O mnie

W życiu trzeba walczyć o to,co się kocha, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę samego siebie. Kochać innych można tylko wtedy, kiedy najpierw pokocha się samego siebie. Największe szczęście w życiu to kochać i być kochanym.

piątek, 28 grudnia 2012

never.give.up.

Rzadko ostatnio narzekam,ale świąteczny czas niestety przekroczył po raz kolejny moje granice.
Niewielu to zrozumie. Nie dziwie się. Sama tego nie rozumiem. Wiem tylko,że czas płynie,że szans z dnia na dzień ubywa,że za chwilę będzie już za późno,że coś nieuchronnie jest tracone. I coraz trudniej będzie nadrobić stracone lata.
Najgorsza była Pasterka, kiedy zamiast cieszyć się i skakać z radości, śpiewać kolędy i zachwycać się...było zupełnie odwrotnie.Ja wiem,że Pan Bóg na pewno ma w tym swój cel, ale zaczynam wątpić,że to dobry cel i coraz mniej podoba mi się ten plan podobać. Zawsze jakoś akceptowałam ten Jego plan i zawsze starałam się z nim zgodzić,ale w tym momencie musiałam powiedzieć "Nie, nie podoba mi się to.Wiem,że może Ci się nie podobać to,że mi się to nie podoba,no ale nie podoba mi się i tyle". Nie podoba mi się,że każdy siedzi w swoim kącie i nie podoba mi się wysysacz pozytywnej energii. No jak tak można? No jak tak można żyć? Nie podoba mi się to ani trochę. Cieszy mnie to,że dziś udało się w końcu odnaleźć trochę energii, wydobyta chyba z podziemi i Niebios.Przeprowadzka.W zgodzie. W porozumieniu. Dobrze,że udało się tak to wszystko rozwiązać,podać sobie dłoń, powiedzieć "przepraszam" i "dziękuję". Dobrze być w porządku. Udał się wczoraj spacer z R. Udał się dziś spacer z Mamą, dowiedziała się w końcu o moich wzlotach. Mama musi w pewnym momencie o takich rzeczach wiedzieć. Udało się posiedzieć sam na sam z Bratem, potem z Agatką i poruszyć spontanicznie bardzo dużo bardzo ważnych kwestii. I to nie chodzi tylko o to,że jest nie-wiara. Chodzi o coś zupełnie innego i z dwojga złego wolę właśnie ten "inny" powód. Wierzę,że dla każdego jest jakiś czas, jakiś przeznaczony moment olśnienia. Z dwojga złego naprawdę wolę to. Nawet się dziś uspokoiłam. Potrzebny był mi bardzo ten czas,żeby pobyć sama z sobą. Dogadać się sama z sobą, poukładać z dala od ludzi,spotkań,kaw, krakowa. Potrzebny  ten czas mokrych poduszek, obgryzionych paznokci, zdrapanych pleców, pochodzenia w dresie i ubłoconych po kostki butach. Ale czas chyba wziąć się w garść i zebrać z tej podłogi,jakkolwiek nie byłabym na niej rozgnieciona. Nie podoba mi się to,ale chyba nie mam innego wyjścia.

Koniec roku to taki moment,kiedy podświadomie próbuję podsumować kolejne 365 dni mojego życia. Martwi mnie,że więcej w nich "strat" niż "zysków".  Nasuwa mi się wręcz myśl,że jest coraz gorzej i  już mi się zwyczajnie nie chce.Szkoda,że 21. grudnia nie pierdyknęło. Naprawdę szkoda.Ale z drugiej strony  byłoby to zbyt wygodne dla ludzi, zbyt proste.

Trudno jest nie-tęsknić.Wciąż trudno nie myśleć. Wciąż trudno zapomnieć tamten zapach, miejsca, chwile. Wszystko się kojarzy, wszystko się przypomina,jak tylko dzień zasypia. Trudno nie myśleć "tak jest przecież łatwiej i wygodniej. Tak ma się jeden problem z głowy". Wciąż trudno.Wciąż trudno nie kochać.Wciąż.


Ale chyba nie mogę się poddać. Mogę pewne rzeczy zostawić, nie mieć na nie siły,ale to nie znaczy,że się poddaję. Strasznie boli, rozrywa,nie daje spać,ale to jeszcze nie podów,żeby się poddać.
Never give up! Jeśli kiedyś bym zapomniała o tym to mi przypomnijcie. :)

niedziela, 16 grudnia 2012

spod kołdry na bezludną wyspę

-Co jest, student?
-No nic...- wymamrotała cicho i po kilku chwilach wtulała się już w jego ciepłe, silne ramię.
-Co powiesz?
-Nie masz biletów na bezludną wyspę? Chętnie bym się tam wybrała.
-Dlaczego?
-Bo nie chce mi się z nikim gadać
-Z nikim?
-No,jedynie z tobą
-Czyli generalnie wszyscy cię wkurzają i wszystko,co cię otacza działa ci na nerwy?
-Dokładnie tak.
-I masz ochotę schować się pod kołdrę,żeby nikt cię nie znalazł i żeby tak przesiedzieć kilka dni?
-Tak, lepiej bym tego nie ujęła.
-No to jest nas dwoje
-Ty też?
-Taaa...jest nas dwoje...


sobota, 8 grudnia 2012

może czas...

może czas na zmiany?
może czas na nowe początki i ostateczne końce?
może to czas,żeby już nie układać?
może czas,żeby odpuścić raz na zawsze?
może już czas...

(...)
-Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie? Ale szczerze, nawet jeśli prawda miałaby być bardzo bolesna?
-Tak...
-Myślisz,że istnieje zamek, do którego pasuje ten klucz?
-Tak
-Myślisz,że go znajdziemy?
-Nie. Może najwyższy czas przestać szukać?
                                                          /"Extremely Loud & Incredibly Close"/



"So many people enter and leave your life!
Hundreds of thousands of people!
You have to keep the door open so they can come in!
But it also means you have to let them go!

                                                                         

środa, 28 listopada 2012

tyle tajemnic

Ile tajemnic może skrywać mały, czerwony koc, a ile mała poduszka? Ile tajemnic może kryć most kazimierzowski? Ile tajemnic jest zostawione nad brzegiem Wisły? Ile tajemnic kryje się w nas? A ile kryje jeszcze nasze życie?

Życie lubi nas zaskakiwać. Ale kto powiedział,że my nie możemy zaskoczyć życia?
 Nie zamierzam teraz załamywać rąk, bo nie mogę objąć tego,co kocham. Nie tym razem.
Człowiek miał odwagę powiedzieć prawdę. Trzeba mi przyjąć to na klatę i na nowo wszystko sobie poukładać :)
Nie żałuję, nie obwiniam, nie szukam tego,czego nie ma,mocno przytulam i życzę szczęścia i tego,żeby się w końcu ułożyło i żyło szczęśliwie,jako Człowiek kochany i kochający :)
Bo to moje marzenie i jestem pewna,że niebawem się ono spełni :)
Co Człowiek w sobie takiego ma? Nie wiem.
Co musi się stać,żebym....Nie wiem także.
Chcę,żeby Człowiek był szczęśliwy na maksa! :)


Maluję paznokcie czerwonym lakierem, ładnie wyglądam i wpisuję w kalendarzu datę 9.11.12 jako jeden z najlepszych dni i najbardziej bezpiecznych i najbardziej zaskakujących (na wypadek,gdyby babcine przepowiednie o kataklizmach się sprawdziły.)

poniedziałek, 12 listopada 2012

zaniemówiłam

Jedną nogą jestem w zupełnie innym świecie, choć to świat ten sam. 
W żołądku wszystko wywraca mi się do góry nogami, nie tylko w żołądku zresztą. 
Nie martwi mnie to. Może tylko trochę się boję, ale to  w tej sytuacji chyba normalne,ludzkie. Teraz nie mogę zrobić nic, w żaden sposób pomóc,ułatwić, mogę tylko dać czas i poczekać, jak to się wszystko dalej potoczy. 
Mimo wszystko, mimo skrętów żołądka, mimo tego mojego innego świata, mimo ciężkiego czekania - za nic bym tego nie oddała ! :)

-Tak to sobie zaplanowałaś? 
-Nie. Ja nic nie planowałam... :)

wtorek, 6 listopada 2012

zależność?

-Skąd wiesz, kiedy się pojawiać? Bo widzisz, ostatnio pojawiasz się,kiedy najbardziej tego potrzebuję,kiedy jestem zrezygnowana, kiedy nagle zostaję sama...
- Bóg mnie przysyła!
-Więc jesteś Aniołem?
-Jednym z wielu... :)

Kilka miesięcy rozłąki, nie-pisania, nie-dzwonienia, nie-nalegania, nie-zależności a potem...spontaniczne BMW, spontaniczna sobotnia herbata i szczera gadka, nieplanowana wspólna 20stka, spotkanie opatulone czerwonym kocem -taka ta nasza ostatnio prze-dobra relacja :) 

***
Usiadłam wczoraj na ławce, spojrzałam w górę i pomyślałam, czy niektórzy tak po prostu są straceni i nic w życiu konkretnego nie osiągną? A może to my nie dostrzegamy codziennych naszych małych i większych osiągnięć? Od czego to zależy? Czy to nasza przeszłość warunkuje naszą przyszłość, charakter, sukcesy i porażki? Czy to to, o czym mówiła Justyna - nasi przodkowie, którzy są częścią nas? O co w tym kurde chodzi? I choć wiem,że jest Umiłowana i kochana...kompletnie tego nie odczuwam. Wręcz przeciwnie - mimo starania,czuje się stracona i niezdolna do osiągnięcie w życiu obranego celu.


