Przykro mi, że mam inne granice, że zrobiłam z "igły-widły", że zbyt często tak robię,że wyolbrzymiam i panikuję-nie akceptuję takiej siebie-ale nie potrafię być nieszczera, nie w tak ważnych relacjach i nie znoszę niedomkniętych spraw, i tego, gdy "nie wiadomo o co chodzi". O niektórych rzeczach ja po prostu muszę rozmawiać i nie zostawiać na "potem", więc po raz kolejny już potrzeba było dojrzałej rozmowy.
Leżało mi na sercu, leżało jak kamień, leżała mi poniekąd (ba!) ta moja inicjatywa. Tak bardzo mi to leżało, zatykając momentami oddech. A kiedy wsiadałam wtedy do samochodu, cała się trzęsłam,niekoniecznie z zimna. A potem tak leżało,że spałam ledwie 2 godziny. Dlatego potwierdza się o moja teza,że w moim życiu są inne granice,inne też pragnienia jak się okazuje,przed którymi próbuję się bronić,żeby nie konkurować, ale widocznie póki co nie jest to na moje siły i na moją psychikę. Nie jest to proste. To wiele utrudnia, zbyt wiele. Przeszkadza mi to. Powoli męczy mnie też analizowanie, tłumaczenie, wyjaśnianie, wertowanie, gdybanie,tak,mnie też,ale póki co jeszcze nie nauczyłam się inaczej,choć już powoli choć udaje mi się nazywać po imieniu. Tego czego nie umiem nazywam...milczeniem, wodogrzmotowym milczeniem na przykład. Nie budowanie murów, poruszanie tak ważnych tematów, bycie szczerym do głębi nie jest sprawą łatwą. Nie jest i nigdy nie będzie, ale trzeba,nawet jak boli, nawet jak nie wiadomo co odpowiedzieć, to trzeba. Przyjaźń z taką kingą jest trudna, zdaję sobie z tego sprawę,ale ksiądz mnie ostrzegał,że może tak być,że na pewno tak będzie. No i jest, niestety,ale jest. Niedobrze mi z tym, wręcz bym poszła i zwróciła to wszystko,nie akceptuję tego,ale tak jest i nie ma co się oszukiwać. Nie przeszkadza mi to,że TAM odnalazłam ciepło, po prostu wystraszyłam się,że kiedyś może przerodzić się to w konkurencję, a wtedy nie byłoby niczego gorszego. Nie ubolewam nad tym, ale przeszkadza mi,że to wraca, niechcianie,ale wraca, a nie powinno skoro wszystko jest przejrzyste i jasne.Mam nadzieję i będę się o to modlić,żeby kiedyś sobie odeszło raz na zawsze i nie burzyło, nie mieszało, nie utrudniało tego, co z trudem zbudowane,co pokonało niektóre przeszkody, co potrzebne nam obojgu,żeby sobie poszło.
A po ... wczorajszej lataninie po Ikei zupełnie nie mogłam się pozbierać,może też przez zmęczenie. Miałam 10 min i wiedziałam co należy z nimi zrobić. Poszłam tam,gdzie potrzebowałam, tam gdzie czasami udaje mi się uspokoić wodogrzmoty serca.
-Jak Cię usłyszałam dziś,jak wyszłaś to już wiedziałam,że mamy taki sam humor. Tak samo płaczliwy i beznadziejny, tak samo wymagający czekolady,albo "czegoś dobrego".
Nie pomyliłyśmy się, wsiadłyśmy do samochodu i rozmawiałyśmy.
-Wiesz,gdyby człowiek wiedział,czego chce to byłoby...łatwiej.
***
Kończy się rok! Jak to się mówi "jestem o jeden rok mądrzejsza" . Na pewno wiele się zmieniło przez ten rok. Wiele Się zrozumiało. Wiele też poburzyło, albo nie miało szans naprawienia,albo zmarnowało tę szansę. Nie ma co do tego wracać. Minął rok. A już ten nowy rok zaczniemy na Ślicznej,wyczekiwanej Ślicznie i nieprzypadkowo ta ulica tak została nazwana. Więc miejmy nadzieję i módlmy się o to,żeby było ślicznie i tam i tu. Nie tyle na zewnątrz, co w środku, by już nic nigdy nie pomieszało,tego co ogromnie ważne, co z trudem zbudowane, co pokonało niektóre przeszkody, co potrzebne nam obojgu :)
O mnie
- kinga
- W życiu trzeba walczyć o to,co się kocha, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę samego siebie. Kochać innych można tylko wtedy, kiedy najpierw pokocha się samego siebie. Największe szczęście w życiu to kochać i być kochanym.
czwartek, 29 grudnia 2011
poniedziałek, 26 grudnia 2011
w głębi
jedno ze zdań, które mówiłam w ramach życzeń świątecznych brzmiało "Życzę,żeby Twoje święta nie były na tyle na zewnątrz,tam gdzie te kolorowe świecidełka,bajery,ozdóbki,pierdółki,gdzie świat chce nam przysłonić to,co najważniejsze,ale żeby Twoje święta były i żyły w Twoim sercu" . Bardzo musiałam walczyć o to "odszukanie świąt". Wiedziałam,że odkryć tak naprawdę mogę je tylko w jednym miejscu,tam,gdzie klękasz i przyznajesz się,że jesteś słaby. Niezwykłe przeżycie,niezwykły kapłan,niezwykle dużo powiedział...Potem łzy nie chciały się uspokoić,lały się strumieniami,ryczałam,jak małe dziecko,nie wiedziałam w sumie dlaczego. Potem poszłam szukać świąt dalej. Szłam,jak nigdy po prostu szłam przed siebie,gdzie mnie nogi poniosą i lało się ze mnie dalej.Mijały kolejne minuty,a ja szłam,wiedziałam,że do domu wrócić na razie nie mogę,bo jeszcze nie wylało się ze mnie wszystko. Więc szłam dalej i dalej. Miałam wrażenie,że świat mnie obserwuje,ale ja dalej szłam. -Co robisz? -Teraz odpoczywam,potem pomogę w kuchni a potem... - A mogę wpaść na dwie minuty?- Możesz,a co chodzi? -Nic,,po prostu chcę się z Tobą zobaczyć i pójdę sobie. -Jasne,zapraszam :) Już wiedziałam,że jak wyjdę stamtąd będzie mi o 4 grosze lepiej :) -Chcesz kawy?
- Tak,poproszę. Stałam przy oknie i wpatrywałam się w stawianą na balkonie choinkę, znów poleciały mi łzy. Tymczasem gotowała się woda na kawę i we mnie się wszystko gotowało,więc siłą rzeczy musiało ze mnie kipieć. Kawa została postawiona w pięknych kubkach na stole. Nie padło żadne pytanie "Co się stało? Dlaczego jesteś smutna?Co dolega?" Nic,nic takiego. I dobrze. I o to chodziło,żeby nikt o nic ni pytał,tylko po prostu wypił ze mną kawę i pomógł się uspokoić. Niewidzialnie chwycić za dłoń i uspokoić. Kiedy kawa się skończyła,kiedy troszkę ochłonęłam wiedziałam,że przyszedł czas na powrót. Ale jak? Wyszłam i szłam w stronę domu. 5000 myśli krążyło mi po głowie,ale wiedziałam,że teraz mogę już tam wrócić. Dziękuję za ratującą kawę :)
Powrót nie był łatwy,ale na pewno łatwiejszy,bo po kawie. -Co się dzieje? -Nic mamo, mam zły dzień,przyjdzie mi. -A jak Cię przytulę, to Ci pomoże troszkę? - Tak,zdecydowanie. I tak stałyśmy w naszej kuchni wtulone w siebie i tłumaczyłyśmy sobie dużo rzeczy,spraw. Te kilka dni dało mi poczucie,że między mną, Mamą i R. jest jakaś niesamowita więź. Niesamowita. Choć czasem nie potrafimy się do siebie śmiać, boczymy się po kątach,tak jest więź,bardzo silna. Już jakoś inaczej przyszło nam znieść kolejny dzień,jakoś tak łatwiej i bez większych emocji. Nie byłoby tak,gdyby nie po pierwsze - ratująca kawa i po drugie-ratujące objęcie Mamy. Później już tylko czekałam,aż cały kościół będzie drżał przy śpiewanym "Bóg się rodzi" i doczekałam się. Choć na chwilę poczułam te święta. - Wiesz,kiedy będą prawdziwe święta? - Jak się spotkamy w trójkę. Warto poczekać.
Są we mnie jeszcze myśli, których chcę się pozbyć, bo one chcą namieszać koniecznie i muszę się bronić i muszę sobie mówić "Nie.Tak będzie lepiej"
Ale choć na moment poczułam świąteczny czas.
http://www.youtube.com/watch?v=hEqJ6L7YHRk
- Tak,poproszę. Stałam przy oknie i wpatrywałam się w stawianą na balkonie choinkę, znów poleciały mi łzy. Tymczasem gotowała się woda na kawę i we mnie się wszystko gotowało,więc siłą rzeczy musiało ze mnie kipieć. Kawa została postawiona w pięknych kubkach na stole. Nie padło żadne pytanie "Co się stało? Dlaczego jesteś smutna?Co dolega?" Nic,nic takiego. I dobrze. I o to chodziło,żeby nikt o nic ni pytał,tylko po prostu wypił ze mną kawę i pomógł się uspokoić. Niewidzialnie chwycić za dłoń i uspokoić. Kiedy kawa się skończyła,kiedy troszkę ochłonęłam wiedziałam,że przyszedł czas na powrót. Ale jak? Wyszłam i szłam w stronę domu. 5000 myśli krążyło mi po głowie,ale wiedziałam,że teraz mogę już tam wrócić. Dziękuję za ratującą kawę :)
Powrót nie był łatwy,ale na pewno łatwiejszy,bo po kawie. -Co się dzieje? -Nic mamo, mam zły dzień,przyjdzie mi. -A jak Cię przytulę, to Ci pomoże troszkę? - Tak,zdecydowanie. I tak stałyśmy w naszej kuchni wtulone w siebie i tłumaczyłyśmy sobie dużo rzeczy,spraw. Te kilka dni dało mi poczucie,że między mną, Mamą i R. jest jakaś niesamowita więź. Niesamowita. Choć czasem nie potrafimy się do siebie śmiać, boczymy się po kątach,tak jest więź,bardzo silna. Już jakoś inaczej przyszło nam znieść kolejny dzień,jakoś tak łatwiej i bez większych emocji. Nie byłoby tak,gdyby nie po pierwsze - ratująca kawa i po drugie-ratujące objęcie Mamy. Później już tylko czekałam,aż cały kościół będzie drżał przy śpiewanym "Bóg się rodzi" i doczekałam się. Choć na chwilę poczułam te święta. - Wiesz,kiedy będą prawdziwe święta? - Jak się spotkamy w trójkę. Warto poczekać.
