczający mnie świat, ten najbliższy i to,co widzę to jedna wielka h i p o k r y z j a. Mówią "nie rób tego,tamtego" a sami tak robią , "nie mów tak" - a sami tak mówią....Każdy w swoim życiu może sobie przypisać status Małego Hipokryty. Ot,co! Ja też. Kilka dni temu Czarny się mną zabawił. Chciał odciągnąć od tego,co Boże. Wmawiając,że nie mogę,bo noszę w sobie żal,nie mogę,bo to nie do końca będzie fair. Udało mu się! Nie poszłam jeden dzień, drugi, trzeci i czułam się brudna, jak jakaś kupa śmierdzących śmieci, ciężka i zupełnie nieszczęśliwa,oddalona od mojego Przyjaciela. W dupie! Nie wytrzymałam! I poszłam Mu opowiedzieć, poszłam Mu opowiedzieć,że jestem słaba,że nie potrafię bez Niego,bo tak jest - nie potrafię.
A On dał mi kolejną szansę. Tak ja tez muszę ją dawać, temu,do którego czuję żal,niechęć,czasami gniew,podniosłość. Muszę zwalczać moje niedoskonałości z Nim,w Nim,przez Niego,dzięki Niemu.
Dzięki Bogu,że się ocknęłam :)
R. mnie wzrusza coraz bardziej np "całowankiem" :) Uwielbiam go, uwielbiam przychodzić do pokoju kiedy jeszcze śpi i siedzieć przy nim i głaskać go po łysince. Nic nie sprawia mi takiej radości jak robienie mu parówek z serem, kiedy tak naprawdę próbuję mu uświadomić,że ma dwie zdrowe ręce i musi nauczyć się w końcu sam ich robić :) A to co on robi dla mnie,dla Mamy to jest coś absolutnie niesamowitego. To były absolutnie najpiękniejsze walentyki od kilkunastu lat :) Przyniósł nam piękne czerwone róże. A zaraz potem dał nam po buziaku i smakowitym ciachu. Zrobił przepyszną robusiową kawę i usiadł przy stoliku. Później zabrał nas na spacer :) Łaziliśmy po lodzie grubości kilkudziesięciu cm. Ja się bałam jak głupia, bo "ten lód jest przecież za cienki, zaraz się złamię, ja nie idę,chcecie to idźcie sami! :P " Mama skakała po schodach wg zasady 1-2-3 oczywiście :) Ćwiczyliśmy z R. sztukę samoobrony, rzucaliśmy się po śniegu, zamarzaliśmy,ale to był fenomenalny spacer :) Kocham Ich starszliwie i nie wyobrażam już sobie życia bez nich, choć nieraz jest ciężko o uśmiech, o optymizm,ale jesteśmy razem,ciągle jesteśmy razem i trzymamy się zasady MAG !
Nie zabrakło też walentynkowej Trójeczki :) Komedię by można było nakręcić z tego "posiedzenia", skecz, parodię związku R.i A. A i tak się kochają - to czuć,widać,słychać. W Ich żartach, gestach,nawet docinkach :) Dają radość!
Czwartkowa noc okazała się kilkugodzinną,przyjacielską,radosną,racuchową posiadówą w czwórkę :) Niestety nie udało się,żeby byli wszyscy,no ale trudno. No nie zawsze tak się da,żeby mieć wszystkim obok siebie. Zadowalaliśmy się sobą :)) Oglądaliśmy film najpierw o miłości,o ramansach i ble ble ble, a drugi......film o wszystkim. Potem przyszedł czas na psa - idiotę, opętanego kota, polewkowo chrapiącego psa....uśmialiśmy się jak nigdy, Marcin aż się popłakał,a ja z nim. Brzuch bolał mnie od śmiechu aż do rana. Rano śniadanie, sprzątanko i powrót.
A co ważne?
"Ta noc była bardzo potrzebna.
Wiele we mnie utwierdziła, poukładała w głowie i w sercu i utwierdziła co do mojej przyszłości". Co może być piękniejszego od szczęścia Przyjaciół?
No,chyba tylko własne szczęście
Takie moje ferie. Krótkie, stresujące, nerwowe, odkrywcze, przyjacielskie,takie moje, a w gruncie rzeczy - nasze :)
A On dał mi kolejną szansę. Tak ja tez muszę ją dawać, temu,do którego czuję żal,niechęć,czasami gniew,podniosłość. Muszę zwalczać moje niedoskonałości z Nim,w Nim,przez Niego,dzięki Niemu.