czwartek, 4 października 2012

zrobić coś

Kazimierzowska przechadzka nie była łatwa. Bo nie łatwo przejść do porządku dziennego nad sprawami,które gdzieś w nas tkwią. Mimo to była dobra, swobodna, wbrew pozorom niekrępująca. Nawet cisza nie była krępująca. Była bardzo ważna,ale do tego doszłam już potem. Bo teraz nadchodzi ta pora, kiedy czas powiedzieć "do zobaczenia nie wiem kiedy". W tych słowach jednak brzmi dźwięk nadziei,że wszystko wróci do normy, do normy, do normalności czysto ludzkiej, czysto-przyjacielskiej,mimo,że pewnie fundamenty skruszały.  Wiem,że tak będzie. Teraz też nadchodzi czas,kiedy to ja muszę zadbać o moje życie. To czas opuścić już te ciepłe,wygodne,bezpieczne,niczym niezagrożone kąty i dać się zachłysnąć życiem,które gdzieś mi umknęło. Jeszcze nic nie jest stracone. Jeszcze da się to wypełnić. To za wcześnie,żeby się starzeć :)

czwartek, 27 września 2012

kocha nawet zanurzonego w szambie

"Kiedy byliśmy mali, chodziliśmy z kolegami z podwórka w jakieś dziwne miejsca, krzaki nad rzeką czy na place budowy. Wracaliśmy do domu zasmarkani, zapłakani, niosąc na ciele rany cięte, kłute i szarpane.Mama wtedy pytała: "Co się stało?" Coś tam opowiadaliśmy i mówiliśmy,że boli. Ona się pochylała i pytała, gdzie boli. Wskazywaliśmy te miejsca i wtedy mama mówiła: "To daj, pocałuję i przestanie". I co? Całowała i przestawało. I nie tylko przestawało, ale było tak fajnie, że pokazywaliśmy inne miejsca i dodawaliśmy, że jeszcze tu mnie trochę boli i jeszcze tam.
       Spowiedź to takie zasmarkane mówienie i pokazywanie Panu Jezusowi, że w tym miejscu mnie boli, i jeszcze troszkę w tamtym, po to, żeby On te bolesne miejsca ucałował i żeby przestało boleć" 
                                                                                                                               
"Pan Bóg mówi mi,że pomimo mojego upaprania w szambie, wciąż mnie kocha tak samo"
                                                                                                                                  /Wojciech Ziółko SJ/

czy coś więcej trzeba tu dodawać? :]

***
W tym tygodniu bardzo mnie boli moja słabość, moja niezaradność  wobec życia,wobec problemów, moja nieśmiałość, mój brak odwagi, i ten cholerny mętlik w głowie i brak idealnego wyjścia. Wszystko to i jeszcze więcej, dzięki dzisiejszemu dniu i Spotkaniu boli trochę mniej. Wczoraj znów po raz kolejny wysunięty został wniosek,że człowiek za dużo myśli, za dużo planuje, za bardzo chciałby wszystko "już" i poukładane,tak,jak on chce, przyszłość wnet wypisałby sobie w planie szczegółowym na kartce papieru i wysłał Bogu. Nie tędy droga. Te "klocki" ułoży tylko ON.

   

środa, 19 września 2012

pokój jak u noworodka, ciasto z opakowania, dobry wieczór

Pokój jak u noworodka.
Bo trochę, jak tak na Nią teraz patrzę, to wydaje mi się,że się ktoś nowy w Niej urodził. Jej zdrowsze patrzenie na świat, świat związków, relacji, świat rodziców i ich dzieci. Bardzo to lubię. I nasze pierwsze wspólne ciasto, bez miksera,ale udane :) Jej staranna dekoracja na wierzchu. Ja bym pewnie tam nawaliła Bóg wie czego, a Ona tylko uzupełniła. Tak to się zauważyłam uzupełniamy. Lubie, jak daje mi swobodę.
-Może masz ochotę na czerwony lakier?
-Nie,nie dziś.
-Ok
I najlepsze Jej stwierdzenie "Ale nie tłumaczymy się,bo nie musimy"
To jest taki człowiek, który mnie odpowiedniej chwili opieprzy, przywróci do pionu,ale i chwyci za rękę bez słowa, zrobi najlepszą herbatę, i rzuci w przelocie kiedy zamartwiasz się o kulinarną porażkę "dajmy mu czas,niech sobie rośnie, a ja podkręcę temperaturę". Wydaję się,że razem możemy już wszystko.
Cóż, dzięki ;*

Co ja mam więcej powiedzieć? Że nie pogniewałabym się, gdyby niektóre sprawy były trochę prostsze,ale skoro nie mogą być no to co ja poradzę... :] Trudno zaakceptować połowiczność. Wiem. Trudno też udawać obojętność. To też wiem. No więc tyle,póki co,tyle.

rekolekcje

Sierpień był strasznym wyzwaniem. W sierpniu nie miałam własnego miejsca. Miotałam się z kąta w kąt. Zakładałam rękawice, krótkie spodnie, bluzkę na ramiączkach i uciekałam na rower, byleby jak najdłużej i jak najdalej i jak najwięcej. To, co udało mi się osiągnąć to rytm dnia, uregulowany. Jednak na karku cały czas siedziały mi egzaminy i  dodatkowo niepokoiły. W sierpniu gdyby nie Robert.nie wiem coby ze mną było i nie wiem, gdzie bym wylądowała. Na całe szczęście był! :)  Początek września z kolei był ogromną walką. Pytanie o co? o przyszłość, o marzenie, o odpowiedzialność, o satysfakcję, o czyjąś dumę? Chyba o wszystko po trochu. Ale zrozumiałam,że te studia są moje. Że nie widzę siebie gdzie indziej. Tam się czuję dobrze i na nich chcę pozostać. Zrobiłam wszystko,co mogłam. W pewnym momencie przekroczyłam samą siebie, moje myśli, moje słabości, moje oczekiwania i wymagania. Byłam zmęczona,ale o dziwo nie brakowało mi sił. Teraz wiem,że to dzięki NIEMU. Dzięki Temu, od którego w sierpniu chciałam uciec i mówiłam "Jestem daleko od Niego" a ktoś powiedział "Ale On jest zawsze obok Ciebie". Kiedy prawie się poddałam, obok pojawił się anioł i powiedział "weź,nie przesadzaj. zobacz ile jest dobrych rzeczy".

Nie umiem ująć więcej w słowa. Wiem jedno. Te wakacje pokazały mi,co tak naprawdę jest teraz dla mnie najważniejsze. Pokazały, jaką te studia mają dla mnie wartość, jaką wartość mają dla mnie,bracia,Mama, Przyjaciele. I w końcu - najważniejsze z najważniejszych- jaką wartość dla mnie ma Modlitwa,kościół i Bóg.
Już wiem, o co mogę teraz walczyć a o co, nie muszę,bo mam w zasięgu ręki.

Pod koniec lipca narzekałam,że brakuje mi rekolekcji,tych oazowych "jak kiedyś".
Te rekolekcje wakacyjne, sesyjne były zdecydowanie bardziej mi potrzebne :)

***




niedziela, 16 września 2012

Wygrana bitwa :)

-Grand, wygraliśmy!!!
-Kruszon, wygraliśmy bitwę,ale walka trwa nadal. To nasza misja! :)


WYGRAŁAM !!!

poniedziałek, 3 września 2012

Tak na pewno bym tego nie zaplanowała.To tylko określony czas.

Stojąc u progu Krużganków już wiedziałam,że nie jest mi tam najlepiej. Ten świat,w którym jeszcze rok temu świetnie się odnalazłam dziś już moim światem nie jest. Nie był też tam. Zrozumiałam,że niektórzy ludzie,niektórzy znajomi, niektórzy współlokatorzy rekolekcji są na dany,określony czas. Potem już się nie znamy,albo udajemy,że się nie znamy,albo jeszcze inaczej...nie chcemy się znać. Więc pozostaje kilka tylko osób, do których warto wracać. Tak to tam odebrałam. Ale czy to już naprawdę nie jest mój świat? A może  ja się "starzeję" i zmieniam priorytety? A może to po prostu taka kolej rzeczy. Nie martwi mnie to jednak. Kilka miesięcy temu przywykłam, że taka oto kolej rzeczy Drodzy,Mili państwo :)

***
Miniona środa okazała się najlepszą środą roku(?)/ najlepszym dniem roku(?)/najlepszym wieczorem(?) roku (?). Była wyjątkowa. A jeszcze dwa tygodnie temu wmawiałam sobie,że my się już jednak nie znamy, nie dogadamy. Jaki Bóg jest inteligentny w tym co robi. Jak to o.Szustak niedawno powiedział "Bóg z największego gówna potrafi uczynić twoje błogosławieństwo" . Faktycznie, tak jest. Oto doczekaliśmy się wieczoru tak "po prostu", wieczoru tak przyjaznego nam obojgu,  zwykłego seansu w kinie nieopodal, wody mineralnej za 9 zł i mimo późnej już pory spaceru z pytaniami i odpowiedziami, z prośbami  o radę, z prośbą o szczerość, o przedstawienie swoich zdań i racji. Jeszcze dwa tygodnie temu pomyślałabym, że to już nie realne, a tu proszę - Pan Bóg kolejny raz pokazał,że to On urządza nam życie :) Wieczór jeszcze letni, prześmiany w każdej minucie, zwieńczony "Zakochanymi w Rzymie" i wędrówką po osobowościach - lepiej oboje byśmy tego nie zaplanowali :))

Dzisiaj z ręką na sercu mogę powiedzieć : moje życie się uspokaja. Tutaj, w Krk, co tydzień odkrywam coś nowego, teraz....odkrywam moją "urzekającą" kobiecość. Nie tę w butach na obcasach, nie tę w pięknych jedwabnych sukniach, nie tę z tuszem na rzęsach, ale tę wewnętrzną i co ranek powtarzam:
Ucz mnie miłości do Boga i ludzi, ucz mnie kobiecości.