Są we mnie jeszcze myśli, których chcę się pozbyć, bo one chcą namieszać koniecznie i muszę się bronić i muszę sobie mówić "Nie.Tak będzie lepiej"
Ale choć na moment poczułam świąteczny czas.
http://www.youtube.com/watch?v=hEqJ6L7YHRk
piątek, 23 grudnia 2011
środa, 21 grudnia 2011
w poszukiwaniu...Świąt
Weszłam wczoraj do Galerii i nie bardzo wiedziałam, w którą stronę mam iść, bo gdzie się nie obróciłam tam był tłum,że ciężko było rękę wcisnąć. Zdołałam jednak wyszukać piękny szalik dla Tego, który wigilijny wieczór spędzi samotnie. Przynajmniej ciepło mu będzie... :)
Poniedziałek wbił mnie w ziemię, wygrał za jednych zamachem, "knock out" tak zwany :/ Obiecałam,że pewne imię na moim blogu już się nie pojawi i tak będzie - nie pojawi się. Czytałam, co czytałam i myślałam, że życie mi trochę wymyka się z rąk. Bo niby, co znowu złego zrobiłam, czemu znowu zamiast relacji budowałam mur, czemu znów spartoliłam coś, na czym mi bardzo zależało? Dlaczego kiedy chcę dobrze, wychodzi jak zwykle? Nie, to nie jest użalanie się nad sobą, to nie jest narzekanie, to jest coś z czym od dłuższego czasu mam problem i na wszelkie możliwe sposoby próbuję sobie z nim poradzić, a za chwilę święta. W krk nie czuć tych Bożych Świąt, nie czuć, że ma na nowo narodzić się największy z najmniejszych-taki Maluszek, co raz podbił świat. Tam czuć, że trzeba kupić jak najlepszy prezent dla siostry, dla brata, dla rodziców, dla ciotek i wujków,że trzeba ubrać okna,ulice,mosty,żeby świeciły z największą mocą. Ja też przez to wszystko nie czuję,że ten Mały ma się narodzić. Dlatego I`m coming home for christmas po to,żeby tutaj znaleźć moje święta, żeby jak co roku odkryć je w sobie, zrobić coroczny porządek na półkach, w sercu i w życiu. I`m coming home for christmas, żeby upewnić się,że wszystkie listy na naszym drzewie już opadły, wracam, by przeżyć te święta w takiej rodzinie, jaką zostałam obdarowana.Będzie boleć, bo nie wszyscy zasiądziemy do świątecznego stołu, nie wszyscy będziemy się radować,że Maluszek jest wśród nas, nie wszyscy będziemy wyciągać ości,żeby się nie zakrztusić, nie wszyscy będziemy ubierać choinkę. To bardzo boli, bo to znów ci, których kocham, a to,co znów zgrzyta.
Zatem idę szukać Świąt. Wy też szukajcie swoich :)
Na koniec zamieszczam obrazek, bardzo dziecinny, bardzo prosty i bardzo piękny i sentymentalny, bo obrazek pochodzący z książeczki jaką miałam. Tytuł jej brzmiał "Betlejem". Kiedy byłam dzieckiem uwielbiałam ją czytać, przeglądać, wertować, odrysowywać postacie, uwielbiałam ją. Nie wiem, jaki był jej dalszy los, nie pamiętam, ale mogłabym mieć taką drugą. Jak będę już miała dzieci to wtedy kupię im taką albo podobną. Może na Grodzkiej w "Taniej książce" jeszcze będą stare wydania :))
Poniedziałek wbił mnie w ziemię, wygrał za jednych zamachem, "knock out" tak zwany :/ Obiecałam,że pewne imię na moim blogu już się nie pojawi i tak będzie - nie pojawi się. Czytałam, co czytałam i myślałam, że życie mi trochę wymyka się z rąk. Bo niby, co znowu złego zrobiłam, czemu znowu zamiast relacji budowałam mur, czemu znów spartoliłam coś, na czym mi bardzo zależało? Dlaczego kiedy chcę dobrze, wychodzi jak zwykle? Nie, to nie jest użalanie się nad sobą, to nie jest narzekanie, to jest coś z czym od dłuższego czasu mam problem i na wszelkie możliwe sposoby próbuję sobie z nim poradzić, a za chwilę święta. W krk nie czuć tych Bożych Świąt, nie czuć, że ma na nowo narodzić się największy z najmniejszych-taki Maluszek, co raz podbił świat. Tam czuć, że trzeba kupić jak najlepszy prezent dla siostry, dla brata, dla rodziców, dla ciotek i wujków,że trzeba ubrać okna,ulice,mosty,żeby świeciły z największą mocą. Ja też przez to wszystko nie czuję,że ten Mały ma się narodzić. Dlatego I`m coming home for christmas po to,żeby tutaj znaleźć moje święta, żeby jak co roku odkryć je w sobie, zrobić coroczny porządek na półkach, w sercu i w życiu. I`m coming home for christmas, żeby upewnić się,że wszystkie listy na naszym drzewie już opadły, wracam, by przeżyć te święta w takiej rodzinie, jaką zostałam obdarowana.Będzie boleć, bo nie wszyscy zasiądziemy do świątecznego stołu, nie wszyscy będziemy się radować,że Maluszek jest wśród nas, nie wszyscy będziemy wyciągać ości,żeby się nie zakrztusić, nie wszyscy będziemy ubierać choinkę. To bardzo boli, bo to znów ci, których kocham, a to,co znów zgrzyta.
Zatem idę szukać Świąt. Wy też szukajcie swoich :)
Na koniec zamieszczam obrazek, bardzo dziecinny, bardzo prosty i bardzo piękny i sentymentalny, bo obrazek pochodzący z książeczki jaką miałam. Tytuł jej brzmiał "Betlejem". Kiedy byłam dzieckiem uwielbiałam ją czytać, przeglądać, wertować, odrysowywać postacie, uwielbiałam ją. Nie wiem, jaki był jej dalszy los, nie pamiętam, ale mogłabym mieć taką drugą. Jak będę już miała dzieci to wtedy kupię im taką albo podobną. Może na Grodzkiej w "Taniej książce" jeszcze będą stare wydania :))
sobota, 10 grudnia 2011
To takie dziwne. Takie tajemnicze to wszystko
Jeszcze nie zdążymy powiedzieć słowa a życie już nam się zmienia. Jak "idzie kominiarz po drabinie, fiku miku i już..." Właśnie tak zmienia mi się życie. Tak zmieniają się emocje, uczucia, podejście do wielu spraw. Zwłaszcza do tych, które kilka lat temu były moimi "największymi" problemami a teraz?...Teraz się z nich śmieje, szydzę, bo to takie pierdoły, taka dziecinada. Ale są też takie sprawy, które choć kilka lat minęło dalej we mnie siedzą. I też zadaje sobie pytanie, czemu kiedyś nie dostrzegłam tej niesamowitości?Wtedy, kiedy był na to czas i miejsce? I pytam, bo to ludzkie, normalne i nie wstydzę się tego, tylko zastanawiam się dlaczego te pytania cały czas wracają. To nie jest złe. Trzeba pytać, bo tylko wtedy możemy mieć pewności, tylko wtedy możemy się czegoś pozbyć, jak to dobrze wypłaczemy :) A ja zauważyłam, że kiedy nie pytam- nie wiem nic-to wariuję. Więc pytam sama siebie, ale nie zawszę chcę znać odpowiedź, nie zawsze :)
Czasami, kiedy jadę tramwajem to mimowolnie się uśmiecham. Patrzę na tych wszystkich pędzących dwunogów zamkniętych w swoich światach, słucham pana prezesa jakiejś firmy, który kłóci się z pracownikami, obserwuje dziadka z wnuczkiem, który jak tylko może umila małemu podróż tramwajem, a kiedy tramwaj się zatrzymuje dziadzio mówi "Popatrz, czary, mary, hokus, pokus,1,2,3,4,5 i...już" Drzwi w tym momencie się otwierają. Dla dziecka to totalna magia. Magia zwykłego tramwaju. Zwykła przejażdżka trwająca kilka przystanków zamienia się z tym momencie w niezwykłą podróż, magiczną podróż, a wszystko za sprawą cudownego dziadka :) Nigdy nie wiadomo, kogo można spotkać w tramwaju :)
Dziś pojawił się cień nadziei na spełnienie małego marzenia, po świętach. Jeśli się uda.
Spełnię moje małe marzenie a potem czyjeś :)
To wszystko jest takie tajemnicze. Tak naprawdę, dla rozumu ludzkiego niedostępne :)
Czasami, kiedy jadę tramwajem to mimowolnie się uśmiecham. Patrzę na tych wszystkich pędzących dwunogów zamkniętych w swoich światach, słucham pana prezesa jakiejś firmy, który kłóci się z pracownikami, obserwuje dziadka z wnuczkiem, który jak tylko może umila małemu podróż tramwajem, a kiedy tramwaj się zatrzymuje dziadzio mówi "Popatrz, czary, mary, hokus, pokus,1,2,3,4,5 i...już" Drzwi w tym momencie się otwierają. Dla dziecka to totalna magia. Magia zwykłego tramwaju. Zwykła przejażdżka trwająca kilka przystanków zamienia się z tym momencie w niezwykłą podróż, magiczną podróż, a wszystko za sprawą cudownego dziadka :) Nigdy nie wiadomo, kogo można spotkać w tramwaju :)
Dziś pojawił się cień nadziei na spełnienie małego marzenia, po świętach. Jeśli się uda.
Spełnię moje małe marzenie a potem czyjeś :)
To wszystko jest takie tajemnicze. Tak naprawdę, dla rozumu ludzkiego niedostępne :)
sobota, 3 grudnia 2011
wyczekane Brownie i małe przykrości i wolności
Jadąc autobusem nr 164 (chyba) cieszyłam się jak 450 :) "Nareszcie" - myślałam. Może nie na pomorskiej,może nie w ciepłych kapciach, pod czerwonym kocem,ale nareszcie. Wyczekiwane Brownie,choć nie wiedziałam,że akurat Brownie będzie :) Trochę jak spotkanie po latach, trochę jak trzymanie za ciepłe dłonie, jak ogrzewanie serc ciepłą kawą :) nareszcie. Teraz 2,5 tyg i znów będzie "nareszcie".
Ale wbrew pozorom nie lubię tego,co rozegra się za dwa i pół tyg. Nie lubię tego od kilku lat.
A jak jeszcze wczoraj sie dowiedziałam,tak mi serce pękło na pół i Drugie Serce pęknie chyba na 10 części. Nie mam pojęcia,jak to Serce,taki mi Drogie to przetrwa, choć dzielne i silne,tak słabnie z dnia na dzień, pęka z minuty na minutę, a ja muszę z całych sił starać się,żeby te pęknięcie zasklepiać,choć nie potrafę,naprawdę nie potrafię. Czy może "jutro" będzie Tu dobrze? Czy może "jutro" będzie Tu ciepło i bezpiecznie? Czy jeszcze kiedyś....
Kiedyś to takie "oklepane" nic nie warte określenie, bardzo względne i nieszanujące. Tak,jak "musimy pogadać przy najbliższej okazji". "Ok, znajdę czas zawsze" - odpowiedziałam, "Spoko,jakoś się dogadamy" ...Tydzień później pomyślałam "w dupie to mam,za daleko zaszło,za bardzo masz to gdzieś, nie chcę już, nie chcę i daj mi spokój, dajmy sobie spokój, bo to już nie ma najmniejszego sensu. Uwolnijmy się"
I tak zrobiłam, uwolniłam się. Piszę o tym ostatni raz,choć nie ostatni raz o tym myślę, to na pewno. Ale nie chcę żryć, nie chcę biegać i prosić. Nie na tym rzecz polega. Tak nie można. Trzeba się szanować i trzeba szanować potrzeby innych i ok. W tym tygodniu chodziłam karmelicką i widząc jadącą 20,14,8,4 mimowolnie odwracałam głowę i Go wypatrywałam, ale czułam się wolna, czuję się wolna od tego. I to nie tak,że dziś mówię "nie" za kilka dni będę pisać "co słychać", na pewno nie. I niech tak zostanie, tak będzie lepiej. Wcale się nie zdziwię, jeśli mi nie uwierzycie, nie musicie i ja to zrozumiem i przecież nic nikomu udowadniać nie muszę i nie zamierzam, to wyjdzie w życiu, mam nadzieję.
Kraków jednak udowadnia mi,że wcale nie jestem tak bardzo do niczego, że ja też mogę dostać max za referat z fizjologii i to z wykrzyknikiem,że Pan Bóg też wysłuchuje moich próśb,że ja też do cholery mam jakąś wartość.
Ale wbrew pozorom nie lubię tego,co rozegra się za dwa i pół tyg. Nie lubię tego od kilku lat.