Dzięki Bogu,że się ocknęłam :)
R. mnie wzrusza coraz bardziej np "całowankiem" :) Uwielbiam go, uwielbiam przychodzić do pokoju kiedy jeszcze śpi i siedzieć przy nim i głaskać go po łysince. Nic nie sprawia mi takiej radości jak robienie mu parówek z serem, kiedy tak naprawdę próbuję mu uświadomić,że ma dwie zdrowe ręce i musi nauczyć się w końcu sam ich robić :) A to co on robi dla mnie,dla Mamy to jest coś absolutnie niesamowitego. To były absolutnie najpiękniejsze walentyki od kilkunastu lat :) Przyniósł nam piękne czerwone róże. A zaraz potem dał nam po buziaku i smakowitym ciachu. Zrobił przepyszną robusiową kawę i usiadł przy stoliku. Później zabrał nas na spacer :) Łaziliśmy po lodzie grubości kilkudziesięciu cm. Ja się bałam jak głupia, bo "ten lód jest przecież za cienki, zaraz się złamię, ja nie idę,chcecie to idźcie sami! :P " Mama skakała po schodach wg zasady 1-2-3 oczywiście :) Ćwiczyliśmy z R. sztukę samoobrony, rzucaliśmy się po śniegu, zamarzaliśmy,ale to był fenomenalny spacer :) Kocham Ich starszliwie i nie wyobrażam już sobie życia bez nich, choć nieraz jest ciężko o uśmiech, o optymizm,ale jesteśmy razem,ciągle jesteśmy razem i trzymamy się zasady MAG !
Nie zabrakło też walentynkowej Trójeczki :) Komedię by można było nakręcić z tego "posiedzenia", skecz, parodię związku R.i A. A i tak się kochają - to czuć,widać,słychać. W Ich żartach, gestach,nawet docinkach :) Dają radość!
Czwartkowa noc okazała się kilkugodzinną,przyjacielską,radosną,racuchową posiadówą w czwórkę :) Niestety nie udało się,żeby byli wszyscy,no ale trudno. No nie zawsze tak się da,żeby mieć wszystkim obok siebie. Zadowalaliśmy się sobą :)) Oglądaliśmy film najpierw o miłości,o ramansach i ble ble ble, a drugi......film o wszystkim. Potem przyszedł czas na psa - idiotę, opętanego kota, polewkowo chrapiącego psa....uśmialiśmy się jak nigdy, Marcin aż się popłakał,a ja z nim. Brzuch bolał mnie od śmiechu aż do rana. Rano śniadanie, sprzątanko i powrót.
A co ważne?
"Ta noc była bardzo potrzebna.
Wiele we mnie utwierdziła, poukładała w głowie i w sercu i utwierdziła co do mojej przyszłości". Co może być piękniejszego od szczęścia Przyjaciół?
No,chyba tylko własne szczęście
Takie moje ferie. Krótkie, stresujące, nerwowe, odkrywcze, przyjacielskie,takie moje, a w gruncie rzeczy - nasze :)
czwartek, 9 lutego 2012
mała potrzeba
Noszę w sobie małą potrzebę. Na imię jej "DWA DNI". Dwa dni prawdziwego odpoczynku. Nie na ślicznej, nie w domu, nie w krk, nie przed fb, gry.pl...Dwa dni gdzieś troszkę dalej, gdzie będzie cicho, mało osób, dużo śniegu i powietrza. Gdzie na moment zapomnę o wszystkim co jeszcze mnie czeka. Dwa dni.
czwartek, 2 lutego 2012
niezły plan!