"Wiem,że nie ja jedna  żyję z tym dręczącym odczuciem niesprawdzenia się, uczuciem, iż nie jestem wystarczająco dobra jako kobieta. Każda z kobiet, z którymi się spotykam, to czuje - coś głębszego niż tylko odczucie niespełnienia w tym, co robi. Jakieś podświadome, instynktowne odczucie niespełnienia w tym, kim się jest. Jestem jednocześnie za bardzo i zarazem nie dosyć. Jestem nie dosyć ładna, nie dosyć szczupła, nie dość uprzejma, wytworna, nie dość zdyscyplinowana. A jednocześnie za bardzo uczuciowa, za bardzo podatna na zranienia, zbyt silna, uparta, zbyt bałaganiarska. Rezultatem jest wstyd, powszechny towarzysz kobiety. Prześladuje nas, szczypie nas w pięty, karmi się naszymi najgłębszymi obawami, że w końcu zostaniemy porzucone i będziemy samotne"

Chcę tylko zrozumieć, że to kim jestem zupełnie wystarczy...



W tym tygodniu muszę zawalczyć o moją przyszłość, a przynajmniej o przyszły rok.
Nie jest to łatwe zadanie, dlatego proszę o modlitwę.


niedziela, 26 sierpnia 2012

Dziewczynka z albumu

Obawiam się,że dziewczynka z albumu albo się zgubiła,albo zniknęła i wyrosła inna, dziewczyna. Ona już nie ufa tak łatwo, tak łatwo nie wybacza, nie jest już tak naiwna jak tamta.Nie walczy? Walczy,ale inaczej, inną siłą, innymi doświadczeniami, inną sobą. Odpuszcza? Owszem tak,jeżeli coś ją degeneruje to tak, odpuszcza. Co te dwie postacie łączy? To samo imię, to samo pochodzenie, ta sama rodzina,to samo serce,ale jego wnętrze już się różni. Różnią się sposobem myślenia, poglądami, różnią się czerwonymi rysami, bladymi bliznami. Tamtą Dziewczynkę możemy oglądać już tylko na fotografiach,w snach, w marzeniach. Teraz musimy przyjąć tę drugą, która dopiero oswaja się teraźniejszą rzeczywistością, próbuje się niej odnajdywać, tam,gdzie stawia nowy krok, tam,gdzie się cofa, tam,gdzie szuka i idzie. Jeżeli miałabym wybierać spośród ich dwóch, to nie umiałabym. Na szczęście Ktoś zdecydował za mnie. Więc przyjmijmy tę   nową Dziewczynę taką,jaka jest i nie szukajmy w niej tamtej Dziewczynki, bo obawiam się,że już jej nie znajdziemy. Przychodzi nowa rzeczywistość, z którą trzeba się dzień w dzień mierzyć. :)
 
***

-Ty nie jesteś studentem. Ani pielęgniarką...
-To kim jestem?
-Jesteś sobą! To jesteś właśnie Ty.  Ja też nie jestem policjantem. Nie to mnie charakteryzuje, to jest tylko mój zawód, ale moje zadanie to bycie sobą :)

niedziela, 19 sierpnia 2012

Jak "Chłopiec z Marsa"

"Siedzimy tu obaj złożeni z atomów, które tworzyły już miliony istot przed nami.Bezustannie kręcimy się wokół Słońca z prędkością 
120 000km/h. Przemykamy Drogę Mleczną z prędkością 1mln km/h we wszechświecie, który goni może własny ogon z prędkością światła. I wśród tej gorączkowej gonitwy, pełni świadomi nieuchronnego losu, co jest ładnym określeniem tego, że wszyscy umrzemy jednak dążymy do siebie,czasem z próżności, czasem z powodów, dla których za młody jesteś, żeby zrozumieć. Ale najczęściej wyciągamy rękę i nie liczymy na nic w zamian. Czy to nie dziwne? Nie osobliwe? Mało Ci tego?"

***

"Czasem zapominamy, że dzieci niedawno zjawiły się na Ziemi. Rodzą się, jak mali kosmici, przybywają, jak na wyprawę badawczą i próbują się nauczyć, co to znaczy być człowiekiem. Denis i ja sięgnęliśmy w kosmos i odnaleźliśmy tam siebie. Nie dowiemy się, jak, ani dlaczego. Odkryłem, że mogę kochać kosmitę a on obcą istotę - co zaskakuje nas obu."

czwartek, 16 sierpnia 2012

słowa zastąpione gestami

Weszła, choć drzwi były zamknięte. Nie odezwała się ani słowem. Siedział na kanapie wpatrzony w ekran laptopa. Podniósł wzrok i zapytał:
-Co jest?
Nic nie odpowiedziała. Usiadła tylko koło niego, a jego ramiona już oplotły ją ze wszystkich stron. Dopiero na jego ramieniu się uspokoiła, dopiero tam znalazła ukojenie. Nic nie musiał mówić.Patrząc w jej oczy wiedział już wszystko. Uświadomił sobie, że słowa niewiele teraz zdziałają. Po dłuższej chwili wygramoliła się spod jego ramienia, podniosła się, pocałowała w policzek, on jeszcze położył dłoń na plecach z wyrazem "trzymaj się mała" . Milczeli. Ale on wiedział, co chciała mu tym gestem przekazać - "jesteś najlepszym bratem na świecie, bez Ciebie nie dałabym rady ani wczoraj, ani dziś, ani jutro."

środa, 15 sierpnia 2012

na zakręcie

"W żywym ogniu niełatwych pytań topimy plany i sami nie wiemy, po co chcemy przeczytać cały scenariusz, szukamy błędów,przewidujemy najgorsze,że nie dojdziemy do happy-endu.A to dopiero początek, tyle przed nami,po co się pytać na starcie,co będzie nami? I nawet jeśli to życie zna już odpowiedź,będzie dużo ciekawiej, gdy teraz nic nam nie powie."



czwartek, 26 lipca 2012

trudne decyzje

Życie wymaga od nas podejmowania decyzji,niekoniecznie tych łatwych. Skoro tak, to tak trzeba, to innego wyjścia nie ma. Tamtych kluczy już nikt nie wyłowi,nikt ich nie znajdzie. Byleby tylko jakaś ryba się nimi nie zadławiła. Już nie ruszam na połów, ruszam inną drogą, moją drogą, w drugą stronę.Na razie nie idę poszukiwać, idę żyć tym,co mam. Na razie muszę odpocząć przy domowych pracach, przy przetworach, myciu słoików na ogórki, dobieraniu odpowiednich zakrętek, piciu kawy na Kazimierzu z Mamą i Braćmi i przy opiece nad Torezem,który uczy mnie organizacji pracy i reguluje mój rytm dnia :) Zatem idę odpocząć.

poniedziałek, 9 lipca 2012

wzmocniona odporność i cała reszta

        W moim życiu w ciągu tego półrocza wydarzyło się absolutnie dużo. Kto by pomyślał,że aż tyle może się wydarzyć w tak krótkim czasie? Nie wszystko jednak miało słodki smak i dało się przełknąć bez refluksów. Ale wszystko to jakoś mnie wzmocniło.
         Patrząc teraz na niektóre sytuacje powtarzające się non -stop (może tylko z krótkimi przerwami na złapanie oddechu) czuje,że moja odporność już jest inna. Potrafię wiele znieść bez krzyku. Nie bez bólu,ale bez krzyku. Bo ból zawsze jest. Kiedy o nim opowiem komuś i sama go przełknę to jakoś udaje mi się go zaleczyć. Gorzej jest,kiedy cierpią najbliżsi, wtedy ból potęguje 10 x mocniej. Wtedy potrzebuje,żeby mnie ktoś pogłaskał po głowie i wytarł mi lejące się ciurkiem łzy,tylko po to żebym zaraz potem miała siłę wstać i pójść do Mamy,żeby mieć siłę Ją przytulić, powiedzieć,jak bardzo Ją kocham i że to co się dzieje to nie Jej wina i żeby mieć siłę powiedzieć coś najgorszego: Ty już nic nie możesz zrobić, sami muszą to wyjaśnić kiedyś. Mamę to przeszywa za każdym razem, ale musi to zrozumieć. To jest ból niewyobrażalny dla matki. Zdecydowanie zawód Matki jest najcięższym zawodem świata i wszechświata,ale za to najpiękniejszym. Absolutnie tak!


***
Ostatnio odnajduję w moim życiu ludzi, na których przestaje mi zależeć.
 Ze ze względu na nasze światy, które w żaden sposób się ani nie pokrywają, ani nie krzyżują, ani się nie rozumieją. Człowiek, który był kiedyś dla mnie najważniejszy, któremu chciałam się najbardziej podobać, w którego bardzo wierzyłam, w którego życiu chciałam uczestniczyć, wobec którego byłam 10 000 razy naiwna, szczera do bólu mówi w pewnym momencie jedno zdanie i już wiem, że z tego co było już nie zostało nic, jedynie wydzielające się coraz częściej toksyny, z którymi trzeba skończyć. Jeszcze dwa miesiące temu wydawało mi się,że zaczynamy budować na nowo,ale jak się okazuje na to już nie ma żadnych szans. Najbardziej budujące w tym dla mnie jest to,że nie boli,że po prostu jest, ja się z tym godzę i tyle. Żadnych efektów ubocznych. I dzięki Bogu. Naprawdę. Dzięki Bogu,że wzmocnił moją odporność a ja nawet nie wiem, w którym momencie.