A jak jeszcze wczoraj sie dowiedziałam,tak mi serce pękło na pół i Drugie Serce pęknie chyba na 10 części. Nie mam pojęcia,jak to Serce,taki mi Drogie to przetrwa, choć dzielne i silne,tak słabnie z dnia na dzień, pęka z minuty na minutę, a ja muszę z całych sił starać się,żeby te pęknięcie zasklepiać,choć nie potrafę,naprawdę nie potrafię. Czy może "jutro" będzie Tu dobrze? Czy może "jutro" będzie Tu ciepło i bezpiecznie? Czy jeszcze kiedyś....
Kiedyś to takie "oklepane" nic nie warte określenie, bardzo względne i nieszanujące. Tak,jak "musimy pogadać przy najbliższej okazji". "Ok, znajdę czas zawsze" - odpowiedziałam, "Spoko,jakoś się dogadamy" ...Tydzień później pomyślałam "w dupie to mam,za daleko zaszło,za bardzo masz to gdzieś, nie chcę już, nie chcę i daj mi spokój, dajmy sobie spokój, bo to już nie ma najmniejszego sensu. Uwolnijmy się"
I tak zrobiłam, uwolniłam się. Piszę o tym ostatni raz,choć nie ostatni raz o tym myślę, to na pewno. Ale nie chcę żryć, nie chcę biegać i prosić. Nie na tym rzecz polega. Tak nie można. Trzeba się szanować i trzeba szanować potrzeby innych i ok. W tym tygodniu chodziłam karmelicką i widząc jadącą 20,14,8,4 mimowolnie odwracałam głowę i Go wypatrywałam, ale czułam się wolna, czuję się wolna od tego. I to nie tak,że dziś mówię "nie" za kilka dni będę pisać "co słychać", na pewno nie. I niech tak zostanie, tak będzie lepiej. Wcale się nie zdziwię, jeśli mi nie uwierzycie, nie musicie i ja to zrozumiem i przecież nic nikomu udowadniać nie muszę i nie zamierzam, to wyjdzie w życiu, mam nadzieję.
Kraków jednak udowadnia mi,że wcale nie jestem tak bardzo do niczego, że ja też mogę dostać max za referat z fizjologii i to z wykrzyknikiem,że Pan Bóg też wysłuchuje moich próśb,że ja też do cholery mam jakąś wartość.
piątek, 25 listopada 2011
Kim Oni są?
Matko od kilku dobrych lat próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie, kim są Przyjaciele. Kto to jest w ogóle Przyjaciel? Czytałam nie wiadomo jakie sentencje, wywody, historie, cytaty i nie mogłam zrozumieć....I dziś chyba znalazłam odpowiedź.
Przyjaciel to nie tylko osoba, której znasz imię i podstawowe dane
To nie tylko osoba, która wie, gdzie mieszkasz, wie na jakiej uczelni studiujesz.
To nie tylko osoba, której mówisz o swoim życiu, żalisz się, narzekasz; która Tobie się żali, daje sprawozdanie z życia.
To nie tylko osoba, która wie, jaką herbatę lubisz, i jakie makaron, i jaki ryż. Czy sypki, czy nie;czy świderki,a może nitki...
To nie tylko osoba, z którą uwielbiasz spacerować, żartować, wygłupiać się, rozmawiać na poważne tematy.
To nie tylko osoba, której dasz do wytarcia swój ręcznik, swoje mydło, swoją gąbkę, nawet szczoteczkę do zębów.
To nie tylko osoba, pisze do Ciebie piękne sms-y, albo dzwoni zapytać "co słychać?"
To nie tylko osoba, obok której lubisz rano się budzić.
To nie tylko osoba, do której tęsknisz, choć widzieliście się dwa dni temu.
To nie tylko osoba, która wie ile słodzisz herbatę, ile mleka wlewasz do kawy.
To nie tylko osoba, która przyjeżdża o północy na rowerze pod Twój dom, tylko po to,żebyś miała dobry sen.
To nie tylko osoba,z którą lubisz jadać ananasy w cieście kokosowym, albo układać kostkę rubika.
To nie tylko osoba, która cmoka Cię w policzek,żeby było Ci cieplej.
To nie tylko osoba, za którą nie musisz latać,żeby dogonić,żeby pogadać.
To nie tylko osoba, która Cię zapewnia...
....można by tak wymieniać,ale to i tak mało,żeby nazwać kogoś Przyjacielem...
chyba,że spełnia ostatni "warunek" - jest jedyną osobą, przy której możesz być sobą:
Przy której jeśli Ci smutno, to możesz płakać.
Jeśli jesteś naprawdę szczęśliwy, możesz to okazać.
Jeśli jesteś wściekły, to nie boisz się narzekać i marudzić.
Jeśli się nie wyspałeś, to nie wstydzisz się przy niej zasnąć.
Jeśli coś Cię gnębi, nie krępujesz się o tym mówić.
Jeśli masz ochotę na szaleństwa, to szalejesz.
Jeśli się wstydzisz, to się wstydzisz.
Jeśli chcesz milczeć, to milczysz i tyle...
Przyjaciel to Jedyna osoba, przy której nie musisz niczego udawać. Jedyna.
To ta osoba, przy której nie obawiasz się,że jak będziesz za dużo narzekać to Cię oleje i znajdzie sobie kogoś innego. To Osoba, której w żaden sposób nie jesteś w stanie zrazić do siebie,zniechęcić. Nie ma bata. To jest Przyjaciel. Można mieć ich kilku,ale to te osoby,przy których możesz i nie boisz się być sobą. I nie gonisz za nią w te i wewte,żeby zamienić kilka słów, przeprowadzić ważną rozmowę, której nie musisz się o nic prosić, bo ona i tak jest.
Ja takich Przyjaciół mam. To garstka, moja piękna mała garstka,moje Perły, których strzec będę jak oka w głowie. Do których będę pisać listy (choćby dwa na rok), do których w zimie będę jeździć na rowerze, z którymi będę spać na materacu. W mojej Garstce znajdą się ludzie o niebiańskich imionach,prostych,zwyczajnych,ale nie zwyczajni ludzie,to moim Przyjaciele,to Agatka,Marcin,Tyszka,Kama...zdecydowanie to jest moja Garstka. I nie ważne,że Agatka jest przemęczona dojeżdżaniem,Marcina widuje kilka razy do roku, Tyszka jest zagoniona w swoich zywiołach, a Kama lubi ratować i ruszać świat,, albo kuje anatomię po kątach .... Nawet jeśli nie wszystko zawsze jest piękne,cacy i ładne. To nic,pamiętajcie,że Wy jesteście moją Garstką. Ktoś zapyta "a ja? a ja nie jestem twoim przyjacielem? A te wszystkie rozmowy, przegadane dni, odbite palce na klawiaturach? " Wtedy odpowiem,
"jesteś moim człowiekiem, w moim świecie,ale Przyjaciół mam tylko i aż Garstkę"
I to w Przyjaźni jest najpiękniejsze, naj-nie-zwyklejsze.
To,że Wy jesteście dla mnie to jedno,ale pamiętajcie,że ja jestem też dla Was.
DZIĘKUJĘ,ŻE JESTEŚCIE MOIMI PRZYJACIÓŁMI !!!
Przyjaciel to nie tylko osoba, której znasz imię i podstawowe dane
To nie tylko osoba, która wie, gdzie mieszkasz, wie na jakiej uczelni studiujesz.
To nie tylko osoba, której mówisz o swoim życiu, żalisz się, narzekasz; która Tobie się żali, daje sprawozdanie z życia.
To nie tylko osoba, która wie, jaką herbatę lubisz, i jakie makaron, i jaki ryż. Czy sypki, czy nie;czy świderki,a może nitki...
To nie tylko osoba, z którą uwielbiasz spacerować, żartować, wygłupiać się, rozmawiać na poważne tematy.
To nie tylko osoba, której dasz do wytarcia swój ręcznik, swoje mydło, swoją gąbkę, nawet szczoteczkę do zębów.
To nie tylko osoba, pisze do Ciebie piękne sms-y, albo dzwoni zapytać "co słychać?"
To nie tylko osoba, obok której lubisz rano się budzić.
To nie tylko osoba, do której tęsknisz, choć widzieliście się dwa dni temu.
To nie tylko osoba, która wie ile słodzisz herbatę, ile mleka wlewasz do kawy.
To nie tylko osoba, która przyjeżdża o północy na rowerze pod Twój dom, tylko po to,żebyś miała dobry sen.
To nie tylko osoba,z którą lubisz jadać ananasy w cieście kokosowym, albo układać kostkę rubika.
To nie tylko osoba, która cmoka Cię w policzek,żeby było Ci cieplej.
To nie tylko osoba, za którą nie musisz latać,żeby dogonić,żeby pogadać.
To nie tylko osoba, która Cię zapewnia...
....można by tak wymieniać,ale to i tak mało,żeby nazwać kogoś Przyjacielem...
chyba,że spełnia ostatni "warunek" - jest jedyną osobą, przy której możesz być sobą:
Przy której jeśli Ci smutno, to możesz płakać.
Jeśli jesteś naprawdę szczęśliwy, możesz to okazać.
Jeśli jesteś wściekły, to nie boisz się narzekać i marudzić.
Jeśli się nie wyspałeś, to nie wstydzisz się przy niej zasnąć.
Jeśli coś Cię gnębi, nie krępujesz się o tym mówić.
Jeśli masz ochotę na szaleństwa, to szalejesz.
Jeśli się wstydzisz, to się wstydzisz.
Jeśli chcesz milczeć, to milczysz i tyle...
Przyjaciel to Jedyna osoba, przy której nie musisz niczego udawać. Jedyna.
To ta osoba, przy której nie obawiasz się,że jak będziesz za dużo narzekać to Cię oleje i znajdzie sobie kogoś innego. To Osoba, której w żaden sposób nie jesteś w stanie zrazić do siebie,zniechęcić. Nie ma bata. To jest Przyjaciel. Można mieć ich kilku,ale to te osoby,przy których możesz i nie boisz się być sobą. I nie gonisz za nią w te i wewte,żeby zamienić kilka słów, przeprowadzić ważną rozmowę, której nie musisz się o nic prosić, bo ona i tak jest.
Ja takich Przyjaciół mam. To garstka, moja piękna mała garstka,moje Perły, których strzec będę jak oka w głowie. Do których będę pisać listy (choćby dwa na rok), do których w zimie będę jeździć na rowerze, z którymi będę spać na materacu. W mojej Garstce znajdą się ludzie o niebiańskich imionach,prostych,zwyczajnych,ale nie zwyczajni ludzie,to moim Przyjaciele,to Agatka,Marcin,Tyszka,Kama...zdecydowanie to jest moja Garstka. I nie ważne,że Agatka jest przemęczona dojeżdżaniem,Marcina widuje kilka razy do roku, Tyszka jest zagoniona w swoich zywiołach, a Kama lubi ratować i ruszać świat,, albo kuje anatomię po kątach .... Nawet jeśli nie wszystko zawsze jest piękne,cacy i ładne. To nic,pamiętajcie,że Wy jesteście moją Garstką. Ktoś zapyta "a ja? a ja nie jestem twoim przyjacielem? A te wszystkie rozmowy, przegadane dni, odbite palce na klawiaturach? " Wtedy odpowiem,
"jesteś moim człowiekiem, w moim świecie,ale Przyjaciół mam tylko i aż Garstkę"
I to w Przyjaźni jest najpiękniejsze, naj-nie-zwyklejsze.
To,że Wy jesteście dla mnie to jedno,ale pamiętajcie,że ja jestem też dla Was.
DZIĘKUJĘ,ŻE JESTEŚCIE MOIMI PRZYJACIÓŁMI !!!
sobota, 19 listopada 2011
piątek, 18 listopada 2011
na jesień
najbardziej ściskasz na jesień!
5 refleksji z minionego tygodnia?
1. Najbardziej ściskasz na jesień!
2. Życie wymaga rezygnacji!
3.Kiedy opadną wszystkie liście - przyjedziesz!
4.Planty to najbardziej kolorowe miejsce w Krk o tej porze roku!
