O mnie

W życiu trzeba walczyć o to,co się kocha, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę samego siebie. Kochać innych można tylko wtedy, kiedy najpierw pokocha się samego siebie. Największe szczęście w życiu to kochać i być kochanym.

niedziela, 25 marca 2012

mat śoc śydeiK

Kiedyś Tam coś się wydarzyło. To "kiedyś" było całkiem niedawno. "Całkiem niedawno" tzn.ostatnio. "Ostatnio" czyli wczoraj? Nie, kiedyś...Tam, czyli w miejscu zawsze aktualnym, nieprzeterminowanym, dla każdego,każdej,dla wszystkich. Tam,kiedyś coś się wydarzyło. Coś,czego efektów wizualnych nie zobaczycie,nie zobaczę też ja. To coś, co czuję, tu i teraz. I już nie "chcę", ale "pragnę"! 


Kilka dni temu usłyszałam mimochodem jedno zdanie,że jeśli w moim życiu dzieje się źle, coś mnie strasznie boli,krzywdzi, zdradza, żądli,kąsa to mogę być spokojna, bo Bóg nie da mi już nic gorszego. Boży paradoks. Tak, On zdecydowanie lubi paradoksy. A ja coraz bardziej lubię tę Jego pokręconą, zupełnie odwrotną niż moja - logikę. 

niedziela, 18 marca 2012

a gdyby...?

Strasznie nie lubię tego pytania,ale człowiek uwielbia je zdawać. Dzisiaj jeden chłopak z mojej grupy zapytał mnie "co by było,gdyby Maryja nie przyjęła woli Bożej?" ....zdębiałam. "Najprawdopodobniej nie byłoby Jezusa, nie byłoby Zbawienia...Nie wiem.Nikt tego nie wie,ale  świetne pytanie i zmusza do pięknej refleksji" :)
Nigdy tak o tym nie myślałam.

***
Zaglądam co rusz do M.Pana i nie widzę żadnych nowości. Ale nowości listowne są i owszem. A w nich dwa zdania,które chwyciły mnie za serce. Można je interpretować na kilka sposobów,ale my interpretujemy je tylko w jeden sposób,najbardziej odpowiedni,żeby już nie stawiać tych pytań "co by było..",żeby zburzyć kraty i bariery,żeby w końcu nastał spokój i pewność. Straszliwie ważne te zaledwie dwa zdania,straszliwie. Jasno,konkretnie,odpowiedzialnie,na temat, bez owijania, czarno na białym - to lubię. To taka męska decyzja, którą zawsze podziwiam.

***
Kolejna "męska" decyzja to ta Twoja. Nie tyle decyzja, co "propozycja". Albo,albo. Bez półśrodków. Jestem z Was dumna! Zawsze byłam pewna,ale teraz to już jestem najbardziej pewna,że dacie sobie radę :) I Ty i R. ;*

wtorek, 13 marca 2012

(wz)ruszenie

wzruszyli mnie po raz kolejny,tym razem oboje. Siedząc  na nowej posiadłości W. przy kubku gorącej herbaty w niedzielny marcowy wieczór. wzruszyli mnie. Że jeden dla drugiego sprzedałby motor i nawet obrabował by bank. wzruszyli mnie, wzruszają. Jak bardzo możemy na siebie liczyć. Jak bardzo! wzruszają mnie.


Nie mam czasu na siebie i na Niego. Jakbym nawet chciała i się starała to nijak mi to nie wychodzi. Dzień się toczy od rannych wykładów,zajęć do popołudniowych,aż wieczór wracam styrana na mieszkanie i nie mam już na siły. A to dopiero kończą się zajęcia a ile jeszcze przede mną! "Zrób coś dla siebie, znajdź coś "swojego" i zajmij się sobą,bo kiedy jak nie teraz?" Ale kiedy! no kiedy? No ja nie wiem. Ale tak dalej być nie może,muszę zacząć dbać o siebie,chociażby łażąc po krawężnikach i skacząc po kostce jak "w klasy",coś muszę. Mama mówi,że muszę duuuużo pić,bo moja krew jest za gęsta i nie nadąża z parkowaniem tlenu. Ma rację,bo Mama ją zawsze ma.

-Aga...
-No co?
-Bo...ja płaczę!
-Uuu...uuhuu...
-co?Płaczesz ze mną?
-Nooo!

:*


Pamiętajcie,żeby dużo pić wody i Wody! :)

czwartek, 1 marca 2012

Knock out

Skończyła się! Ta wredna, która nie dawała spokojnie żyć i cieszyć się, skończyła się! Pokonałam ją! "knock out" absolutny. Zgubiłam się w tej sesji. Strasznie się zgubiłam. I nie tylko się,ale inne ważne sprawy - pogubiły mi się. Nie chciałam, ale tak wyszło. Dziś powróciła do mnie radość.Powróciła chęć do prawego życia. Następnym razem nie mogę dać się z knock out-ować, to ja muszę knock out-ować. Wczoraj już prawie się poddałam, już popłakałam się,że nie mam czasu nawet dla Tej, z którą mieszkam i dla Tego, który Jest. Teraz trzeba poświęcić przysłowiowe "40h", żeby nadrobić,co stracone. Teraz czas odnajdywania zagubionych. A dzisiejszą moją radość podwoiła cudna wiadomość od R. - cieszymy się obie w takim razie! :) Nie strasznie mi było pokonywanie pieszo (truchtem) tych dwóch, prawie trzech przystanków,bo dla takiej radości,takiego śmiania się wspólnego -opłacało się :) Jedna przykrość z dziś? Pojawiła się,ale szybko zniknęła.Obiecałam sobie niegdyś,że nie będę do tego wracać,że nie będę wracać do niego i nie będę! Jednak mimo wszystko przykro,że tak bezsensownie tkwimy z niewyjaśnieniu...i tyle. 

Śliczna daje radość, pozwala na smutek, toleruje dzikość, daje schronienie i wierzy w Ciebie,nawet jeśli Ty już sam w siebie nie wierzysz.

Martin mnie wzrusza tekstami, które płyną z Jej ust,kiedy ciepło trzyma za rękę i mówi "razem lepiej się uczy" :)

A najbardziej lubię wychodzić w ostatniej chwili na korytarz szepcząc "kszy,kszy...kocham Cię" i  życząc całym sercem spokojnego dnia :)