***
Jedna cyfra,
 którą moje oczy ujrzały jakieś dwa tygodnie temu w systemie uczelni też mnie wzmocniła. Choć wiem,że to nie jest najważniejsze,ale w obliczu tego, co niedawno usłyszałam, jest dla mnie strasznie ważne. Że jednak podołałam, chociaż w połowie,ale podołałam. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie Ludzie, na których zawsze mogę liczyć i którzy znoszą mnie taką, jaka jestem i mimo wszystko we mnie wierzą. I dobrze,że wierzą we mnie bardziej niż ja sama, bo bez tego nie udałoby się. Dzięki Temu,który zaś wierzy najbardziej, bo największą Mocą, jaka się człowiekowi ziemskiemu nie śniła. Dzięki Wam! :*


***



Kilka słów o praktykach? Trzęsłam  się trochę na te praktyki, bo wiedziałam,że będzie ciężko, ale nie przypuszczałam,że będzie to tak piękne i tak budujące i tak uświadamiające i unaocznione,że jednego dnia rozmawiasz z jakimś człowiekiem, robisz mu pomiary, podajesz lekarstwa, pielęgnujesz, nawet go upominasz,bo się komicznie i niestosownie zachowuje,a na drugi dzień przychodzisz i przeżywasz jego śmierć, która z drugiej strony wydaje się naturalna i koleją rzeczy. Zastanawiasz się potem, czy zrobiłaś wszystko,żeby jego śmierć była godna i spokojna...Przyjmowanie życia jest cudowne, ale dbanie o ostatnie jego minuty i w końcu żegnanie życia jest równie piękne. Paradoks, bo przecież jak śmierć może być piękna? Może. Jeśli jest spokojna to jest piękna.


***
Pojechali.




 Pojechali,żeby służyć.
 Dwa tygodnie bez nich zdają się być     już miesiącem.
 Ale służą, oddają się, animują, co  dzień muszą znaleźć nowe siły i szukać sensu.
Wrócą.
Niedługo wrócą.
Umocnieni.




W końcu wrócą z Gronia.


***
Siedziałam wczoraj na łóżku, za oknem pioruny  urządziły sobie dancing na niebie. Zaczytana w piękną historię pomyślałam: boje się,że nie znajdę męża. Że gdzieś się miniemy. Lęki całkiem normalne, kobiece,w moim wieku jakże naturalne, ale naprawdę się boję. Ale najbardziej boję się jednego,że dopóki w  moim życiu nie pojawi się nikt, kto mnie do siebie przyciągnie to ja dalej będę mieć nadzieję,że...
                                    "jest przecież wiele innych kluczy do tych drzwi". 
I co ja na to poradzę, że jak dotąd i mimo wszystko to są drzwi Jedynej Osoby, przy której czuję się najbezpieczniej i  w którą z całym sercem wierzę,że pokona przeciwności... :]


***
Gdyby mama K. i F. się załamała to prawdopodobnie nie leżałaby już w łóżku i pożegnała ich,a tymczasem czekamy na nich :) 


Gdyby nie doświadczenia, które na nas spadają- te małe i te duże, te liche i poważne- nasza odporność byłaby marna, co najmniej, jak przy AIDS. Zatem dziękujmy i nie łammy się!

poniedziałek, 11 czerwca 2012

tak bardzo trzeba uważać i być mądrym

Miałam dziś przez chwilę kaca moralnego. Bo przecież tak łatwo kogoś oceniać, tak łatwo kogoś oskarżać, nie znając jego zdania,jego powodów, jego potrzeb, jego lęków. Tak łatwo. Taka głupia sytuacja a może być tak wymowna i pouczająca. Zatem, trzeba uważać. Czy ktoś w tej materii zechciałby się wypowiedzieć? Rozglądam się i nikogo takiego nie widzę, zatem życzyłabym sobie,aby taka sytuacja się już nie powtórzyła :) Amen.

Odkryłam w swoim życiu element motywacyjny, który zagrzewa mnie do walki o pozytywne zdanie sesji końcoworocznej. Kiedy pomyślę sobie, że mogłabym kiedyś robić to,co kocham teraz, że mogłabym brać udział w najpiękniejszym okresie życia ludzkiego, że mogłabym do końca życia czuć się spełniona i jak ryba w wodzie to nic nie wydaje mi się już straszne. A jak tylko nachodzą mnie jakieś negatywne myśli, że to za trudne,że obleje, bo zawsze oblewam ważne egz....to szlag mnie trafia i wtedy od razu myślę po mojej pediatrii i "moich" przyszłych dzieciach :)

Boże, jak dobrze,że Ty nad tym wszystkim tak czuwasz. Ty to mnie chyba jednak trochę jeszcze lubisz :]
Nie proszę Cię o to,żebym to wszystko zapamiętała. Ale o to,żebym cały czas miała chęci i powód,żeby to zrobić i żeby o to walczyć.

środa, 30 maja 2012

kobiecości

Rozmierzwiony kok na głowie, paznokcie w kolorze gdzieś między pomarańczowym a # FF8060, wczorajszy dzień wypełniony typowo kobiecą rolą - bawienie dzieci...trochę więcej kobiecości w moim życiu. Gdzieś w kościach czuję, że powoli bo powoli wychodzę na jakąś prostą. Są problemy, są zmartwienia, ale już dadzą się kontrolować. Tu studia, tu dom, tu brat jeden i drugi tu przyjaciel, tu coś, tam Florek i Kajtek - małe zmartwienia, które są i będą, ale ja nie mam na nie wpływu. Niestety no, niektóre rzeczy są zakorzenione gdzieś tak bardzo głęboko w psychice,że nie da się człowieka zmienić, choćby się chciało choćby to był mój brat, syn czy facet. No nie da się! I będę to przeżywać, bo będę, bo nie byłabym sobą gdyby było mi to obojętne, bo ja przecież kocham....To nic,że Kinga się zmieniła, to nic,że trudno jej o sobie opowiadać, o tym,co czuje, o tym jak wygląda jej życie, to nic,że nie jest jak kiedyś, to da się jeszcze pozmieniać, to da się jeszcze wyprostować. jescze nic nie jest przesądzone, jeszcze nie jest za późno.... :)

Dalej wzruszają mnie faceci, którzy z taką troską patrzą na dzieci....Zawsze mnie będą wzruszać takie obrazki z życia codziennego. Kiedy wracam chociażby na moją piękną i widzę faceta ubranego w sportowe ciuszki, niosącego piłkę do nogi,a koło niego może 3-4letni chłopiec ubrany tak samo- widać,że mieli udane popołudnie :))


                                                   


-Plose pani, plose pani, mogę na barana?
-Oczywiście.

Czyżbym znalazła to,czego tak długo szukałam? To się okaże. Póki co, jest mi z nimi dobrze, jest mi dobrze,kiedy patrze na Małe Radości i kiedy mogę tulić w ramionach Nowego Przybysza, albo uginać się po cieżarem 5latki roześmianej od ucha do ucha wtulającej się w mój bark i szepczącej dziecięcą szczerością "mmm, moja ciocia", odprowadzając do pokoju małą Julkę, z której ust wypływa ciche "ty tes idzies ze mną do pokoju". Mała, dziecięca szczerość, naiwność i ich miłość. W tym się odnajduję :)








Szefie,czuwaj nad tym, proszę !





sobota, 26 maja 2012

what`s up?!

Chyba tylko jeden raz w życiu tak się bałam jak dziś. To było okropne. Mimo moich 20stu lat ugięły się pode mną nogi. Mimo mojego dorosłego życia - ugięły się nogi. Myślałam,że dostanę zawału, że zaraz umrę na tej ulicy. Że nie dojdę do domu. Znów się bałam. I znów uciekałam, ale tak, żeby się nie wydać, tak radził kiedyś Kuba.

niedziela, 20 maja 2012

żeby życie miłym było

Kiedy patrzę na te minione dwa tygodnie,które umknęły mi przez palce tylko się utwierdzam w przekonaniu,że życie jest piękne,że życie jest bardzo ale to bardzo wymagające,że ta dorosłość, w której przychodzi mi teraz uczestniczyć jest cholernie trudna. Nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy,że tak ciężko jest mówić o własnych uczuciach,odczuciach. To paradoks,bo przecież zazwyczaj człowiekowi najlepiej mówi się o sobie właśnie. Czasami dobra kłótnia nie jest zła, czasami kilka słów bolesnej prawdy od najbliższych osób jest złe. Ale to trzeba zrozumieć, z tym trzeba się uporać raz i drugi, i trzeci, i dziesiąty, i setny,i....,żeby dojrzeć do tego,że w życiu trzeba popełnić mnóstwo błędów,by czegoś się nauczyć. Tej prawdy nie należy się, Kingusiu bać, tę prawdę trzeba przyjąć i należy nauczyć się w niej żyć. Bo nikt dla mnie nie chcę źle, wręcz przeciwnie - tyle Ludzi się o mnie troszczy, tyle Ludzi skoczyłoby w ogień gdyby trzeba było. Może nie zawsze wszystko rozumieją, może nie zawsze łatwo przychodzi im zaakceptować mój sposób życia,ale Oni nie chcą źle. Z serca Wam dziękuję :*


Coraz większy mam problem z tym,żeby wybrać, co jest ważniejsze: czy oaza i moje zobowiązania, czy choćby grill w rodzinnym gronie? Czy powiedzieć, co myślę na dany temat z ryzykiem wywiązania się kłótni,czy może odpuścić i ulec?  Codzienne wybory, codzienne decyzje, codzienne wyzwania. Ot,co niesie nasze dorastanie do dorosłości. :]

piątek, 11 maja 2012

to się dzieje

Tak tak,taka właśnie jestem jak za długo śmierdzę nie-wyspowiadaniem-się. Choć to przecież nie długo,bo kilka tygodni. To się właśnie dzieje. Nic mi nie pasuje,nic mi się nie podoba,wszystko mnie drażni, do wszystkiego i wszystkich mam tylko"ale", każda puszczana muzyka wydaje się beznadziejna.
I znów czuję się beznadziejna,pomimo księżniczki, znów czuję się samotnie, znów odpycham moich Ludzi. Boże,jak ta dorosłość mnie czasem przerasta! :/ Jak w tym życiu dorosłym trzeba być odważnym, odważnym nawet do tego,żeby odważyć się wyjść samemu na rolki i palić się ze wstydu,że zapomniałam jak się na nich jeździ....Przerastają mnie nawet takie rzeczy. Wstyd się przyznać,ale przerasta mnie czasami nawet słuchanie,jak to inni są szczęśliwi, jak to dla nich życie jest piękne, jak oni czują się piękni, jak wszystko im cudownie pachnie.A ja tego nie czuję. I budzi się we mnie to okropne uczucie. A przecież ja też próbuję, przecież ja też chcę, ja też się staram, dlaczego mi tak nie wychodzi,jak im?! No dlaczego?