5.Sprawdzić 5 razy adresata wysyłanej wiadomości!
spotkają się ? Nie wiadomo...
piątek, 11 listopada 2011
Specjalny post dla Mądrego Pana na specjalną okazję :)
-Krzysiu,masz jakiś numer tam do Marcina?
-Kinga,Ty lepiej tam nie dzwoń!
Krzyś mnie rozbroił :D Ale stwierdziłam,że jakoś te życzenia Ci i tak złożę. Nie będę dzwonić po pierwsze,bo nie mam numeru, a po drugie ostrożności nigdy za wiele :)
M.,
Życzę Ci,żeby Pan Cię prowadził czy to przez jesienne planty,czy zamarzniętą Wisłą, a może oświetlonym rynkiem,nie...może deszczową Bracką....nie ważne, niech Pan Cię prowadzi, gdzie i którędy chce :)
Życzę Ci jeszcze jak najmniej pudełek z tęsknościami, co nie oznacza, że nakleisz na nich etykietkę "zapomniane" .Nie, ale żeby nie było ich zbyt wiele,bo to męczy ;)
Życzę Ci, żebyś zawsze był szczęśliwy i mądry. Szczęśliwy w duchu, nie po ludzku, po ludzku też,owszem,ale szczęśliwy w duchu, błogosławiony :)
A to wszystko z okazji piątku, dnia 11.listopada, a tak serio to z okazji imienin :)
Tych życzeń jest jeszcze dużo więcej, ale to te kilka najważniejszych, które składam na Twoje dobre ręce :)
Jeszcze jedno...
Bądź zdrów!
-Kinga,Ty lepiej tam nie dzwoń!
Krzyś mnie rozbroił :D Ale stwierdziłam,że jakoś te życzenia Ci i tak złożę. Nie będę dzwonić po pierwsze,bo nie mam numeru, a po drugie ostrożności nigdy za wiele :)
M.,
Życzę Ci,żeby Pan Cię prowadził czy to przez jesienne planty,czy zamarzniętą Wisłą, a może oświetlonym rynkiem,nie...może deszczową Bracką....nie ważne, niech Pan Cię prowadzi, gdzie i którędy chce :)
Życzę Ci jeszcze jak najmniej pudełek z tęsknościami, co nie oznacza, że nakleisz na nich etykietkę "zapomniane" .Nie, ale żeby nie było ich zbyt wiele,bo to męczy ;)
Życzę Ci, żebyś zawsze był szczęśliwy i mądry. Szczęśliwy w duchu, nie po ludzku, po ludzku też,owszem,ale szczęśliwy w duchu, błogosławiony :)
A to wszystko z okazji piątku, dnia 11.listopada, a tak serio to z okazji imienin :)
Tych życzeń jest jeszcze dużo więcej, ale to te kilka najważniejszych, które składam na Twoje dobre ręce :)
Jeszcze jedno...
Bądź zdrów!
czwartek, 10 listopada 2011
-Nie słyszałem,albo nikt tego w ogóle nie mówił,albo rozglądałem się za dziewczynami
-A jednak?
-Co,jednak?
-Rozglądasz się za nimi :D
-A dlaczegóż by nie?
-Myślałam,że już zrezygnowałeś zupełnie. A masz kogoś na oku,konkretnie?
-Konkretnie to nie,ale dobrze jest jak jest :)
-Ucieszyłabym się, gdybyś powiedział,że jednak tak,ale skoro tak ci dobrze to ok :)
-Nie powiem,bo dobrze byłoby z kimś być,ale skoro nikt mnie nie chce...
-Na pewno nikt? A może to Ty nikogo nie chcesz?A może uciekasz?
-Przed kim miałbym uciekać. Nie raczej nikt mnie nie chcę,ale skończmy już ten temat.
-Powiem ci tylko tyle,że jeśli tak myślisz to jesteś w błędzie.
Regeneracja i scenariusz
Taa, przyjeżdżam do domu i całą regenerację szlag trafia.
będzie chaotycznie,ostrzegam
Ucieszyłam się,jak zobaczyłam na komodzie list, napisany charakterystycznym pismem. Tylko Ty tak piszesz,dzięki :)
A w ostatni wtorek sobie pomyślałam "Kinga, bądź dzielna i nie wzdychaj po raz kolejny,nie wzdychaj,cholero ty!" Wzdychnęłam,ale tylko jeden raz i poszłam,obiecuję. I co z tego,jak w sobotę cały dzień pisaliśmy na tematy błahe i poważne?!
Zapytacie o co chodzi z tą r e g e n e r a c j ą. Na razie Wam nie odpowiem,dopóki coś z tego nie wyjdzie. A musi wyjść,choćby nie wiem co. Choć raz życiu może mi coś wyjdzie.
Czekam na maila z fundacji i nic, ubolewam nad tym,aż w końcu nie wytrzymam i tam pojadę.
będzie chaotycznie,ostrzegam
Ucieszyłam się,jak zobaczyłam na komodzie list, napisany charakterystycznym pismem. Tylko Ty tak piszesz,dzięki :)
A w ostatni wtorek sobie pomyślałam "Kinga, bądź dzielna i nie wzdychaj po raz kolejny,nie wzdychaj,cholero ty!" Wzdychnęłam,ale tylko jeden raz i poszłam,obiecuję. I co z tego,jak w sobotę cały dzień pisaliśmy na tematy błahe i poważne?!
Zapytacie o co chodzi z tą r e g e n e r a c j ą. Na razie Wam nie odpowiem,dopóki coś z tego nie wyjdzie. A musi wyjść,choćby nie wiem co. Choć raz życiu może mi coś wyjdzie.
Czekam na maila z fundacji i nic, ubolewam nad tym,aż w końcu nie wytrzymam i tam pojadę.
sobota, 29 października 2011
Kwiaty zroszone łzami
Pisałaś o „zakazanych słowach”, pamiętasz? I wiesz, co myślę? Nie trzeba ich zakazywać, bo nie trzeba ich wypowiadać. Są absolutnie zbędne. Po co używać słów, kiedy mogę to wyrazić słuchając i będąc, troszcząc się i tęskniąc, wychodząc w odpowiednim momencie, by niczego nie zepsuć, dojrzewając i mądrzejąc także dla Ciebie? Po co słowa, kiedy nasze spotkania mówią wszystko – czy to na myślenickiej alei, czy podczas wakacyjnych ognisk, czy to na ostatniej przed świętami październikowej herbacie?
Po co mówić, kiedy Twoje skraplanie się mówi samo za siebie, kiedy patrząc w Twój wzrok widzę wszystko, czego pragnąłem?
Kwiaty zroszone łzami tęsknoty nie są konieczne. Wystarczą nasze nadzwyczajne zwyczajności.
maszynopisarz
środa, 26 października 2011
Serce moje,kiedyś jeszcze tak zaśpiewam
Całą Miłość, którą dał nam Bóg, Dziś Tobie Miłości, Wieczny składam ślub. To dla Ciebie kwitnie tysiące róż,
A serce moje, Do Ciebie należy już. Twą Miłością, którą dałeś mi, Obdarzać chcę braci, Pragnę Twoim być. Bo dla Ciebie kwitnie tysiące róż.
A serce moje, Do Ciebie należy już.
sobota, 15 października 2011
mamba
Jeszcze do końca nie umiem tego wszystkiego ogarnąć. Nie umiem ogarnąć nowego stylu i trybu życia. Cały czas próbuję. Fakt,już nie wstaję o 5,ale za to późno wracam do...na mieszkanie. Do domu wracam pod koniec tygodnia a na mieszkanie po wszystkich zajęciach. Tam teraz przebywam dłuższy czas z Martą. Tam się uspokajam,tam przygotowuję,tam nie śpię po nocach,tam w ciszy nocy rozmyślam leżąc już na materacu i w dłoni miętoląc różaniec od Mądrego Pana. Od pewnego czasu właśnie z nim zasypiam,albo przy nim. Nie raz budziłam się i widziałam,że się rozwalił,albo był na drugim końcu pokoju,ale zawsze go podnoszę i służy mi kolejny dzień i noc. Choć dalej nie umiem się modlić na różańcu,to jednak czuje z nim jakąś więź,nawet rano kiedy zbieram się na uczelnię chowam go do kieszeni i tam sobie siedzi,gotowy w każdej chwili. Nie zawsze umiem jego gotowość wykorzystać,ale on tam jest,ze mną,przy mnie.
Trudno jest być na tyle odważnym,żeby przyznać,że jeszcze nie wszystko potrafię sama zrobić Trudno być na tyle odważnym,żeby rozmawiać na naprawdę trudny i jakże zaskakujący temat i jak zwykle pod moją klatką,jak zwykle o późnej porze,bo wtedy jakoś najlepiej się rozmowy kleją. Noc ma w sobie jakąś niezwykłą moc,potęgę :) Można mieć dużo lat i być dalej głupim,ale można być młodym i mądrym zarazem :))
A najśmieszniejsze zdanie tygodnia? "Zabłądziłeś i męska duma nie pozwala Ci zapytać o drogę? Czy postanowiłeś nas olać?" Uśmiałam się,tak się uśmiałam,że ło a potem siedzieliśmy godzinę,dwie,noo....dwie i pół i rozmawialiśmy przy delicjach :))
Tęsknie,tęsknie jak kot w tym krakowie. tęsknie za ludźmi. Zwłaszcza za Agatą,bo tylko Ona jakoś daleko :( Do Tychy bliziutko,30 min jazdy trmawajem i już,do Kamy dwa kroki(zwłaszcza w poniedziałki i czwartki,kiedy trąca mnie łokciem na wykładach) do Bieżanowa też nie najdalej,choć jeszcze go nie widziałam,a nawet do Piłsudskiego jak rzut oszczepem.Tęsknie za sprawami i rzeczami,które muszę opuścić,odstawić,albo pozostawić dla innych. Tęsknię za zimową przygodą. trudno. Trzeba być przecież twardym a nie miętkim i trzeba umiem znaleźć spósób na czop tombocytarny :)
Nie umiem organizować niespodzianek. No nie umiem!
Trudno nie umiem,ale Ania powiedziała "nie martw się,kiedyś Ci się uda" :D
więc cóż jem sobie mambę(tak! chciałabym mieć tony mamb) i tak sobie myślę : uspokój się i zaufaj?
Trudno jest być na tyle odważnym,żeby przyznać,że jeszcze nie wszystko potrafię sama zrobić Trudno być na tyle odważnym,żeby rozmawiać na naprawdę trudny i jakże zaskakujący temat i jak zwykle pod moją klatką,jak zwykle o późnej porze,bo wtedy jakoś najlepiej się rozmowy kleją. Noc ma w sobie jakąś niezwykłą moc,potęgę :) Można mieć dużo lat i być dalej głupim,ale można być młodym i mądrym zarazem :))
A najśmieszniejsze zdanie tygodnia? "Zabłądziłeś i męska duma nie pozwala Ci zapytać o drogę? Czy postanowiłeś nas olać?" Uśmiałam się,tak się uśmiałam,że ło a potem siedzieliśmy godzinę,dwie,noo....dwie i pół i rozmawialiśmy przy delicjach :))
Tęsknie,tęsknie jak kot w tym krakowie. tęsknie za ludźmi. Zwłaszcza za Agatą,bo tylko Ona jakoś daleko :( Do Tychy bliziutko,30 min jazdy trmawajem i już,do Kamy dwa kroki(zwłaszcza w poniedziałki i czwartki,kiedy trąca mnie łokciem na wykładach) do Bieżanowa też nie najdalej,choć jeszcze go nie widziałam,a nawet do Piłsudskiego jak rzut oszczepem.Tęsknie za sprawami i rzeczami,które muszę opuścić,odstawić,albo pozostawić dla innych. Tęsknię za zimową przygodą. trudno. Trzeba być przecież twardym a nie miętkim i trzeba umiem znaleźć spósób na czop tombocytarny :)
Nie umiem organizować niespodzianek. No nie umiem!
