O mnie

W życiu trzeba walczyć o to,co się kocha, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę samego siebie. Kochać innych można tylko wtedy, kiedy najpierw pokocha się samego siebie. Największe szczęście w życiu to kochać i być kochanym.

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Inna droga?

Być może Pan Bóg ma dla mnie inny plan. Ja się jeszcze nie poddałam,ale zakładam opcję takową,że może to nie jest moja droga :]



A teraz? czas na odpoczynek! :)

piątek, 27 kwietnia 2012

Never give up!

Tak zastanawiam się,jak bardzo Mu ufam. Czy ufam Mu na tyle,żeby aż tak się bać? Połową sukcesu jest to,że już mnie to tak bardzo nie paraliżuje. Trzeba zrobić ile człowiek jest w stanie, a resztę zrobi...On :) Zawsze tak jest. A jeśli nawet by mi się nie udało...to jestem pewna,że w zamian za to czeka mnie coś lepszego. Więc zabieram się do pracy, na te ostatnie jeszcze dwa dni. To tylko dwa dni. Wytrzymam! zrobię,co mogę! Nie dam się tak łatwo!


niedziela, 22 kwietnia 2012

kochać od dziś

To nie przypadek,że dwa tygodnie temu zostało poukładane.
To nie przypadek,że J.i M. zostali ocaleni.
To nie przypadek,że Ktoś odchodzi...właśnie teraz.
To nie przypadek,że w ciszy.
To nie przypadek,że po prostu sobie zasnął.

Kiedy małe dziecko pyta "dlaczego?" a ja mu tłumaczę,że Pan Bóg tak chciał i On ma do tego prawo, chce żebyśmy byli szczęśliwi, a kiedy już nie możemy być tutaj to zabiera nas do Siebie. I tak tłumaczę i tłumaczę i wyjaśniam, że Pan Bóg najbardziej kocha dzieci, kiedy próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje psie niebo,czy kiedyś dziadka zobaczy, czy będzie ją pamiętał, czy ją kocha...kocha, poczułam wewnętrzne uspokajanie, wyciszanie. Emocje musiały zostać za progiem. Przez chwilę czułam się jak dziecięcy psychoterapeuta a zarazem jako swój własny. Ale nie wszystko da się poddać takiej terapii, owszem można się do wielu rzeczy przyzwyczaić,ale czasami to kłucie powraca i biegnąc po schodach na górę trzeba chować przeciekające powieki przed Mamą,żeby się nie martwiła. Trzeba je doprowadzać do prawidłowego stanu rzeczy w zastraszająco szybkim tempie,kiedy te ani drgną. I co wtedy zrobić? zatrzymać się, spojrzeć w górę i przypomnieć sobie "nic nie poradzisz,więc przyjmij". 

Dziś,kiedy nie czuję w ogóle niedzieli, kiedy niecodzienne sprawy wchodzą na głowę mam taki cichy dzień. Nie  potrzebuję rozmawiać, nie potrzebuje płakać. Nie to,żebym była załamana,zdołowana,nie...po prostu potrzebuję tej ciszy,żeby pożegnać w sobie i się. 


dusz zjednoczenie? może kiedyś i na to przyjdzie pora. A ta pora zapewne też nie będzie przypadkiem.











Boże, dziękuję za Ich ocalenie. Dziękuję za Twój "przypadkowy" system.

środa, 11 kwietnia 2012

ulżyło

Po wielkich trudach, po wielkich zmaganiach "powiedzieć,czy nie", po zdobywaniach się na odwagę doszliśmy wreszcie do konsensusu. Tak bardzo było tego brak w tym wszystkim. Teraz widzę,że ostatnie miesiące to było szukanie tego źródła, to nazywanie rzeczy po imieniu, spraw, emocji,wszystkiego. Bez tego nigdy by się to nie udało. Bez tego śmierdzącego czegoś nigdy by sie nie udało. Bez Niego nigdy by to nie doszło do końca. A raczej początku. Nie powiedziałam tego, bo tak trzeba było,bo inaczej to byśmy się rozpadli i każde w inną stronę poszło. Nie dlatego. Powiedziałam tak,jak ja to rozumiem, jak ja to uważam, jak ja to zdołałam pojąć,jak czuję. Potraktowaliśmy to jako nowy początek. Bo nie warto tego co było,zaprzepaścić. Warto rozmawiać i wyjaśniać. Warto! Dzięki, ogromne dzięki za monolog i przerywanie.Za tę ciszę, Boże jak Ci dziękuję za te ciche miesiące. Dzięki!



Teraz kiedy już tyle spraw wyjaśnionych, myślę,że teraz można zacząć też inne początki :)
Boże,jak dobrze!

nie dla mnie to

Nie lubię świąt. Tzn te w Kościele, wśród ludzi,oazy, śpiewów, liturgii lubię bardzo,ale te domowe? Ich już dawno nie ma. Bo święta to czas radości powinien być, czas bliskości, zrozumienia, porozumienia, a tego brak, a to boli,a to zamyka. Marzę o tym,żebyśmy jeszcze kiedyś zjedli obiad w pełnym składzie i w spokoju. Marzę o tym. Pozostawiam już to w Innych Rękach.

A Triduum? Z roku na rok inaczej je przezywam. Są dla mnie coraz bardziej święte, coraz ważniejsze, coraz piękniejsze,coraz mądrzejsze :) Kantyk nam wyszedł nawet, a jak już Kantyk wyszedł to inne to już pikuś :) Byłam wzruszona. Dla niektórych święta to wypoczynek,dla mnie od kilku lat już nie ma takiego wypoczynku,ale to w tych świętach lubię. Że to jest czas dla Boga, dla tego,czego On dokonuje a nie dla egoizmu i własnych potrzeb.

Lubię też,kiedy Marcin wraca na przerwę i mówi "cieszę się,że nasze spotkanie odbyło się na Eucharystii" albo jak głosi nam konferencje z taką już pokorą i dystansem :) Wskazuje to tylko na jedno,że Jego mądrość, powołanie dojrzewają... :))