Zbierając betki w pokoju obok popatrzyłam na słonia R. i wywiązał się nami niesłyszalny dialog:
 -Ki,ja to czasami naprawdę cię nie rozumiem i momentami mam cię dość.
-Nie przejmuj się R., ja siebie też - pocałowałam go w trąbę i wyszłam.


W tym tygodniu są  tylko 2, no może 3 rzeczy z których tak naprawdę się ucieszyłam:
wynik z PP, powrót Agatki, odświeżony talent do bazgrania. Teraz czekam na wiadomość w jeszcze jednej sprawie. Może w końcu znajdę coś dla siebie i ja...



poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Inna droga?

Być może Pan Bóg ma dla mnie inny plan. Ja się jeszcze nie poddałam,ale zakładam opcję takową,że może to nie jest moja droga :]



A teraz? czas na odpoczynek! :)

piątek, 27 kwietnia 2012

Never give up!

Tak zastanawiam się,jak bardzo Mu ufam. Czy ufam Mu na tyle,żeby aż tak się bać? Połową sukcesu jest to,że już mnie to tak bardzo nie paraliżuje. Trzeba zrobić ile człowiek jest w stanie, a resztę zrobi...On :) Zawsze tak jest. A jeśli nawet by mi się nie udało...to jestem pewna,że w zamian za to czeka mnie coś lepszego. Więc zabieram się do pracy, na te ostatnie jeszcze dwa dni. To tylko dwa dni. Wytrzymam! zrobię,co mogę! Nie dam się tak łatwo!


niedziela, 22 kwietnia 2012

kochać od dziś

To nie przypadek,że dwa tygodnie temu zostało poukładane.
To nie przypadek,że J.i M. zostali ocaleni.
To nie przypadek,że Ktoś odchodzi...właśnie teraz.
To nie przypadek,że w ciszy.
To nie przypadek,że po prostu sobie zasnął.

Kiedy małe dziecko pyta "dlaczego?" a ja mu tłumaczę,że Pan Bóg tak chciał i On ma do tego prawo, chce żebyśmy byli szczęśliwi, a kiedy już nie możemy być tutaj to zabiera nas do Siebie. I tak tłumaczę i tłumaczę i wyjaśniam, że Pan Bóg najbardziej kocha dzieci, kiedy próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje psie niebo,czy kiedyś dziadka zobaczy, czy będzie ją pamiętał, czy ją kocha...kocha, poczułam wewnętrzne uspokajanie, wyciszanie. Emocje musiały zostać za progiem. Przez chwilę czułam się jak dziecięcy psychoterapeuta a zarazem jako swój własny. Ale nie wszystko da się poddać takiej terapii, owszem można się do wielu rzeczy przyzwyczaić,ale czasami to kłucie powraca i biegnąc po schodach na górę trzeba chować przeciekające powieki przed Mamą,żeby się nie martwiła. Trzeba je doprowadzać do prawidłowego stanu rzeczy w zastraszająco szybkim tempie,kiedy te ani drgną. I co wtedy zrobić? zatrzymać się, spojrzeć w górę i przypomnieć sobie "nic nie poradzisz,więc przyjmij". 

Dziś,kiedy nie czuję w ogóle niedzieli, kiedy niecodzienne sprawy wchodzą na głowę mam taki cichy dzień. Nie  potrzebuję rozmawiać, nie potrzebuje płakać. Nie to,żebym była załamana,zdołowana,nie...po prostu potrzebuję tej ciszy,żeby pożegnać w sobie i się. 


dusz zjednoczenie? może kiedyś i na to przyjdzie pora. A ta pora zapewne też nie będzie przypadkiem.











Boże, dziękuję za Ich ocalenie. Dziękuję za Twój "przypadkowy" system.

środa, 11 kwietnia 2012

ulżyło

Po wielkich trudach, po wielkich zmaganiach "powiedzieć,czy nie", po zdobywaniach się na odwagę doszliśmy wreszcie do konsensusu. Tak bardzo było tego brak w tym wszystkim. Teraz widzę,że ostatnie miesiące to było szukanie tego źródła, to nazywanie rzeczy po imieniu, spraw, emocji,wszystkiego. Bez tego nigdy by się to nie udało. Bez tego śmierdzącego czegoś nigdy by sie nie udało. Bez Niego nigdy by to nie doszło do końca. A raczej początku. Nie powiedziałam tego, bo tak trzeba było,bo inaczej to byśmy się rozpadli i każde w inną stronę poszło. Nie dlatego. Powiedziałam tak,jak ja to rozumiem, jak ja to uważam, jak ja to zdołałam pojąć,jak czuję. Potraktowaliśmy to jako nowy początek. Bo nie warto tego co było,zaprzepaścić. Warto rozmawiać i wyjaśniać. Warto! Dzięki, ogromne dzięki za monolog i przerywanie.Za tę ciszę, Boże jak Ci dziękuję za te ciche miesiące. Dzięki!



Teraz kiedy już tyle spraw wyjaśnionych, myślę,że teraz można zacząć też inne początki :)
Boże,jak dobrze!

nie dla mnie to

Nie lubię świąt. Tzn te w Kościele, wśród ludzi,oazy, śpiewów, liturgii lubię bardzo,ale te domowe? Ich już dawno nie ma. Bo święta to czas radości powinien być, czas bliskości, zrozumienia, porozumienia, a tego brak, a to boli,a to zamyka. Marzę o tym,żebyśmy jeszcze kiedyś zjedli obiad w pełnym składzie i w spokoju. Marzę o tym. Pozostawiam już to w Innych Rękach.

A Triduum? Z roku na rok inaczej je przezywam. Są dla mnie coraz bardziej święte, coraz ważniejsze, coraz piękniejsze,coraz mądrzejsze :) Kantyk nam wyszedł nawet, a jak już Kantyk wyszedł to inne to już pikuś :) Byłam wzruszona. Dla niektórych święta to wypoczynek,dla mnie od kilku lat już nie ma takiego wypoczynku,ale to w tych świętach lubię. Że to jest czas dla Boga, dla tego,czego On dokonuje a nie dla egoizmu i własnych potrzeb.

Lubię też,kiedy Marcin wraca na przerwę i mówi "cieszę się,że nasze spotkanie odbyło się na Eucharystii" albo jak głosi nam konferencje z taką już pokorą i dystansem :) Wskazuje to tylko na jedno,że Jego mądrość, powołanie dojrzewają... :))

niedziela, 25 marca 2012

mat śoc śydeiK

Kiedyś Tam coś się wydarzyło. To "kiedyś" było całkiem niedawno. "Całkiem niedawno" tzn.ostatnio. "Ostatnio" czyli wczoraj? Nie, kiedyś...Tam, czyli w miejscu zawsze aktualnym, nieprzeterminowanym, dla każdego,każdej,dla wszystkich. Tam,kiedyś coś się wydarzyło. Coś,czego efektów wizualnych nie zobaczycie,nie zobaczę też ja. To coś, co czuję, tu i teraz. I już nie "chcę", ale "pragnę"! 


Kilka dni temu usłyszałam mimochodem jedno zdanie,że jeśli w moim życiu dzieje się źle, coś mnie strasznie boli,krzywdzi, zdradza, żądli,kąsa to mogę być spokojna, bo Bóg nie da mi już nic gorszego. Boży paradoks. Tak, On zdecydowanie lubi paradoksy. A ja coraz bardziej lubię tę Jego pokręconą, zupełnie odwrotną niż moja - logikę. 

niedziela, 18 marca 2012

a gdyby...?

Strasznie nie lubię tego pytania,ale człowiek uwielbia je zdawać. Dzisiaj jeden chłopak z mojej grupy zapytał mnie "co by było,gdyby Maryja nie przyjęła woli Bożej?" ....zdębiałam. "Najprawdopodobniej nie byłoby Jezusa, nie byłoby Zbawienia...Nie wiem.Nikt tego nie wie,ale  świetne pytanie i zmusza do pięknej refleksji" :)
Nigdy tak o tym nie myślałam.

***
Zaglądam co rusz do M.Pana i nie widzę żadnych nowości. Ale nowości listowne są i owszem. A w nich dwa zdania,które chwyciły mnie za serce. Można je interpretować na kilka sposobów,ale my interpretujemy je tylko w jeden sposób,najbardziej odpowiedni,żeby już nie stawiać tych pytań "co by było..",żeby zburzyć kraty i bariery,żeby w końcu nastał spokój i pewność. Straszliwie ważne te zaledwie dwa zdania,straszliwie. Jasno,konkretnie,odpowiedzialnie,na temat, bez owijania, czarno na białym - to lubię. To taka męska decyzja, którą zawsze podziwiam.