Trudno nie umiem,ale Ania powiedziała "nie martw się,kiedyś Ci się uda" :D
więc cóż jem sobie mambę(tak! chciałabym mieć tony mamb) i tak sobie myślę : uspokój się i zaufaj?
niedziela, 9 października 2011
na walizkach,przy ciepłej herbacie
Jutro zawitam do Krakowa "na dłużej". Ufam,że przyjmie mnie z otwartymi ramionami i że poradzę sobie,
że w końcu się ogarnę,zorganizuję,nie będę trzepać się zimna lub nerwów, nie będę się bać.
Mama mówi,że dam sobie rade,bo jestem silna i mam ambicje. A mama zawsze mówi prawdę :)
Bliżej na Mateczny,bliżej na Piłsudskiego,bliżej Bieżanowa. Tylko od Jawornika umiłowanego trochę dalej,ale to nic,mamy jeszcze Camera Cafe,albo McDonalda na Matecznym :) przecież się nie zgubimy, na pewno nie!
W końcu Kuba nauczył mnie kostki rubika. Jeszcze muszę nauczyć się algorytmów,które ułatwią mi układanie. Szkoda,że w życiu nikt nie wymyślił takich algorytmów,żeby wszystko się układało w taką piękną kostkę rubika, szkoda...Ale przynajmniej kolorów nikt nam nie odbierze. Z kostki nie odkleimy,bo nie ma jak
a w życiu one nigdy nie wyblakną,jedyne co może się z nimi stać to to,że chmury je zasłonią.
Wyszłam dziś po mszy i pomyślałam "podziwiam go,że umie tak wszystko ogarnąć do kupy. Mikrofony,organistę,psalm,kable,chwyty,początki i końce.Podziwiam!" Ale podziwiałam też moje "dzieci",
jak dziś pięknie śpiewały. I te wpadki...to nic,zupełnie nic,śpiewaliśmy na Jego Chwałę "Nie bój się,wypłyń na głębię" i tylko to się liczyło
A ciepło dzisiejszej herbaty roztopiło mnie,wręcz się skropliłam,ale nie od herbaty,od tego,
że znów długo się nie zobaczymy.
"Dziękuję za słowa z filmu. Są bardzo ważne i piękne. Nie wierzę w ich przypadkowość"
W ludzkiej płaszczyźnie przepadkiem było dopasowanie zdjęcia do wypowiedzi,zupełnie losowy przypadek. Ale to tylko w ludzkiej płaszczyźnie,a w Bożej?
"Może lepiej byłoby,gdyby niektóre nasze marzenia pozostały w sferze snu"
że w końcu się ogarnę,zorganizuję,nie będę trzepać się zimna lub nerwów, nie będę się bać.
Mama mówi,że dam sobie rade,bo jestem silna i mam ambicje. A mama zawsze mówi prawdę :)
Bliżej na Mateczny,bliżej na Piłsudskiego,bliżej Bieżanowa. Tylko od Jawornika umiłowanego trochę dalej,ale to nic,mamy jeszcze Camera Cafe,albo McDonalda na Matecznym :) przecież się nie zgubimy, na pewno nie!
W końcu Kuba nauczył mnie kostki rubika. Jeszcze muszę nauczyć się algorytmów,które ułatwią mi układanie. Szkoda,że w życiu nikt nie wymyślił takich algorytmów,żeby wszystko się układało w taką piękną kostkę rubika, szkoda...Ale przynajmniej kolorów nikt nam nie odbierze. Z kostki nie odkleimy,bo nie ma jak
a w życiu one nigdy nie wyblakną,jedyne co może się z nimi stać to to,że chmury je zasłonią.
Wyszłam dziś po mszy i pomyślałam "podziwiam go,że umie tak wszystko ogarnąć do kupy. Mikrofony,organistę,psalm,kable,chwyty,początki i końce.Podziwiam!" Ale podziwiałam też moje "dzieci",
jak dziś pięknie śpiewały. I te wpadki...to nic,zupełnie nic,śpiewaliśmy na Jego Chwałę "Nie bój się,wypłyń na głębię" i tylko to się liczyło
A ciepło dzisiejszej herbaty roztopiło mnie,wręcz się skropliłam,ale nie od herbaty,od tego,
że znów długo się nie zobaczymy.
"Dziękuję za słowa z filmu. Są bardzo ważne i piękne. Nie wierzę w ich przypadkowość"
W ludzkiej płaszczyźnie przepadkiem było dopasowanie zdjęcia do wypowiedzi,zupełnie losowy przypadek. Ale to tylko w ludzkiej płaszczyźnie,a w Bożej?
"Może lepiej byłoby,gdyby niektóre nasze marzenia pozostały w sferze snu"
środa, 5 października 2011
taki numer
Po pierwsze straszliwie się ucieszyłam czytając sms-a "Marcin zdał prawko" :D
Niesamowicie dumna jestem.
To była cudowna wiadomość 4. października ok godziny 14. :)) GRATULUJĘ!
Zastanawiałam się,czy warto,czy to potrzebne i konieczne...Warto było czekać prawie pół godziny pod pocztą :) Na co? sama nie widziałam na co.,po co,co to da. Na to,żeby poszukać statywu na aparat do profesjonalnych zdjęć,żeby potem pójść grodzką w stronę Wawelu i oglądać zachód Słońca leżąc na trawie nad Wisłą. Po to,żeby pogadać jak normalni ludzie o wszystkim i niczym,a czasami pomilczeć,bez zmartwień,żeby poczuć oddychającą jeszcze przyjaźń. Porozmawiać o planach i marzeniach,o ambicjach i obawach,po to,żeby nawzajem siebie wzmocnić. Też po to,aby odgonić złe humory i rozśmieszać najbardziej prymitywnymi,spontanicznymi żartami i żarcikami,wszystko po to,żeby na nowo się do siebie uśmiechnąć...a...a może po to,żeby po prostu ze sobą pobyć i ciszy i spokoju,w blasku zachodzącego słońca,pod kolorowym niebem i wszystko to po przyjacielsku,bo jak się okazuje można...Można po przyjacielsku. Można nie roztrząsać nadal,nie być egoistą,nie przyglądać się tylko własnym uczuciom,nie zwracać uwagi tylko na siebie, można. I tak właśnie trzeba,trochę szpachlować i wygładzać. Da się? Da!
Ale tak po przyjacielsku? Przyjacielsku!
a pierwszy dzień zajęć i Grzegórzecka przerażały bardzo. Mati by powiedział "Widzisz,niepotrzebnie " :)
Świat jest mały jak widać i nawet ludzi z byłej klasy można spotkać,mało tego-mieć ich w grupie :)
Wiedziałam,że to trochę inne życie. Trochę bardziej i owocniej uczy odpowiedzialności. Już mi przypomniano o tym na Alei Przyjaźn,ale wtedy jeszcze nie wiedziałam,że tak to się wszystko układa. Pan Bóg lubi wywijać numery. Ja często-gęsto nie doceniam,że Jego numery są lepsze od moich,nawet jeśli jestem ich pewna w 100%
Teraz są dwie możliwości - albo przyjmę od Boga siły na ten trudny czas,pozytywne myślenie wcielę w życie na całego,nie będę się bać jeżdżenia po nieznanych terenach i zostanę na tych studiach i sobie poradzę,albo wylecę za dwa miesiące. Ewentualna trzecia możliwość jest taka,że po jakimś czasie stwierdzę,że nie lubię takich imprez i nie spełnię się w tym i zmienię kierunek. Póki co jestem gdzie jestem i aklimatyzuję się.
Grzechem byłoby,gdyby nie wspomniała o osobie,która zainicjowała trudny temat,trudny bardzo i zaryzykowała,że się do niej nie odezwę do końca życia-Tyśka . Wszyscy się do tego przyczynili,choć prosiłam,żeby nie pytać i nie poruszać,nalegaliście. Wy-moi Przyjaciele do tańca i różańca,do grzanek i kompotu,do powagi i szaleństw.Wy-moi Przyjaciele- Aga,Kama,Marcin,Tysia,Mati...to,ci najważniejsi,ale jest jeszcze grono ludzi dla mnie bardzo ważnych,które wnoszą w moje życie coraz więcej. Nawet jeśli dzwoni Ktoś o północy z pytaniem,czy przygarnę....przygarnę,zawsze,kiedy będzie taka możliwość :) Nawet,kiedy zanim słońce wzejdzie i Ktoś drugi będzie chciał wpaść na herbatę przed odjazdem do Kraka - przygarnę,albo w ciepłocie pokoju odmówić brewiarz - przygarnę :) Nawet jeśli Ktoś trzeci nie chce być romantyczny,delikatny,czuły,troskliwy,opiekuńczy...przygarnę :)
Radość i szczęście poczułam dziś,kiedy biegłam co sił w nogach na poddasze i widząc 9-ciomiesięczne rączki i nóżki trzepoczące się na mój widok i ten maleńki,najszczerszy na świecie uśmiech od ucha do ucha :) Nóżki,które już uczą się posuwistych ruchów w przód i rączki,które ściagają okulary z nosa i odbijają na szkiełkach paluszki. Bardzo je pokochałam. Te rączki,nóżki,oczka,całą Ją-Malutką :) Teraz mimo wszystko,mimo obaw które były cieszę się,że w ramionach Oli jest bezpieczna i radosna :)
A to,co mi ,Aga, powiedziałaś(słowa księdza z kazania) "Nie możecie się bać!" stały sie moim mottem życia studenckiego. I to kolejna rzecz,której chcę się nauczyć. Chcę nauczyć nie bać się.
Niesamowicie dumna jestem.
To była cudowna wiadomość 4. października ok godziny 14. :)) GRATULUJĘ!
Zastanawiałam się,czy warto,czy to potrzebne i konieczne...Warto było czekać prawie pół godziny pod pocztą :) Na co? sama nie widziałam na co.,po co,co to da. Na to,żeby poszukać statywu na aparat do profesjonalnych zdjęć,żeby potem pójść grodzką w stronę Wawelu i oglądać zachód Słońca leżąc na trawie nad Wisłą. Po to,żeby pogadać jak normalni ludzie o wszystkim i niczym,a czasami pomilczeć,bez zmartwień,żeby poczuć oddychającą jeszcze przyjaźń. Porozmawiać o planach i marzeniach,o ambicjach i obawach,po to,żeby nawzajem siebie wzmocnić. Też po to,aby odgonić złe humory i rozśmieszać najbardziej prymitywnymi,spontanicznymi żartami i żarcikami,wszystko po to,żeby na nowo się do siebie uśmiechnąć...a...a może po to,żeby po prostu ze sobą pobyć i ciszy i spokoju,w blasku zachodzącego słońca,pod kolorowym niebem i wszystko to po przyjacielsku,bo jak się okazuje można...Można po przyjacielsku. Można nie roztrząsać nadal,nie być egoistą,nie przyglądać się tylko własnym uczuciom,nie zwracać uwagi tylko na siebie, można. I tak właśnie trzeba,trochę szpachlować i wygładzać. Da się? Da!
Ale tak po przyjacielsku? Przyjacielsku!
a pierwszy dzień zajęć i Grzegórzecka przerażały bardzo. Mati by powiedział "Widzisz,niepotrzebnie " :)
Świat jest mały jak widać i nawet ludzi z byłej klasy można spotkać,mało tego-mieć ich w grupie :)
Wiedziałam,że to trochę inne życie. Trochę bardziej i owocniej uczy odpowiedzialności. Już mi przypomniano o tym na Alei Przyjaźn,ale wtedy jeszcze nie wiedziałam,że tak to się wszystko układa. Pan Bóg lubi wywijać numery. Ja często-gęsto nie doceniam,że Jego numery są lepsze od moich,nawet jeśli jestem ich pewna w 100%
Teraz są dwie możliwości - albo przyjmę od Boga siły na ten trudny czas,pozytywne myślenie wcielę w życie na całego,nie będę się bać jeżdżenia po nieznanych terenach i zostanę na tych studiach i sobie poradzę,albo wylecę za dwa miesiące. Ewentualna trzecia możliwość jest taka,że po jakimś czasie stwierdzę,że nie lubię takich imprez i nie spełnię się w tym i zmienię kierunek. Póki co jestem gdzie jestem i aklimatyzuję się.