To co dzisiaj się wydarzyło przekroczyło moje wyobrażenia. Najpierw "zawrotny" autobus "za tramwaj", później zapierniczanie na butach niby krótki kawałek,ale na takim mrozie to trwało jakby 15 km na Syberii. Dobrze,że Agatka była obok,bo bym się chyba popłakała ;* Ale to nic. Żeby tego było mało Aga w końcu wsiadła w tramwaj a ja...myślałam,że idę w dobrym kierunku na L. a okazało się,że cały czas szłam zupełnie w odwrotną stronę. W połowie drogi coś mi kazało się zatrzymać i zapytać kogoś gdzie ja jestem. Kiedy już odnalazłam dobry kierunek na L. spojrzałam na zegarek i pomyślałam "no nie zdążę" . Więc zadzwoniłam do dziewczyn,że napiszę tego kolosa na drugiej grupie.No i szłam dalej. Na całe szczęście jeszcze się nie zaczęło,wiec jednak zdążyłam :) Uff...Potem powrót był jeszcze ciekawszy. Pewna,że już tramwaje zostały wznowione wsiadłam sobie do tego,który rzekomo miał jechać w moje strony. Zmienił trasę,tylko jakoś nikt nas o tym nie poinformował. Jechałam jak mały zagubiony piesuś. Pojęcia nie miałam gdzie,ale jechałam. Jadę i jadę, już ze łzami w oczach, bo czasu niewiele. Dojechałam. Wysiadłam na jakimś wielkim rondzie,tam pobłądziłam jakieś 20 minut na coraz większym mrozie i udało mi się wsiąść do właściwego tramwaju i w końcu znaleźć się na mojej W. Styrana, zmęczona,przemarznięta do kosmków jelitowych wracałam zrezygnowana na mieszkanie. Na Ś. szło dwóch młodych chłopaków. Rzucili w przelocie "Bóg ma dla Ciebie wspaniały plan" i dali karteczkę, na której widniał napis "Wspaniały plan Ojca Niebieskiego" . Potem już śmiałam się do łez :) Później jeszcze kolos z biofizyki, na który pewni wszyscy byliśmy,że mamy gotowe odpowiedzi, a tu Pan Bóg powiedział już po raz czwarty( chyba) tego dnia do mnie "Nie! Ja mam dla Ciebie inny plan. Nie taki jak Ty sobie wymyśliłaś,wymarzyłaś. Nie taki. Będzie taki,jak Ja chcę i weź to zauważ, weź to zaakceptuj, weź się dostosuj, bo jak nie to będziesz błądzić jak na tych rondach dziś i się zgubisz. I te swoje plany możesz sobie wsadzić w kieszeń. No...chyba,że mi o nich opowiesz, jako o największym pragnieniu. Wtedy może coś podziałamy"
No autentycznie tak te dzisiejsze wydarzenia odebrałam. W sumie nic wielkiego, każdy przecież kiedyś się zgubił w nieznanym miejscu, ale ten ciąg wydarzeń...nie,to nie był przypadek. Wieczór poszłam do Niego,choć mój mózg i moje przemarznięte parts of body chciały zostać pod kołdrą (najlepszą na świecie).
I tak dobrnęłam z Bogiem to końca dnia.Jestem szczerze mówiąc wykończona, ale nie zła. Nie jestem zła, ani nie mam pretensji. Do nikogo. Nawet do siebie nie mam dziś o nic pretensji. Może tylko tyle,że za krótko dziś klęczałam rano. Ale ten dzień był niesamowity w swojej nienormalności :)
Pełna tęsknoty czekam na jakieś wieści od Mądrego Pana, bo chyba okres sesyjny nie sprzyja komunikacji międzyludzkiej. Więc cierpliwie czekam, aż sobie (jak to się mówi) "odbijemy" jak już nastanie free time.
No autentycznie tak te dzisiejsze wydarzenia odebrałam. W sumie nic wielkiego, każdy przecież kiedyś się zgubił w nieznanym miejscu, ale ten ciąg wydarzeń...nie,to nie był przypadek. Wieczór poszłam do Niego,choć mój mózg i moje przemarznięte parts of body chciały zostać pod kołdrą (najlepszą na świecie).
I tak dobrnęłam z Bogiem to końca dnia.Jestem szczerze mówiąc wykończona, ale nie zła. Nie jestem zła, ani nie mam pretensji. Do nikogo. Nawet do siebie nie mam dziś o nic pretensji. Może tylko tyle,że za krótko dziś klęczałam rano. Ale ten dzień był niesamowity w swojej nienormalności :)
Pełna tęsknoty czekam na jakieś wieści od Mądrego Pana, bo chyba okres sesyjny nie sprzyja komunikacji międzyludzkiej. Więc cierpliwie czekam, aż sobie (jak to się mówi) "odbijemy" jak już nastanie free time.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)