***
Kolejna "męska" decyzja to ta Twoja. Nie tyle decyzja, co "propozycja". Albo,albo. Bez półśrodków. Jestem z Was dumna! Zawsze byłam pewna,ale teraz to już jestem najbardziej pewna,że dacie sobie radę :) I Ty i R. ;*

wtorek, 13 marca 2012

(wz)ruszenie

wzruszyli mnie po raz kolejny,tym razem oboje. Siedząc  na nowej posiadłości W. przy kubku gorącej herbaty w niedzielny marcowy wieczór. wzruszyli mnie. Że jeden dla drugiego sprzedałby motor i nawet obrabował by bank. wzruszyli mnie, wzruszają. Jak bardzo możemy na siebie liczyć. Jak bardzo! wzruszają mnie.


Nie mam czasu na siebie i na Niego. Jakbym nawet chciała i się starała to nijak mi to nie wychodzi. Dzień się toczy od rannych wykładów,zajęć do popołudniowych,aż wieczór wracam styrana na mieszkanie i nie mam już na siły. A to dopiero kończą się zajęcia a ile jeszcze przede mną! "Zrób coś dla siebie, znajdź coś "swojego" i zajmij się sobą,bo kiedy jak nie teraz?" Ale kiedy! no kiedy? No ja nie wiem. Ale tak dalej być nie może,muszę zacząć dbać o siebie,chociażby łażąc po krawężnikach i skacząc po kostce jak "w klasy",coś muszę. Mama mówi,że muszę duuuużo pić,bo moja krew jest za gęsta i nie nadąża z parkowaniem tlenu. Ma rację,bo Mama ją zawsze ma.

-Aga...
-No co?
-Bo...ja płaczę!
-Uuu...uuhuu...
-co?Płaczesz ze mną?
-Nooo!

:*


Pamiętajcie,żeby dużo pić wody i Wody! :)

czwartek, 1 marca 2012

Knock out

Skończyła się! Ta wredna, która nie dawała spokojnie żyć i cieszyć się, skończyła się! Pokonałam ją! "knock out" absolutny. Zgubiłam się w tej sesji. Strasznie się zgubiłam. I nie tylko się,ale inne ważne sprawy - pogubiły mi się. Nie chciałam, ale tak wyszło. Dziś powróciła do mnie radość.Powróciła chęć do prawego życia. Następnym razem nie mogę dać się z knock out-ować, to ja muszę knock out-ować. Wczoraj już prawie się poddałam, już popłakałam się,że nie mam czasu nawet dla Tej, z którą mieszkam i dla Tego, który Jest. Teraz trzeba poświęcić przysłowiowe "40h", żeby nadrobić,co stracone. Teraz czas odnajdywania zagubionych. A dzisiejszą moją radość podwoiła cudna wiadomość od R. - cieszymy się obie w takim razie! :) Nie strasznie mi było pokonywanie pieszo (truchtem) tych dwóch, prawie trzech przystanków,bo dla takiej radości,takiego śmiania się wspólnego -opłacało się :) Jedna przykrość z dziś? Pojawiła się,ale szybko zniknęła.Obiecałam sobie niegdyś,że nie będę do tego wracać,że nie będę wracać do niego i nie będę! Jednak mimo wszystko przykro,że tak bezsensownie tkwimy z niewyjaśnieniu...i tyle. 

Śliczna daje radość, pozwala na smutek, toleruje dzikość, daje schronienie i wierzy w Ciebie,nawet jeśli Ty już sam w siebie nie wierzysz.

Martin mnie wzrusza tekstami, które płyną z Jej ust,kiedy ciepło trzyma za rękę i mówi "razem lepiej się uczy" :)

A najbardziej lubię wychodzić w ostatniej chwili na korytarz szepcząc "kszy,kszy...kocham Cię" i  życząc całym sercem spokojnego dnia :) 



środa, 22 lutego 2012

bez-ludzie

Tak,tego potrzebuje  b e z l u d z i a, totalnego. Dlatego obmyślam plan, by wybrnąć obronną ręką z tego okropnego stanu. Zaczyna się Wielki Post, więc dobry to czas na realizację niektórych planów. To dobry czas, żeby odpocząć od wirtualnego świata. Niestety w pełni na pewno się nie uda,ale po części będę o to walczyć. Ktoś to dobrze dziś ujął : jak chcesz odpocząć,nie rezygnując? Ma rację. Nie uda mi się, jeśli właśnie  z czegoś nie zrezygnuję. Trzeba zatem zacząć od tego, co zabiera najwięcej czasu a nie daje pożytku,ani radości. Trzeba coś zrobić. Inni czytają o.Fabiana, niektórzy jadą na stok, jeszcze inni odpocząć mogą w domowym zaciszu, może w klubie, może tańcem,może śpiewem. Ja potrzebuję czegoś innego. Czegoś mojego i czegoś zarazem Jego. Ruszam zatem w mój mały Wielki Post. I życzę sobie, żeby to,co nie potrzebne i bolesne, i złe i niedobre,niesmaczne przemienione zostało w popiół a potem,by ten popiół mógł zostać wysprzątany a reszta przykryta skórą z delfinów.
Tego właśnie sobie życzę!
 I niech mi ręce uschną!



podnieść się trzeba.
             

       

niedziela, 19 lutego 2012

walka z hipokryzją,ale i ...dawanie szansy

Patrzę na otaczający mnie świat, ten najbliższy i to,co widzę to jedna wielka h i p o k r y z j a. Mówią "nie rób tego,tamtego" a sami tak robią , "nie mów tak" - a sami tak mówią....Każdy w swoim życiu może sobie przypisać status Małego Hipokryty. Ot,co! Ja też. Kilka dni temu Czarny się mną zabawił. Chciał odciągnąć od tego,co Boże. Wmawiając,że nie mogę,bo noszę w sobie żal,nie mogę,bo to nie do końca będzie fair. Udało mu się! Nie poszłam jeden dzień, drugi, trzeci i czułam się brudna, jak jakaś kupa śmierdzących śmieci, ciężka i zupełnie nieszczęśliwa,oddalona od mojego Przyjaciela. W dupie! Nie wytrzymałam! I poszłam Mu opowiedzieć, poszłam Mu opowiedzieć,że jestem słaba,że nie potrafię bez Niego,bo tak jest - nie potrafię.
A On dał mi kolejną szansę. Tak ja tez muszę ją dawać, temu,do którego czuję żal,niechęć,czasami gniew,podniosłość. Muszę zwalczać moje niedoskonałości z Nim,w Nim,przez Niego,dzięki Niemu.
 Dzięki Bogu,że się ocknęłam :)

R. mnie wzrusza coraz bardziej np "całowankiem" :) Uwielbiam go, uwielbiam przychodzić do pokoju kiedy jeszcze śpi i siedzieć przy nim i głaskać go po łysince. Nic nie sprawia mi takiej radości jak robienie mu parówek z serem, kiedy tak naprawdę próbuję mu uświadomić,że ma dwie zdrowe ręce i musi nauczyć się w końcu sam ich robić :) A to co on robi dla mnie,dla Mamy to jest coś absolutnie niesamowitego. To były absolutnie najpiękniejsze walentyki od kilkunastu lat :) Przyniósł nam piękne czerwone róże. A zaraz potem dał nam po buziaku i smakowitym ciachu. Zrobił przepyszną robusiową kawę i usiadł przy stoliku. Później zabrał nas na spacer :) Łaziliśmy po lodzie grubości kilkudziesięciu cm. Ja się bałam jak głupia, bo "ten lód jest przecież za cienki, zaraz się złamię, ja nie idę,chcecie to idźcie sami! :P " Mama skakała po schodach wg zasady 1-2-3 oczywiście :) Ćwiczyliśmy z R. sztukę samoobrony, rzucaliśmy się po śniegu, zamarzaliśmy,ale to był fenomenalny spacer :) Kocham Ich starszliwie i nie wyobrażam już sobie życia bez nich, choć nieraz jest ciężko o uśmiech, o optymizm,ale jesteśmy razem,ciągle jesteśmy razem i trzymamy się zasady MAG !

Nie zabrakło też walentynkowej Trójeczki :) Komedię by można było nakręcić z tego "posiedzenia", skecz, parodię związku R.i A. A i tak się kochają - to czuć,widać,słychać. W Ich żartach, gestach,nawet docinkach :) Dają radość!

Czwartkowa noc okazała się kilkugodzinną,przyjacielską,radosną,racuchową posiadówą w czwórkę :) Niestety nie udało się,żeby byli wszyscy,no ale trudno. No nie zawsze tak się da,żeby mieć wszystkim obok siebie. Zadowalaliśmy się sobą  :)) Oglądaliśmy film najpierw o miłości,o ramansach i ble ble ble, a drugi......film o wszystkim. Potem przyszedł czas na psa - idiotę, opętanego kota, polewkowo chrapiącego psa....uśmialiśmy się jak nigdy, Marcin aż się popłakał,a ja z nim. Brzuch bolał mnie od śmiechu aż do rana. Rano śniadanie, sprzątanko i powrót.
A co ważne?
"Ta noc była bardzo potrzebna.
 Wiele we mnie utwierdziła, poukładała w głowie i w sercu i utwierdziła co do mojej przyszłości". Co może  być piękniejszego od szczęścia Przyjaciół?
No,chyba tylko własne szczęście

Takie moje ferie. Krótkie, stresujące, nerwowe, odkrywcze, przyjacielskie,takie moje, a w gruncie rzeczy - nasze :)

czwartek, 9 lutego 2012

mała potrzeba

Noszę w sobie małą potrzebę. Na imię jej "DWA DNI". Dwa dni prawdziwego odpoczynku. Nie na ślicznej, nie w domu, nie w krk, nie przed fb, gry.pl...Dwa dni gdzieś troszkę dalej, gdzie będzie cicho, mało osób, dużo śniegu i powietrza. Gdzie na moment zapomnę o wszystkim co jeszcze mnie czeka. Dwa dni.