Grzechem byłoby,gdyby nie wspomniała o osobie,która zainicjowała trudny temat,trudny bardzo i zaryzykowała,że się do niej nie odezwę do końca życia-Tyśka . Wszyscy się do tego przyczynili,choć prosiłam,żeby nie pytać i nie poruszać,nalegaliście. Wy-moi Przyjaciele do tańca i różańca,do grzanek i kompotu,do powagi i szaleństw.Wy-moi Przyjaciele- Aga,Kama,Marcin,Tysia,Mati...to,ci najważniejsi,ale jest jeszcze grono ludzi dla mnie bardzo ważnych,które wnoszą w moje życie coraz więcej. Nawet jeśli dzwoni Ktoś o północy z pytaniem,czy przygarnę....przygarnę,zawsze,kiedy będzie taka możliwość :) Nawet,kiedy zanim słońce wzejdzie i Ktoś drugi będzie chciał wpaść na herbatę przed odjazdem do Kraka - przygarnę,albo w ciepłocie pokoju odmówić brewiarz - przygarnę :) Nawet jeśli Ktoś trzeci nie chce być romantyczny,delikatny,czuły,troskliwy,opiekuńczy...przygarnę :)
Radość i szczęście poczułam dziś,kiedy biegłam co sił w nogach na poddasze i widząc 9-ciomiesięczne rączki i nóżki trzepoczące się na mój widok i ten maleńki,najszczerszy na świecie uśmiech od ucha do ucha :) Nóżki,które już uczą się posuwistych ruchów w przód i rączki,które ściagają okulary z nosa i odbijają na szkiełkach paluszki. Bardzo je pokochałam. Te rączki,nóżki,oczka,całą Ją-Malutką :) Teraz mimo wszystko,mimo obaw które były cieszę się,że w ramionach Oli jest bezpieczna i radosna :)
A to,co mi ,Aga, powiedziałaś(słowa księdza z kazania) "Nie możecie się bać!" stały sie moim mottem życia studenckiego. I to kolejna rzecz,której chcę się nauczyć. Chcę nauczyć nie bać się.
sobota, 24 września 2011
Tak,wiem... Jeszcze nie wierzę....
Tak,wiem...
...ale jeszcze nie wierzę w nagłą zmianę planów.Jeszcze nie wierzę,że mogłam być taka niedobra. Jeszcze nie wierzę....Nie wierzę tzn. jeszcze do tego nie dojrzałam,jeszcze moje małe serce i mój mózg nie przyjęły tego do wiadomości.
Tak,wiem..
...ale serce cały czas chcę wyprzedzać rozum. Walczę z tym. Walczę o mądrość!
Tak,wiem...
Tak,wiem...musiałeś iść? Tak,wiem...rozumiem. Bądź zdrów! :)
...ale jeszcze nie wierzę w nagłą zmianę planów.Jeszcze nie wierzę,że mogłam być taka niedobra. Jeszcze nie wierzę....Nie wierzę tzn. jeszcze do tego nie dojrzałam,jeszcze moje małe serce i mój mózg nie przyjęły tego do wiadomości.
Tak,wiem..
...ale serce cały czas chcę wyprzedzać rozum. Walczę z tym. Walczę o mądrość!
Tak,wiem...
Tak,wiem...musiałeś iść? Tak,wiem...rozumiem. Bądź zdrów! :)
piątek, 23 września 2011
Muszę już iść.
Muszę już iść. Tym razem tak na dobre, tak na dłużej. Idę z o wiele większym spokojem niż rok temu. Trochę myślałem, podsumowywałem, bilansowałem czas dwuipółmiesięcznego odpoczynku, zakorzeniania się spowrotem.
Dzięki tym wakacjom tak naprawdę zakończyliśmy definitywnie nasze styczniowe problemy. Czuję to – ulgę, swobodę, brak niedomówień, przejrzystość. Lubię, kiedy dojrzewamy – kiedy osobno dojrzewasz Ty, osobno ja, i kiedy dojrzewa nasza więź. Nie bójmy się jej.
Głęboko liczę, że jednak Kraków zdobić będzie jeszcze jedna Perła, szybciej niż się spodziewaliśmy. Czekamy na Ciebie, zawsze z otwartymi ramionami – najdosłowniej. Pamiętaj o tym.
Wrócę na pewno, gdy najdzie pora.
Dzięki tym wakacjom tak naprawdę zakończyliśmy definitywnie nasze styczniowe problemy. Czuję to – ulgę, swobodę, brak niedomówień, przejrzystość. Lubię, kiedy dojrzewamy – kiedy osobno dojrzewasz Ty, osobno ja, i kiedy dojrzewa nasza więź. Nie bójmy się jej.
Głęboko liczę, że jednak Kraków zdobić będzie jeszcze jedna Perła, szybciej niż się spodziewaliśmy. Czekamy na Ciebie, zawsze z otwartymi ramionami – najdosłowniej. Pamiętaj o tym.
Wrócę na pewno, gdy najdzie pora.
maszynopisarz
środa, 21 września 2011
Przygotuj mnie!
Panie Boże,wybacz mi...bo mimo,że mam Ciebie ciągle mi czegoś brakuje. Panie Boże,wybacz moje zagubienia,mój wewnętrzny burdel,moje zmiany nastroju,momentami wybacz moją oschłość i moją obojętność...
Panie Boże,wybacz!
Panie przygotuj mnie do miłości,ucz mnie miłości!
Panie Boże,wybacz!
Panie przygotuj mnie do miłości,ucz mnie miłości!
niedziela, 18 września 2011
Wiesz co? Muszę już iść.
Sztuką jest tak właśnie powiedzieć. Bez tłumaczenia- "muszę już iść".tyle.
Mama zawsze mi powtarzała,że trzeba umieć wychodzić w dobrym momencie.Jest t wyczyn imponujący :)
i gratuluję Ci tego,że Ty właśnie tak potrafisz :)
Czy to po późno-wieczornej herbacie,czy po rozmowie przy lodach pod altanką,czy to z ...można tak wymieniać.
Trudno być człowiekiem,przy którym nie da się nudzić. Ja w swoim życiu już takich ludzi spotkałam. "Altana-party" była przez ostatni czas najbardziej pożądanym przeze mnie spotkaniem,z tymi,których okropniaście lubię!
Pożądam też spotkania "w cztery oczy",albo i sześć,żeby wyjaśnić moje ostatnie nie-istnienie,żeby powiedzieć o sprawach ważnych o zdeptanych niepokojach :) Czekam też na czwartek,bo baardzo dawno nie słyszałam,co u Kamy.
*
Powiedziałam już,że mojej decyzji nie zmienię. Już jest zaplanowany mój najbliższy rok i nie chcę tego zmieniać. Dobrze mi z Małym Brzdącem,kiedy patrzę na jej nieporadne siadanie i wstawanie. Uwielbiam ją usypiać. Wtedy między nami wytwarza się niesamowita więź,między naszymi dłońmi.,palcami,skórą...to jest piękne i uwielbiam te momenty,kiedy czuję,że kręgosłup mi wypada od schylania się do łóżeczka. I chcę jeździć "dziecięcym tramwajem ".
Lubię to!
i tyle.
*
-Wiem,że kiedyś mnie nie lubiłeś i byłam strasznie upierdliwa i tłumaczyłam się "bo ja jestem młodsza"...
-Kiedyś chciałem Cię sprzedać i jeszcze dopłacić...
-...
-A dziś bym dla Ciebie zabił. I zabiłbym tego, kto spróbowałby Ci zrobić krzywdę,całą jego rodzinę i przyjaciół,żeby wiedział,
że nie wolno Cię skrzywdzić!
***
"Dziękuję,że w końcu powiedziałeś,jak teraz wygląda z grubsza Twoje życie. Dziękuję,bo teraz jestem już spokojna. Mam nadzieję,że Twoje plany zostaną pomyślnie zrealizowane.
Życzę Ci tego z całego serca. Niech Dobry Bóg zawsze Cię za rękę trzyma...tyle. :) "
Mama zawsze mi powtarzała,że trzeba umieć wychodzić w dobrym momencie.Jest t wyczyn imponujący :)
i gratuluję Ci tego,że Ty właśnie tak potrafisz :)
Czy to po późno-wieczornej herbacie,czy po rozmowie przy lodach pod altanką,czy to z ...można tak wymieniać.
Trudno być człowiekiem,przy którym nie da się nudzić. Ja w swoim życiu już takich ludzi spotkałam. "Altana-party" była przez ostatni czas najbardziej pożądanym przeze mnie spotkaniem,z tymi,których okropniaście lubię!
Pożądam też spotkania "w cztery oczy",albo i sześć,żeby wyjaśnić moje ostatnie nie-istnienie,żeby powiedzieć o sprawach ważnych o zdeptanych niepokojach :) Czekam też na czwartek,bo baardzo dawno nie słyszałam,co u Kamy.
*
Powiedziałam już,że mojej decyzji nie zmienię. Już jest zaplanowany mój najbliższy rok i nie chcę tego zmieniać. Dobrze mi z Małym Brzdącem,kiedy patrzę na jej nieporadne siadanie i wstawanie. Uwielbiam ją usypiać. Wtedy między nami wytwarza się niesamowita więź,między naszymi dłońmi.,palcami,skórą...to jest piękne i uwielbiam te momenty,kiedy czuję,że kręgosłup mi wypada od schylania się do łóżeczka. I chcę jeździć "dziecięcym tramwajem ".
Lubię to!
i tyle.
*
-Wiem,że kiedyś mnie nie lubiłeś i byłam strasznie upierdliwa i tłumaczyłam się "bo ja jestem młodsza"...
-Kiedyś chciałem Cię sprzedać i jeszcze dopłacić...
-...
-A dziś bym dla Ciebie zabił. I zabiłbym tego, kto spróbowałby Ci zrobić krzywdę,całą jego rodzinę i przyjaciół,żeby wiedział,
że nie wolno Cię skrzywdzić!
***
"Dziękuję,że w końcu powiedziałeś,jak teraz wygląda z grubsza Twoje życie. Dziękuję,bo teraz jestem już spokojna. Mam nadzieję,że Twoje plany zostaną pomyślnie zrealizowane.
Życzę Ci tego z całego serca. Niech Dobry Bóg zawsze Cię za rękę trzyma...tyle. :) "
niedziela, 11 września 2011
Życiowa aleja
Co się ostatnio ze mną działo? Pytajcie mnie,a ja będę pytać Was. Pytałam Go co dzień wieczór,nie słyszałam odpowiedzi,ani podpowiedzi. Słyszałam i miałam tylko czarne myśli,zapewne od czarnego,który zawsze wszystko chce spieprzyć. Udało mu się na moment ,mnie wyniszczyć tak,że już nawet Przyjaciół potrafiłam odrzucić. To nie byłam ja. Nie lubię takiej siebie. A to nie pierwszy raz,to już kolejny. Tym razem jednak czarny zaszalał :/ Wszystko było złe,wszystko doprowadzało do płaczu. Absolutnie wszystko i wszyscy. Każde słowo,każdy gest,każda mina,mimika twarzy,każda myśl chciana i niechciana,każda czynność do wykonania. Boże,skąd to wszystko? Pamiętne schody rozkminiłam dopiero w piątek,dlaczego odeszłam za szybko i bez słowa. Już teraz wiem. Już wiem,dlaczego czasami brakuje okazywania uczuć,gestów,słów "zakazanych" Już wiem dlaczego się irytuję jak Mama chce robić wszystko za mnie,poprawiać,doprawiać. Już wiem. Wiem też,że o panu M. nie zapomnę.Mogę próbować,mogę pisać o Nim,do Niego,dla Niego i w ten mój sposób zapominać i kontynuować proces blaknięcia dopóki nie zjawi się Pereł i nie stworzy w moim sercu swojego miejsca i nie pokoloruję go swoją farbą. Całe to "rozumowanie" dokonało się w baaaardzo dużej mierze na Naszej alei. Możemy nazwać ją ALEJĄ SZCZEROŚCI. Tamtego wieczoru zostało na niej powiedziane chyba wszystko,co na sercach zalegało. Poczułam ogromną ulgę,że teraz o wszystkim wiemy,mało tego-umiemy spokojnie o tym rozmawiać,umiemy na spokojnie analizować krok po kroku nawet "co by było gdyby...". Z serca dziękuję za tamten wieczór i za te potrzebne słowa.potrzebne milczenie,już nie straszne jak kilka miesięcy temu.
***
Nie pozwolę Ci trwać w tym beznadziejnym poczuciu niepotrzebności,absolutnie. Dziękuję za "rozumiem i czekam". Wiem,że Cię zabolało,ale nie zrobiłam tego celowo. To nie byłam ja. Zawsze myślałam,żę szczerość jest najsilniejszą moją cechą,myliłam się. Od dziś uczę się szczerości dogłębnej. Myślę nawet o opasce,żebym zawsze szczerość miała pod ręką/na ręce. Wybacz i dziękuję! :*
***
Mały Maciek skradł moje serce. Jego nieporadne ruchy,jego pełen ufności i zainteresowania wzrok,jego obserwujące wszystko i wszystkich niebieskie jeszcze oczy,jego zapach,dotyk i najcudowniejszy na świecie koncert pt "Mruczanki Małego Maćka" :) Pokochałam go już w szpitalu,kiedy widziałam tylko jego główkę i dobierałam się przez otwór do stópki. Jeszcze bardziej kilka dni później,kiedy znalazł się w bujanej,drewnianej kołysce. Jeszcze bardziej,kiedy szukał jedzenia w moich ramionach. Najbardziej dziś. Nie boję się brania tych maleństw w ramiona,o dziwo ich rodzice też się nie boją. Taki szkrab daje mi poczucie,że tak to jest to,co chciałabym kiedyś w przyszłości robić :) Tak,więc przyznaje się...zakochałam się w małych stópkach. A co wzrusza mnie najbardziej na świecie? Mężczyzna trzymający małe ciałko w swoich silnych,męskich,pewnych i bezpiecznych dłoniach. Wtedy na plantach też mnie Ktoś wzruszył.
***
Co jeszcze?Jest szczęśliwy. Nie ma swojej Miłości jeszcze,ale jest szczęśliwy. To,co chciałam wiedzieć już wiem i cieszę się bardzo :) Dałam Mu się przytulić. Nawet jeśli znów zamilknie na kilka tygodni.
***
Niektórzy w końcu zaczęli zasłużone wakacje. W połowie września brzmi dość abstrakcyjnie,ale jedź Kobieto ma i się wyszalej i napatrz na polskie góry :) :*
Na dziś koniec bajki. Bajki? Nie,to nie bajka,to moje zwariowane,pokręcone,czasami absurdalne życie
"...dlatego też właśnie dołożywszy całej pilności,dodajcie do wiary waszej cnotę,do cnoty poznanie,do poznania powściągliwość,do powściągliwości cierpliwość,do cierpliwości pobożność, do pobożności przyjaźń braterską. do przyjaźni braterskiej zaś miłość. Gdy bowiem będziecie je mieli,i to w obfitości, nie pozostawią was one bezczynnymi ani bezowocnymi poznawaniu Pana naszego,Jezusa Chrystusa. Komu bowiem ich brak,jest ślepy-będąc krótkowzrocznym,zapomniał o oczyszczeniu z dawnych swoich grzechów
Dlatego bardziej jeszcze,bracia, starajcie się wzmocnić
wasze powołanie i wybór"/2P 1,5-10/
***
Nie pozwolę Ci trwać w tym beznadziejnym poczuciu niepotrzebności,absolutnie. Dziękuję za "rozumiem i czekam". Wiem,że Cię zabolało,ale nie zrobiłam tego celowo. To nie byłam ja. Zawsze myślałam,żę szczerość jest najsilniejszą moją cechą,myliłam się. Od dziś uczę się szczerości dogłębnej. Myślę nawet o opasce,żebym zawsze szczerość miała pod ręką/na ręce. Wybacz i dziękuję! :*
***
Mały Maciek skradł moje serce. Jego nieporadne ruchy,jego pełen ufności i zainteresowania wzrok,jego obserwujące wszystko i wszystkich niebieskie jeszcze oczy,jego zapach,dotyk i najcudowniejszy na świecie koncert pt "Mruczanki Małego Maćka" :) Pokochałam go już w szpitalu,kiedy widziałam tylko jego główkę i dobierałam się przez otwór do stópki. Jeszcze bardziej kilka dni później,kiedy znalazł się w bujanej,drewnianej kołysce. Jeszcze bardziej,kiedy szukał jedzenia w moich ramionach. Najbardziej dziś. Nie boję się brania tych maleństw w ramiona,o dziwo ich rodzice też się nie boją. Taki szkrab daje mi poczucie,że tak to jest to,co chciałabym kiedyś w przyszłości robić :) Tak,więc przyznaje się...zakochałam się w małych stópkach. A co wzrusza mnie najbardziej na świecie? Mężczyzna trzymający małe ciałko w swoich silnych,męskich,pewnych i bezpiecznych dłoniach. Wtedy na plantach też mnie Ktoś wzruszył.
***
Co jeszcze?Jest szczęśliwy. Nie ma swojej Miłości jeszcze,ale jest szczęśliwy. To,co chciałam wiedzieć już wiem i cieszę się bardzo :) Dałam Mu się przytulić. Nawet jeśli znów zamilknie na kilka tygodni.
***
Niektórzy w końcu zaczęli zasłużone wakacje. W połowie września brzmi dość abstrakcyjnie,ale jedź Kobieto ma i się wyszalej i napatrz na polskie góry :) :*
Na dziś koniec bajki. Bajki? Nie,to nie bajka,to moje zwariowane,pokręcone,czasami absurdalne życie
poniedziałek, 5 września 2011
Możesz zawsze do mnie wpaść
http://www.youtube.com/watch?v=FK94PVhisWc
"Co u Ciebie? Jak Twoje samopoczucie,uczucia,relacje,
jak Twoje życie,jak plany? Jesteś szczęśliwy?
Wiesz? Ostatnio próbowałam się oszukać,że umarłeś dla mnie.Wydawało mi się,że już mogę Ci tylko życzyć <niech Ci ziemia lekką będzie>. I z takim przeświadczeniem żyłam kilka dni,może tygodni. Ale znów pojawiłeś się bardzo niespodziewanie, wykorzystałeś najbardziej nieodpowiedni moment,moment sennych marzeń i pragnień. Nie mogłeś lepiej trafić! Czy Ty po prostu nie możesz zostawić mnie w świętym i sennym spokoju? Czy zawsze,kiedy będę próbowała o Tobie zapomnieć na nowo będziesz się pojawiał i mieszał wszystko na nowo?! Siedzisz we mnie jak drut. Wbiłeś się w czerwone i myślisz,że jesteś fajny. Błagam Cię...już wystarczy. Czego Ty ode mnie chcesz? Przecież już Cię nie nachodzę,przecież już Cię nie napastuje sms-ami,przecież...Tęsknie za Tobą,ale to jest już tylko mój problem.I tak tego nie zrozumiesz. Bądź szczęśliwy i znajdź swoją Miłość. Po prostu bądź szczęśliwy - niczego więcej od Ciebie/dla Ciebie nie chcę! A więc nie umarłeś..."
...
Dziś brak mi słów,tak jak brakowało mi ich wczoraj na wzgórku kalwaryjskim patrząc na Dziewczę najpiękniejsze,w kremowej sukience,z kremowym kwiatem w warkoczu spiętym na boku wyglądała przecudownie. A ja byłam po raz pierwszy aż tak dumna,że się Jej udało i miała tyle odwagi,aby nie bać się i iść służyć. Jest piękna Jego pięknem! Przeto jest już Jego narzędziem! :) Ale wczoraj było okropne zamieszanie tam na krużgankach. Lepiej na spokojnie cieszyć się. A najlepiej wśród bliskich sobie ludzi. Wśród Nich odnalazła się w końcu ta jedna,za którą było tak tęskno,z którą relacja wydawać by się mogło-zanikła. I nagle obudziłyśmy się po pewnie prawie dwuletniej rozłące,jakimś relacyjnym nie porozumieniu. Ale byłyśmy głupie! Nigdy bym nie powiedziała "teraz to się wal". Zawsze czekałam pełna nadziei,z otwartymi ramionami. Nie zawsze jednak miałam świadomość,że nie wszystko co robiłam,mówiłam,pisałam było dobre i budowało. Przyszedł długo wyczekiwany moment. Moment przerodził się w ponad dwugodzinną rozmowę przy burdelowej lampce i kubku dobrej herbaty,dobrych,ważnych,czasem bolesnych słowach,szczerych słowach,rozwijanych tematów,których po tak długiej rozłące bez liku. Tematy zachodziły jeden na drugi. Z jednego wyłaniał się następny. Mogłabym tam tak siedzieć przez następne dwie godziny. Bardzo stęskniona,spragniona wręcz. Trzeba było wrócić,bo nie tylko ja się stęskniłam :) Chciała,by ten wieczór trwał dłużej,by się nie kończył. Ta wyjątkowa noc absolutnie była za krótka.Dobrze,żeSą.Dobrze,że jesteście! Dobrze,że jesteś! :*
-Tęsknisz za czymś?
-Tak,ale to nic. Człowiek jest tylko człowiekiem. Tęsknie za ludźmi,relacjami.
Bywa,że tęsknię za zmianami,których nie mogę dokonać...
na koniec przychodzi mi tylko jedno zdanie : Życie tylko raz zostało Ci dane!
Wszystko zostało dane nam tylko jeden raz. Rzecz w tym,czy zawsze umiemy to docenić i wykorzystać? Ja nie zawsze. Przyznaję się bez bicia i ściemy. Tak sobie myślę,że dobrze być z Nimi,dobrze mieć pod opieką 8miesięcznego brzdąca,bo inaczej pewnie zakopała bym się pod kołdrę i nie wychodziła przez całe dni.
"Co u Ciebie? Jak Twoje samopoczucie,uczucia,relacje,
jak Twoje życie,jak plany? Jesteś szczęśliwy?
Wiesz? Ostatnio próbowałam się oszukać,że umarłeś dla mnie.Wydawało mi się,że już mogę Ci tylko życzyć <niech Ci ziemia lekką będzie>. I z takim przeświadczeniem żyłam kilka dni,może tygodni. Ale znów pojawiłeś się bardzo niespodziewanie, wykorzystałeś najbardziej nieodpowiedni moment,moment sennych marzeń i pragnień. Nie mogłeś lepiej trafić! Czy Ty po prostu nie możesz zostawić mnie w świętym i sennym spokoju? Czy zawsze,kiedy będę próbowała o Tobie zapomnieć na nowo będziesz się pojawiał i mieszał wszystko na nowo?! Siedzisz we mnie jak drut. Wbiłeś się w czerwone i myślisz,że jesteś fajny. Błagam Cię...już wystarczy. Czego Ty ode mnie chcesz? Przecież już Cię nie nachodzę,przecież już Cię nie napastuje sms-ami,przecież...Tęsknie za Tobą,ale to jest już tylko mój problem.I tak tego nie zrozumiesz. Bądź szczęśliwy i znajdź swoją Miłość. Po prostu bądź szczęśliwy - niczego więcej od Ciebie/dla Ciebie nie chcę! A więc nie umarłeś..."
...