 

czwartek, 2 lutego 2012

niezły plan!

To co dzisiaj się wydarzyło przekroczyło moje wyobrażenia. Najpierw "zawrotny" autobus "za tramwaj", później zapierniczanie na butach niby krótki kawałek,ale na takim mrozie to trwało jakby 15 km na Syberii. Dobrze,że Agatka była obok,bo bym się chyba popłakała ;* Ale to nic. Żeby tego było mało Aga w końcu wsiadła w tramwaj a ja...myślałam,że idę w dobrym kierunku na L. a okazało się,że cały czas szłam zupełnie w odwrotną stronę. W połowie drogi coś mi kazało się zatrzymać i  zapytać kogoś gdzie ja jestem. Kiedy już odnalazłam dobry kierunek na L. spojrzałam na zegarek i pomyślałam "no nie zdążę" . Więc zadzwoniłam do dziewczyn,że napiszę tego kolosa na drugiej grupie.No i szłam dalej. Na całe szczęście jeszcze się nie zaczęło,wiec jednak zdążyłam :) Uff...Potem powrót był jeszcze ciekawszy. Pewna,że już tramwaje zostały wznowione wsiadłam sobie do tego,który rzekomo miał jechać w moje strony. Zmienił trasę,tylko jakoś nikt nas o tym nie poinformował. Jechałam jak mały zagubiony piesuś. Pojęcia nie miałam gdzie,ale jechałam. Jadę i jadę, już ze łzami w oczach, bo czasu niewiele. Dojechałam. Wysiadłam na jakimś wielkim rondzie,tam pobłądziłam jakieś 20 minut na coraz większym mrozie i udało mi się wsiąść do właściwego tramwaju i w końcu znaleźć się na mojej W. Styrana, zmęczona,przemarznięta do kosmków jelitowych wracałam zrezygnowana na mieszkanie. Na Ś. szło dwóch młodych chłopaków. Rzucili w przelocie "Bóg ma dla Ciebie wspaniały plan" i  dali karteczkę, na której widniał napis "Wspaniały plan Ojca Niebieskiego" . Potem już śmiałam się do łez :) Później jeszcze kolos z biofizyki, na który pewni wszyscy byliśmy,że mamy gotowe odpowiedzi, a tu Pan Bóg powiedział już po raz czwarty( chyba) tego dnia do mnie "Nie! Ja mam dla Ciebie inny plan. Nie taki jak Ty sobie wymyśliłaś,wymarzyłaś. Nie taki. Będzie taki,jak Ja chcę i weź to zauważ, weź to zaakceptuj, weź się dostosuj, bo jak nie to będziesz błądzić jak na tych rondach dziś i się zgubisz. I te swoje plany możesz sobie wsadzić w kieszeń. No...chyba,że mi o nich opowiesz, jako o największym pragnieniu. Wtedy może coś podziałamy"
 No autentycznie tak te dzisiejsze wydarzenia odebrałam. W sumie nic wielkiego, każdy przecież kiedyś się zgubił w nieznanym miejscu, ale ten ciąg wydarzeń...nie,to nie był przypadek. Wieczór poszłam do Niego,choć mój mózg i moje przemarznięte parts of body chciały zostać pod kołdrą (najlepszą na świecie).
I tak dobrnęłam z Bogiem to końca dnia.Jestem szczerze mówiąc wykończona, ale nie zła. Nie jestem zła, ani nie mam pretensji. Do nikogo. Nawet do siebie nie mam dziś o nic pretensji. Może tylko tyle,że za krótko dziś klęczałam rano. Ale ten dzień był niesamowity w swojej nienormalności :)



Pełna tęsknoty czekam na jakieś wieści od Mądrego Pana, bo chyba okres sesyjny nie sprzyja komunikacji międzyludzkiej. Więc cierpliwie czekam, aż sobie (jak to się mówi) "odbijemy" jak już nastanie free time.

niedziela, 29 stycznia 2012

nie bunkruj się! i MAG

Znów było tak jak wtedy, tak jak we wakacje. Chciałam się odciąć od wszystkich,ale...w porę się zorientowałam,że jednak nie wszystko gra. Uff...Moje emocje i szare myśli opadły dopiero,gry stałam przy oknie zamyślona a Mama zapytała "Co się dzieje? Czemu jesteś taka smutna?" -Mamo, dlaczego tak jest,że jak przygniata mnie stres,niepowodzenia, złe emocje, coś mnie za bardzo zaboli to odcinam się od ludzi? Dlaczego tak jest?" Wiecie co Mama mi odpowiedziała? Nic. Tylko mnie przytuliła, posmyrała po ręce i odeszła. A wieczór, jak gwar ucichł przyniosła mi ciasto drożdżowe do pokoju,jak uczyłam się socjologii. To jest moja Mama właśnie :) I dopiero wtedy, jak to powiedziałam,że ja faktycznie odrzucam,jak ja sobie to uświadomiłam, dopiero wtedy mi "przeszło". Dopiero wtedy mogłam wstać, zebrać siły i iść dalej,znów się uśmiechać, stanąć do walki. A potem jeszcze usłyszałam "Nie bunkruj się! Boli to boli, masz takie słabości to masz, zrób coś z tym,ale nie bunkruj się,bo to nic Ci nie da i na końcu zostaniesz sam". Czułam się jak mały hipokryta,który innym radzi,który mówi,żeby sie nie poddawać,że to nie takie straszne problemy a za chwilę co robi? Załamuje się. "To wbrew zasadom" jakby to Grand powiedział. "Rzucają Ci przecież kłody pod nogi,żeby Cię sprawdzić. Musisz je odrzucić. Do końca dojdą tylko najwytrwalsi a Ty będziesz w gronie zwycięzców. MAG! " . Potem sobie jeszcze pomyślałam,że nie po to walczyłam o moją motywację,nie po to się o nią troszczyłam, i nie po to ją sobie wypracowałam,żeby w dwie minuty mogła tak po prostu prysnąć. Tak łatwo się nie dam. Jeśli mnie wywalą, to jeszcze nie teraz. Bo teraz maszeruję!

Co mnie dziś wzruszyło? Grand oczywiście, bo ostatnio tylko on mnie wzrusza.

"Gdybyście mnie nie zatrzymały tobym się nie spóźnił,ale chciałem poczekać na Ciebie....bo Cię kocham"

Biegniemy na śliczną, chwycił mnie za rękę i mówi:
"Ludzie muszą Cię ze mną zobaczyć,żeby wiedzieli,że nie mogą z Tobą zadzierać, bo w razie czego jest ktoś kto będzie Cię bronił"

Oto mój niepozorny Grand! Zrobiłabym dla niego wszystko,więc nie mogę się tak po prostu poddać. Kocham go nad życie ;*

sobota, 28 stycznia 2012

najpierw i potem

Krok 1. Najpierw porozmawiać, a potem naskrobać na blogu.



Odkryłam kolejną rzecz, z którą muszę walczyć.

wtorek, 24 stycznia 2012

zaburzony spokój i wesele

Biegłam jak głupia, najpierw do babci i cioci, a potem tu do domu. Cieszyłam się,że możemy zrobić Rodzicom niespodziankę na tę 25. już rocznicę. Skoro ludzie tyle ze sobą wytrzymują to przecież muszą się kochać,no muszą. Nie spodziewali się niczego, a już na pewno nie dziś :D i super!!! w końcu się udało :) Siedzieliśmy sobie w pokoju z cioteczkami i żartowaliśmy o świńskich rzeczach,  a tu sms. SMS, na którego nie wiedziałam znów jak zareagować. Więc pomyślałam "Agata, ona będzie wiedzieć". Bo ja nie wiedziałam. dlaczego?  Sprawa jest bardzo prosta - nie umiem udawać,że wszystko jest ok i wyjaśnione. Nie umiem i nie chcę. Ale no, odpisałam. Ale po co ten SMS? dlaczego? nie rozumiem, zupełnie tego nie kumam. No,ale nie ważne. Najwazniejsza jest druga część cudownego wieczoru:

-Kocham Cię,wiesz?
-Kruszon,ja Ciebie też. Wyrżnąłbym dla Ciebie pół świata,albo i cały :)
Przytuliłam go z całych sił i już wychodziłam z pokoju kiedy jeszcze zawołał:
-Kruszon...
-No co Miśku?
-MAG!
-Powiem Ci,że czasami szlag mnie już trafia w tym krk,ale maszeruję do przodu,na ile jestem w stanie :)
-Jestem z Ciebie dumny!
-Dzięki ;*
Pocałowałam go w czółko mówiąc "dobranoc" i wyszłam.
Kocham go z całych sił.



Jest godzina 03:08 a ja zamiast się położyć spać, bo rano do krk, to siedzę i piszę bloga. Właśnie po to go mam,żeby pisać o czymś na bieżąco, co mnie dotknęło,co poruszyło,co wycisnęło łzy, co uszczęśliwiło. Zdecydowanie dzisiejszy dzień uszczęśliwił mnie  tym,że mogłam sprawić (wraz z innymi) radość tym, których kocham.  :]

a myśl o SMSie zostawiam.  Idę już spać, by zbytnio go nie rozważać  i nie rozkminiać, dlaczego się pojawił. Nie po to wychodziłam tyle z tego "obłędu" myślenia, by teraz dać się znowu w niego wciągnąć.
Chyba nie po to.

piątek, 20 stycznia 2012

w błogosławionym zamęcie

-Wiesz Aga, czuję się jak wtedy-w maju-kiedy uczyłyśmy się do matury.
-No, a ja tak,jak wtedy kiedy wszyscy gadali o tej maturze, nikt nie wiedział, czego się spodziewać i wszyscy się nakręcali...
-Został na szczęście jeszcze tylko jeden tydzień, może dwa i będzie po wszystkim :)
-Nie wyobrażam sobie,że mogłoby Cie nie być na tym mieszkaniu! Nie wyobrażam.




-Martwię się dziś o Ciebie
-Nie potrzebnie, mam po prostu chamowaty dzień i tyle :]
-Rano takiego nie miałaś.
-To się właśnie nazywa "burza hormonów", trzeba ją zrozumieć i przeczekać :] 
Nie martw się,nie ma o co :)




-Czy ktoś w tym domu mnie...
-A co to takie pienkne tu przyszło?! :) A kto to taki pienkny wstał?! :)


-Poleżakujemy dziś?


-Justynka, bo ona powiedziała,że mnie nie lubi i w ogóle obie się ze mnie śmieją :(
Justynka otwiera tajemnicze pudełko i wyciąga cukierka, daje mi go i mówi: zjedz sobie i nie idź już do nich! :D


Kiedy trwa tygodniowy zamęt,i ten w mózgu,i ten na mieszkaniu, i ten na studiach i słyszę takie (powyższe) słowa,pytania myślę sobie,że dobrze,że tu jesteśmy :) I się rozumiemy. Rozumiemy swoje burze, te duże i te małe. Możemy gadać i tłumaczyć sobie nawzajem co nam pasuje, a co nie, co nas boli i gniecie, a dzięki czemu jesteśmy szczęśliwe. Cudne to uczucie mieszkać tak z Nimi :) ;*






a na koniec...


"daj się znaleźć" :)

niedziela, 15 stycznia 2012

Talitha kum

W tym tygodniu czuję się właśnie tak,jakby Ktoś codziennie mówił do mnie tak czule,najczulej jak tylko się da "Talitha kum" Nic więcej nie mówi,tylko tyle. A potem już sama stwierdzam, że życie jest dobre i smaczne, trzeba tylko nauczyć się jakoś z Nim współpracować, a nie siedzieć i użalać się nad sobą. Jeśli życie nam się nie podoba, to trzeba je zmienić,albo choć spróbować cokolwiek zmienić :)  A ja póki co jestem spokojna.

Czytając wczorajszy list pomyślałam "Boże jak to dobrze,że nauczyliśmy się rozmawiać. Teraz to możemy sobie podać dłonie i powiedzieć: gratuluję!" I z niesamowitą radością czytałam o Twojej radości, która w końcu nastała :) O podkopane fundamenty się nie martwię, nie martwię się po prostu :)) Jestem spokojna.

Siedzę nad tymi notatkami, które rozklejam na ślicznej, żeby tylko wbić sobie te rzeczy do głowy, choć te najważniejsze :) Wypisuję po tysiąc razy jedno i to samo, bo mi zależy. I nikt tego za mnie nie zrobi. A ja, póki co, jestem spokojna :)


jeszcze życie wyjdzie mi i  Tobie też :]

środa, 11 stycznia 2012

daj mi chwilę

Skończył się mój limit budowania w pojedynkę,no niestety,ale skończył się. Z jednej strony cieszę się, bo dzięki temu odkrywam wartości, o które chce walczyć, i których chcę chronić.Nie muszę,ale chcę!  I może jestem mało atrakcyjna,może nie mam jeszcze swojego Faceta,może go nie będę miała,nie wiem, ale mam już jakieś te swoje zasady. Umiem rozmawiać o nawet najtrudniejszych sprawach, najtrudniejszych problemach,choć czasami przychodzi to z ogromnym ogromnym trudem,blokowaniem,ale po jakimś czasie umiem. Nauczyłam się tego przy Nich. A to,że w torbie niosę jakiś ogromny,cholerny,śmierdzący syf to już mój syf,który muszę odważyć się podźwignąć,ale już sama,bo tylko wtedy odkryję jego wartość .Tego już nikt za mnie nie zrobi. Więc daj mi chwilę,Boże. Daj mi jeszcze chwilę. Daj tę jedną i drugą,tyle ile trzeba. Dawajmy sobie chwile na ważne rozmowy,żeby wyjaśniać,żeby już nie było nieporozumień,niedomówień, i co najważniejsze,żeby nie składało się kupy jedno wyjaśnienie do drugiego. Dawajmy sobie te cenne chwile. Czy to na Plantach,czy w łóżku,czy na alejach przyjaźni, czy gdziekolwiek indziej. Dawajmy sobie je i wtedy będzie można mówić,że naprawdę budujemy,że nam zależy,że chcemy. Nie bójmy się rozmawiać o ważnych sprawach,bolesnych, o pretensjach, o kłuciach. Nie bójmy się ryczeć,jeśli potrzeba,krzyczeć,jeśli tak właśnie trzeba,ochrzaniać się nawzajem,jeśli tak właśnie potrzeba! Bo to takie ważne. Prawie tak ważne jak wracanie na mieszkanie po całodniowym styraniu,wytyraniu itp ze świadomością,że wracasz gdzieś,gdzie Cię kochają, gdzie ktoś przywita Cię z otwartymi ramionami i z serdecznością rzuci "a kto to taki piękny przyszedł?" Strasznie to doceniam.I doceniam też "ufam Ci, nie bałabym się gdybyście zostali tu nawet na cały weekend sami. Nie boję się o to".Jakie to jest piękne i ważne,że Facet mojej najlepszej Przyjaciółki ,z każdym dniem coraz bardziej,może stawać się moim kumplem :) Bardzo też doceniam,kiedy mieszkanie w jednym pokoju jest budujące. Nawet jeśli czasami nie chcę się o czymś bolesnym rozmawiać. Nawet wtedy.O nic się nie martwię,jeśli chodzi o wspólne mieszkanie. O nic. Bo wszystko jest bardzo potrzebne,bo my jesteśmy sobie potrzebne. Potrzebny też jest "rekin wyrzucony na brzeg morza", potrzebne są gumy za 0.99zł, potrzebne jest wspólne oglądanie i chamskie komentowanie ulubionego serialu, potrzebne też jest zwracanie uwagi,jeśli niezgaszone światło,jeśli za dużo wody,jeśli za zimne krokiety,jeśli potrzebna jest przedsesyjna cisza nocna :P To wszystko jest tak bardzo potrzebne. Bo życia uczymy się od najprostszych, najcodzienniejszych czynności i rzeczy :))

Cieszę się, kiedy widzę jak się zmieniają, jak kwietną w moich oczach,jak okazują sobie uczucia,jak się nie wstydzą, jak robią razem krokiety,jak są dla siebie chamscy,ale w takiej serdeczności, jak po prostu sie kochają, z każdym dniem coraz bardziej do tego dojrzewając,coraz bardziej sobie ufając,coraz bardziej się rozumiejąc,niesamowite to dla mnie jest,jak rok może dużo zmienić,jak ludzie mogą się zmieniać pod swoim wzajemnym wpływem,ale na dobre,na lepsze,na pewniejsze.Kiedy utwierdzają się w decyzjach, w planach na przyszłość,kiedy biorą życie za nogi,ale nie Pana Boga,kiedy są dzielni i umieją przetrwać najgorsze smrody. Nie mogę się nadziwić. I ja? I,że ja mogę w tym uczestniczyć - w jednym łóżku,w jednej kuchni, przez cały czas widząc w oczach zaufanie, czując jak wypływa to z ust : tak,ufam Ci! Dziękuję i cieszę się przeogromnie! Rośnijcie dalej. I wiesz? Są tacy ludzie w moim życiu,których jestem gotowa chronić,nawet kosztem siebie :]

Zamieszczam tu coś, specjalnie dla Kogoś,a niech się ucieszy! :))

poniedziałek, 2 stycznia 2012

gdy nadejdzie kolejna pora

Trudne są te rozłąki. Tę ze starym rokiem spędziłam jednak najlepiej w życiu,bo wśród tych, z którymi najpewniej,najbezpieczniej, których najbardziej kocham. I witanie nowego roku na polach to zupełnie co innego. Nie potrzebna mi Dolina Chochołowska, nie potrzebne mi tamte gwizdy, nie potrzebny mi tamten krajobraz,skoro mam to wszystko jeszcze lepsze,jeszcze piękniejsze na miejscu. Kocham Ich strasznie.

Można by rzec  "trzeba wracać do rzeczywistości", ale do jakiej,skoro jest tylko jedna,ta co dzieje się cały czas. To jest rzeczywistość. Czasami strasznie trudna, męcząca,stresująca,a momentami zapierająca dech w piersiach,np tak jak wtedy przed domem bodajże 221,kiedy gwiazdy znów tańczyły, a Mały Książe zdawał się mrugać, kiedy oglądaliśmy "Życie jest piękne", wcinaliśmy sałatkę owocową doprawioną ziołami prowansalskimi i robiliśmy inne rzeczy :)
Niestety po dwóch tygodniach trzeba było znów się pożegnać, poczuć gorzki smak rozłąki i powiedzieć sobie "do zobaczenia" i podarować zieloną kopertę,a raczej jej zawartość. Ale istnieje jedna pewność, która podtrzymuje na duchu, która motywuje do czekania, pewność,że to "zobaczenie" nastąpi.
Nastąpi,gdy nadejdzie pora... :)WIĘC BĘDĘ CZEKAĆ!
 Abbraccarti sul tempo benedetto! B ą d ź  z d r ó w !


***

A od jutra będziemy jadać już wspólną szynkę na ślicznej. Nawet w piątek,bo będzie święto,jak to Justyna zauważyła :D I cieszę się na tą przeprowadzkę, jak na żadną inną. Znów z tymi, z którymi najbezpieczniej.
Ciężki styczeń? No ciężki. Ciężki semestr? No,tak. Ale, gdy nadejdzie pora znów odnajdziemy chwilę odpoczynku. Więc zrobię, co w mojej mocy, i CZEKAM!