Dziś brak mi słów,tak jak brakowało mi ich wczoraj na wzgórku kalwaryjskim patrząc na Dziewczę najpiękniejsze,w kremowej sukience,z kremowym kwiatem w warkoczu spiętym na boku wyglądała przecudownie. A ja byłam po raz pierwszy aż tak dumna,że się Jej udało i miała tyle odwagi,aby nie bać się i iść służyć. Jest piękna Jego pięknem! Przeto jest już Jego narzędziem! :) Ale wczoraj było okropne zamieszanie tam na krużgankach. Lepiej na spokojnie cieszyć się. A najlepiej wśród bliskich sobie ludzi. Wśród Nich odnalazła się w końcu ta jedna,za którą było tak tęskno,z którą relacja wydawać by się mogło-zanikła. I nagle obudziłyśmy się po pewnie prawie dwuletniej rozłące,jakimś relacyjnym nie porozumieniu. Ale byłyśmy głupie! Nigdy bym nie powiedziała "teraz to się wal". Zawsze czekałam pełna nadziei,z otwartymi ramionami. Nie zawsze jednak miałam świadomość,że nie wszystko co robiłam,mówiłam,pisałam było dobre i budowało. Przyszedł długo wyczekiwany moment. Moment przerodził się w ponad dwugodzinną rozmowę przy burdelowej lampce i kubku dobrej herbaty,dobrych,ważnych,czasem bolesnych słowach,szczerych słowach,rozwijanych tematów,których po tak długiej rozłące bez liku. Tematy zachodziły jeden na drugi. Z jednego wyłaniał się następny. Mogłabym tam tak siedzieć przez następne dwie godziny. Bardzo stęskniona,spragniona wręcz. Trzeba było wrócić,bo nie tylko ja się stęskniłam :) Chciała,by ten wieczór trwał dłużej,by się nie kończył. Ta wyjątkowa noc absolutnie była za krótka.Dobrze,żeSą.Dobrze,że jesteście! Dobrze,że jesteś! :*
-Tęsknisz za czymś?
-Tak,ale to nic. Człowiek jest tylko człowiekiem. Tęsknie za ludźmi,relacjami.
Bywa,że tęsknię za zmianami,których nie mogę dokonać...
na koniec przychodzi mi tylko jedno zdanie : Życie tylko raz zostało Ci dane!
Wszystko zostało dane nam tylko jeden raz. Rzecz w tym,czy zawsze umiemy to docenić i wykorzystać? Ja nie zawsze. Przyznaję się bez bicia i ściemy. Tak sobie myślę,że dobrze być z Nimi,dobrze mieć pod opieką 8miesięcznego brzdąca,bo inaczej pewnie zakopała bym się pod kołdrę i nie wychodziła przez całe dni.
sobota, 27 sierpnia 2011
podjęte decyzje
Na początku witam na moim nowym blogu :) Wielu z Was zastanawia się pewno skąd taki tytuł i adres bloga.
Z biegiem czasu wszystko się wyjaśni.
To jest moje małe miejsce,o którym wiedzą nieliczni:) Moje miejsce,gdzie będę kontynuować swoje zapiski.
Ale tytuł bloga łączy się nie tylko z tym,że jest to moje miejsce,ale przede wszystkim z tym,że ja tego MOJEGO MIEJSCA poszukuję. Co dzień,na nowo. Dla mnie odnalezienie tego miejsca będzie równoznaczne z odnalezieniem szczęścia.
Przyznaję,że dawno nie pisałam. Nie pisałam,bo nie znalazłam stosownej chwili i słów,żeby spokojnie opisać ostatnie tygodnie. Były bardzo rodzinne. Po rekolekcjach nadrabiałam zaległości najpierw ze znajomymi,potem z rodzinką. Zdążyłam odwiedzić skawińskie tereny,wpaść na Suchą,żeby z wspaniałymi ludźmi podziwiać niesamowite zjawisko ' spadających meteorytów,poznać nowy gwiazdozbiór - Kasjopeję,zdążyłam z R. i A. objechać na "Kreta" i porozmawiać z A. o tym,jak to się poznali oraz przygarnąć moje Dziewczęta do kuchni na "obrady ds.domowych", Z radością słuchałam i obserwowałam :) Z radością,ale też z małym ukłuciem,że w tym roku nie zamieszkam z Nimi. Ale za rok? czemu nie :D Będę tamte strony napewno odwiedzać i dowiedziałam się,że będę miała nawet własny materac :) Z początku wielu mnie nie mogło zrozumieć,dlaczego rezygnuje z dalszych rekrutacji,dlaczego nie chcę dalej próbować. Nie chciałam,bo nie lubię takich imprez. Jeśli mogę ten rok wykorzystać w inny sposób to dlaczegoż by nie skorzystać,biorąc pod uwagę dziwny zbieg okoliczności,że akurat Mała potrzebowała opieki na najbliższy rok. Postanowiłam jechać napisać test kwalifikacyjny,podpisać papiery,żeby od października chodzić już na zajęcia,które nie zgubią mi się nigdzie. Myślę,że przydadzą się bardziej niż studium takie czy inne. Fakt,Kraków póki co nie wzbogaci się o perłę,ale też jej nie utraci :) Mogę dziś powiedzieć otwarcie i szczerze,że cieszę się z podjętej decyzji,nawet jeśli gro ludzi tego nie rozumie i może w głębi ducha gdzieś nie akceptuje. Bo to jest moje życie,drugi raz go nie przeżyje a czymże jest jeden rok wobec całego życia? :)
Ostatnie dwa tygodnie spędziłam przepiękny, ale i wymagający czas z tymi,którzy w Polsce bywają raz do roku. Mogłam w końcu zobaczyć Principina,jak biega,mówi,rośnie,bawi się,jak płacze i jak się śmieje,jak się boi i jak czuje się bezpieczny,jak szczęśliwym jest dzieckiem. Ma zaledwie 1 rok i 4 miesiące.
A prawda wyszła na jaw. Nie ma się z czego cieszyć. Gdzie ma być dobrze i sprawiedliwie,gdzie ma być prawda i szczerość,gdzie lojalność i zgoda jeśli nie w rodzinie? Zupełnie nie wiem i strasznie to boli. Chcesz być w porządku,jesteś,a kiedy znikasz z pola widzenie obrabiają ci tyłek. Chcesz pomóc,a jesteś odpychany i znów obgadywany. Trudne to sprawy. Myślę,że jeszcze długo tego nie zrozumiem. Myślę też,że nie ma co za bardzo się na ten temat rozwodzić,bo czy to nie minie się z celem?
I ostatnia sprawa,o której chcę tu dziś napisać. Siedząc sobie parę dni temu na znanym wszystkim portalu społecznościowym FB dostałam wiadomość. Wiadomość "Nie wiem,czy mogę,ale muszę,muszę,muszę...",która pobudziła moje serce. Nagle zaczęło bić 1000 razy szybciej
(ostatni raz tak mocno biło na widok Gościa z brązowymi oczami).Z każdym czytanym słowem na twarzy malował mi się uśmiech. Kąciki ust coraz wyżej się podnosiły a w głowie zaświtała myśl "jeszcze nie wszystko stracone". Z radością i spokojem oczekuję listu :)
Jest pewna ważna prawda światowa. Śpiewają o niej ulubieńcy Mądrego Pana. Śpiewałam o niej z Andrzejkiem na szlaku pielgrzymkowym dedykując "niechcący" pewnemu Gościowi.
Polecam ją wszystkim,którzy nie chcę w nią uwierzyć : NIE JEST ZA PÓŹNO!
Z biegiem czasu wszystko się wyjaśni.
To jest moje małe miejsce,o którym wiedzą nieliczni:) Moje miejsce,gdzie będę kontynuować swoje zapiski.
Ale tytuł bloga łączy się nie tylko z tym,że jest to moje miejsce,ale przede wszystkim z tym,że ja tego MOJEGO MIEJSCA poszukuję. Co dzień,na nowo. Dla mnie odnalezienie tego miejsca będzie równoznaczne z odnalezieniem szczęścia.
Przyznaję,że dawno nie pisałam. Nie pisałam,bo nie znalazłam stosownej chwili i słów,żeby spokojnie opisać ostatnie tygodnie. Były bardzo rodzinne. Po rekolekcjach nadrabiałam zaległości najpierw ze znajomymi,potem z rodzinką. Zdążyłam odwiedzić skawińskie tereny,wpaść na Suchą,żeby z wspaniałymi ludźmi podziwiać niesamowite zjawisko ' spadających meteorytów,poznać nowy gwiazdozbiór - Kasjopeję,zdążyłam z R. i A. objechać na "Kreta" i porozmawiać z A. o tym,jak to się poznali oraz przygarnąć moje Dziewczęta do kuchni na "obrady ds.domowych", Z radością słuchałam i obserwowałam :) Z radością,ale też z małym ukłuciem,że w tym roku nie zamieszkam z Nimi. Ale za rok? czemu nie :D Będę tamte strony napewno odwiedzać i dowiedziałam się,że będę miała nawet własny materac :) Z początku wielu mnie nie mogło zrozumieć,dlaczego rezygnuje z dalszych rekrutacji,dlaczego nie chcę dalej próbować. Nie chciałam,bo nie lubię takich imprez. Jeśli mogę ten rok wykorzystać w inny sposób to dlaczegoż by nie skorzystać,biorąc pod uwagę dziwny zbieg okoliczności,że akurat Mała potrzebowała opieki na najbliższy rok. Postanowiłam jechać napisać test kwalifikacyjny,podpisać papiery,żeby od października chodzić już na zajęcia,które nie zgubią mi się nigdzie. Myślę,że przydadzą się bardziej niż studium takie czy inne. Fakt,Kraków póki co nie wzbogaci się o perłę,ale też jej nie utraci :) Mogę dziś powiedzieć otwarcie i szczerze,że cieszę się z podjętej decyzji,nawet jeśli gro ludzi tego nie rozumie i może w głębi ducha gdzieś nie akceptuje. Bo to jest moje życie,drugi raz go nie przeżyje a czymże jest jeden rok wobec całego życia? :)
Ostatnie dwa tygodnie spędziłam przepiękny, ale i wymagający czas z tymi,którzy w Polsce bywają raz do roku. Mogłam w końcu zobaczyć Principina,jak biega,mówi,rośnie,bawi się,jak płacze i jak się śmieje,jak się boi i jak czuje się bezpieczny,jak szczęśliwym jest dzieckiem. Ma zaledwie 1 rok i 4 miesiące.
A prawda wyszła na jaw. Nie ma się z czego cieszyć. Gdzie ma być dobrze i sprawiedliwie,gdzie ma być prawda i szczerość,gdzie lojalność i zgoda jeśli nie w rodzinie? Zupełnie nie wiem i strasznie to boli. Chcesz być w porządku,jesteś,a kiedy znikasz z pola widzenie obrabiają ci tyłek. Chcesz pomóc,a jesteś odpychany i znów obgadywany. Trudne to sprawy. Myślę,że jeszcze długo tego nie zrozumiem. Myślę też,że nie ma co za bardzo się na ten temat rozwodzić,bo czy to nie minie się z celem?
I ostatnia sprawa,o której chcę tu dziś napisać. Siedząc sobie parę dni temu na znanym wszystkim portalu społecznościowym FB dostałam wiadomość. Wiadomość "Nie wiem,czy mogę,ale muszę,muszę,muszę...",która pobudziła moje serce. Nagle zaczęło bić 1000 razy szybciej
(ostatni raz tak mocno biło na widok Gościa z brązowymi oczami).Z każdym czytanym słowem na twarzy malował mi się uśmiech. Kąciki ust coraz wyżej się podnosiły a w głowie zaświtała myśl "jeszcze nie wszystko stracone". Z radością i spokojem oczekuję listu :)
Jest pewna ważna prawda światowa. Śpiewają o niej ulubieńcy Mądrego Pana. Śpiewałam o niej z Andrzejkiem na szlaku pielgrzymkowym dedykując "niechcący" pewnemu Gościowi.
Polecam ją wszystkim,którzy nie chcę w nią uwierzyć : NIE JEST ZA PÓŹNO!
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






